Podlaskie i "daktyle z Chile"
"Czy wystarczy stwierdzenie, że Podlaskie słynie z dobrego bimbru? Ale dlaczego to właśnie tu zakazana produkcja trafiła na podatny grunt, a jej jakość jest znana nie tylko w Polsce? To są właśnie te niuanse, te smaczki, które trzeba poznać, by w pełni docenić kuchnię podlaską". Na spotkanie w Restauracji "Na Farnej" na łomżyńskiej Starówce Andrzej Fiedoruk przywiózł swoją nową książkę "Historia podlaskich smaków". Z niej pochodzą fragmenty, które będą się nam - jak smaki w mistrzowskiej potrawie - mieszać z wypowiedziami autora i uczestników rozmowy.
Andrzej Fiedoruk wznosi niewielkie szklane naczynie wypełnione... No właśnie, czym?
- Nalewka? Raczej powiedziałbym wódka wytrawna. Daktyle i chili - mówi twórca oryginalnego smaku. (Daktyle z Chile - rymuje ktoś przy stole). - Zapanowała swoista moda. może snobizm. Zaczęło się od nalewek. Teraz przerzucili się ludziska na mocniejsze trunki. W Białymstoku to już nie klasa średnia, ale elita... Kupują sobie aparaturę i pędzą na własny użytek. I nie chodzi o spożywanie alkoholu, tylko o zabawę, jaka temu towarzyszy.
Anna Jakubowska (- Znam Andrzeja od zawsze - mówi) potwierdza spostrzeżenie o nalewkach. A jeszcze bardziej Artur Filipkowski, który zaprasza do skosztowania kolejnej kompozycji. Po kilka kropel. Tak, aby tylko wyczuć smak. Alkohol to znacząca część kulinarnych wypraw Andrzeja Fiedoruka (rocznik 1957).
- Teraz już uciekam od udziału w kapitułach konkursów nalewek. Cztery lata temu we Wrocławiu zgłoszonych było 170 różnych. Reguły nakazywały każdemu autorowi dostarczyć ćwierć litra do degustacji jurorów i po pół litra na końcowe przyjęcie. Proszę sobie wyobrazić - jakieś 85 litrów nalewek. Beczka. A w kapitule tylko 12 osób. Wyszliśmy na rynek i zapraszaliśmy każdego.
Do szuflady? Nic z tego
"Kuchnie narodowe, regionalne lub tworzone na zapotrzebowanie mediów czyste dziwolągi, typu: kuchnia molekularna czy fusion, zalewają programy telewizyjne, a prowadzący te programy w mgnieniu oka przekraczają bramy celebryckiego raju. (...) Fakt, mamy piękną kuchnię narodową i wspaniałe jej rozwinięcie - kuchnie regionalne. Jest tylko jedno ale. Jaka to jest kuchnia? Pewnikiem jest, żeby potrawę przypisać do danej kultury czy obszaru, wypada zajrzeć jej w metrykę".
- Książka, którą dzisiaj prezentuję, wynikła z mojej kłótni z byłym marszałkiem województwa, Mieczysławem Baszko. Na pewnym spotkaniu, gdzie przyjechali ludzie z całej Polski, zaczął wychwalać jaką to mamy przepiękną kuchnię podlaską. Powiedziałem wtedy: - To powiedz, jak ta kuchnia wygląda. No, jest najlepsza - on odpowiada. A ja na to: - Panie marszałku, ani nie ma żadnej monografii, ani żadnej dokumentacji. O na to: Jak to nie ma? Ja: Ma Urząd Marszałkowski jakąś książkę o kuchni podlaskiej? Doszedł do wniosku, że przyzna mi stypendium. Dostałem, książkę napisałem. Urząd Marszałkowski powiedział: - Dziękuję bardzo i zamknął to do szuflady. Pomyślałem: Nie panowie, tak to się bawić nie będziemy, nie może być tak, że do szuflady, ja żadnej książki nie napisałem do szuflady. W związku z tym uruchomiłem swoje znajomości i udało mi się te książeczkę zrealizować. Odbiór jest bardzo pozytywny. Nie ma się czego wstydzić.
"Historia podlaskich smaków", która przywiózł do Jadwigi i Tadeusza Serafinów "Na Farną", to jedna z wielu książek, w których Andrzej Fiedoruk, opowiada nie tylko o kuchni.
"To najbardziej kompetentny wykład o kulinarnej przeszłości i teraźniejszości tego regionu. (...) Czytając Fiedoruka rozumiemy doskonale nie wszystkim przecież objawioną prawdę, że gotowanie to nie tylko zbiór pewnych czynności mających na celu przygotowanie strawy, lecz przede wszystkim element kultury, wręcz jej emanacja" - napisał o pracy białostockiego autora Robert Makłowicz, znany autor telewizyjnych programów kulinarnych.
Komentarze