Pracują przy usuwaniu plamy oleju z jezdni, kiedy o pomoc prosi ich mąż rodzącej kobiety. Bez chwili wahania zakładają rękawiczki i biegną udzielić pomocy.
- Kiedy podbiegliśmy do kobiety, było widać już główkę dziecka. Wiedzieliśmy, że nie ma czasu na zastanawianie się i czekanie na przyjazd karetki pogotowia. Wystarczyło jedno, później drugie silniejsze parcie i dzieciątko pojawiło się na świecie. Była to zdrowa, różowiutka dziewczynka – relacjonuje Łukasz Piech, starszy sekcyjny. - Mama i dziecko poradzili sobie doskonale. Pani Ania współpracowała z nami, a poród przebiegł niemal książkowo. Kiedy dziewczynka się urodziła okryliśmy ją kocem wełnianym, by w cieple mogła poczekać na przyjazd pogotowia ratunkowego. Mieliśmy przy tym dużo szczęścia, gdyż warunki nie były łatwe. I to, że poród odbył się bez żadnych komplikacji to wielkie szczęście – dodaje Wojciech Żebrowski, młodszy ogniomistrz.
Policja podejmuje decyzję o eskortowaniu kobiety wraz z dzieckiem i mężem w kierunku szpitala. Zanim jednak dojadą na miejsce, w Marianowie czeka już zespół ratownictwa medycznego, który fachowo zajmuje się mamą i dzieckiem, a także bezpiecznie przewozi obie do szpitala.
Zarówno Łukasz, jak i Wojciech w Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Łomży służą od 9 lat. Jednak jeszcze nigdy w życiu, prywatnym ani zawodowym, nie stawiali czoła takiemu wyzwaniu. Jak zgodnie przyznają, bohaterami nie czują się ani trochę.
- Po prostu robiliśmy to, co należy do naszych obowiązków i dochowaliśmy wierności ideałom, na które przysięgaliśmy – tłumaczą strażacy.
Doktor Dariusz Ślesicki, ordynator oddziału noworodków i wcześniaków Szpitala Wojewódzkiego w Łomży, postawę i działanie strażaków ocenia wzorowo.
- Poród odbył się w szczególnych warunkach, bo w samochodzie. Fachowej pomocy udzielił niemedyczny personel. Dwóch dzielnych strażaków. Ta pomoc była bardzo skuteczna. Urodziła się dziewczynka o wadze 3400 gram. Do szpitala trafiła w dobrym stanie; różowa, żywotna i ciepła. Według pierwszej oceny, dziewczynka otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Wszystko skończyło się szczęśliwie – mówi Dariusz Ślesicki. - Porody poza szpitalem odbywają się bardzo rzadko. Większość pań dociera do nas o czasie. Podczas mojej długoletniej pracy w łomżyńskim szpitalu nie pamiętam, kiedy ostatnio zdarzył mi się poród w takich warunkach – dodaje doktor Ślesicki, żartując, że śmiało mógłby zatrudnić dwóch dzielnych strażaków u siebie.
Mama i dziecko obecnie przebywają w łomżyńskim szpitalu na oddziale noworodków i wcześniaków. Czują się dobrze. Maleńka Wiktoria, bo tak będzie miała na imię dziewczynka, wraz z mamą odpoczywa po przeżyciach minionej nocy.
- Mąż się stresował, ja nie. Pytał jak może mi pomóc, a ja tylko prosiłam, by jechał szybciej. To wszystko tak szybko się działo. Skurcze pojawiły się o 1:15 w nocy, a około 20 minut później córka była już na świecie. I gdyby nie panowie strażacy, to pewnie mąż musiałby stanąć na wysokości zadania. Na ich widok z całą pewnością mu ulżyło, bo wiedział, że nie będzie sam. Myślę, że będą to niezapomniane chwile dla całej rodziny – mówi szczęśliwa mama, Joanna Lipińska.
Na mamę i córkę w domu czeka nie tylko dumny i szczęśliwy tata, ale także 3-letni braciszek, który już w rozmowie telefonicznej przesyłał całusy i uściski. Krzysztof Milewski, starszy kapitan, zapewnił, że dla małej Wiktorii miejsce w ich szeregach czeka i gdy tylko dorośnie dadzą jej mundur i kask, zaś brygadier Grzegorz Wilczyński, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Łomży, zapewnił, że będzie rozmawiał z przełożonymi o finansowej grayfikacji dla dzielnych strażaków.
- Marlena Siok | Narew.info
Komentarze