- Można mówić o kuchni Mazowsza i kuchni kurpiowskiej. To są dwa główne elementy, które na tę łomżyńską specyfikę się składają, ale mają bardzo odmienny kontekst. Kultura kurpiowska, którą smakowicie opisał Adam Chętnik, wyglądała inaczej. Była to kultura bardzo zamknięta, hermetyczna odporna na wpływy. Przetrwała i miał co badać. To wszystko w jego czasach było zupełnie żywe, w przeciwieństwie np. do tak szeroko popularyzowanej, kuchni góralskiej. To w rzeczywistości nie jest i nie była kuchnia góralska, tylko to, co życzyły sobie do jedzenia "cepry" z Warszawy albo Krakowa. Gdyby gospodynie podały kwaśnicę to chyba tylko jakiś większy dziwak kulinarny by to przełknął, pozostałe rzeczy by nie przeszły. Kuchnia kurpiowska zachowała swoją tożsamość i bardzo ładnie to można prześledzić. Kurpie zaczynali od łowów i zbieractwa, czyli myślistwa i bartnictwa. Gdy zaborcy z Prus zabrali im broń, Kurpie zostali w puszczy z niczym. Na rolnictwie się nie znali, nie mieli też ziemi, która by się nadawała do czegoś. Potężny głód zapanował aż do czasu gdy pojawił się ziemniak. W Łomży okolicach powinna być restauracja typowo kurpiowska, tylko "podrasowana" - wyjaśnia Andrzej Fiedoruk.
Wśród zgromadzonych przy stole "Na Farnej" uczestników spotkania poruszenie. Jak to nie ma łomżyńskich specjałów kulinarnych?
Parzybroda z ziemniakami i kapustą kiszoną, wodzianka, zapalanka, trzepaniec, zacierki, kozy, kukieł, pampuchy, dawne leniwe pierogi z hotelu Polonez, stosowanie bułki do mięsa mielonego czy kaszy w farszu gołąbków - sypią się nazwy i fragmenty receptur.
- Zatem tej kuchni łomżyńskiej nikt nie przebadał. Poza Chętnikiem. Nie było kogoś tak namolnego jak ja, który by próbował coś znaleźć. Powinien to być ktoś, kto się tu urodził, mieszkał, wychował. Myślę, że nawet te potrawy, które znamy jako podlaskie czy szerzej - polskie, tutaj się różnią. Trzeba tylko różnice dostrzec, znaleźć, napisać książeczkę i będzie kuchnia łomżyńska - mówi Andrzej Fiedoruk.
Krople nalewek zostawiają smak na ustach. Rozmowa trwa. Jakkolwiek łomżyniacy mogliby się wykrzywiać na nazwę Podlasie czy kuchnia podlaska, Andrzej Fiedoruk potrafi sprawić, że chce się zasmakować nie tylko w Łomży, ale też w "koniaku pędzonym nocą" w Puszczy Knyszyńskiej, specjałach chłopskich i szlacheckich, białoruskich, litewskich i tatarskich, staropolskich i zupełnie nowych.
Komentarze