- Jan Kulka nazywał mnie poetą ulicznym, podwórkowym - twierdzi Andrzej Cholewicki. – To określenie odpowiada mi, opiewam świat, którego już nie ma. Świat ten odchodzi powoli w niepamięć.
W salonie literackim Anny Jakubowskiej spotkali się miłośnicy poezji, młodzież i lokalni animatorzy życia kulturalnego. Wiersze Andrzeja Cholewickiego zaprezentowali aktorzy Teatrzyku Żywego Słowa „Logos” oraz uczniowie bursy nr 3 w Łomży.
- Utwory Andrzeja przywołują zapach dawnego miasta, można dzięki nim odbyć podróż w odległą już przestrzeń – ocenia Witold Długozima, pomysłodawca teatru „Logos”.
Twórczość Andrzeja Cholewickiego to namysł nad przemijalnością świata oraz doczesnych wrażeń i doświadczeń. Zmienia się miejska przestrzeń, stare miejsca tracą przypisane im od lat znaczenia, czas odziera je z mnogich metafor. Andrzej Cholewicki opiewa Łomżę, używa do tego prostych środków wyrazu, bo prosty jest świat, którego już nie ma. Składa się tylko ze wspomnień. W tym świecie ulotnych wrażeń pamięć przechowuje nie tylko obrazy dawnych budynków i ulic, ale także refleksje o ludziach z otwartą duszą. W kameralnej atmosferze, odżywały wspomnienia o dawnych legendach miejskiego życia.
Pierwszy „niebieski ptak”, Jerzy Swoiński , do Łomży przyjechał w głębokim PRL-u, był plastykiem i w 1974 roku stworzył w miasteczku oddział Biura Wystaw Artystycznych.
- Zapomnianą postacią tego miasta jest też Wiesław Sielski, twórca Galerii Pod Arkadami – uważa Andrzej Cholewicki. – Genialna, twórcza osobowość. W zamierzchłej już przeszłości, w szarym socrealizmie, ściągał do miasta studentów z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, by poprzez happeningi pozytywnie prowokować miejscowych do myślenia.
Po Wiesławie Sielskim, miejskim plastyku, ślad w mieście zaginął. Brakuje trwałej, niepodważalnej informacji, że żył tu i tworzył człowiek obdarzony wyobraźnią i bogatym temperamentem. Nieliczni wspominają, że był „niebieskim ptakiem”. Na miejskich stronach internetowych też „głucho” o artyście, który jako jeden z pierwszych wszczynał artystyczne życie na… „ugorze”. Można odnieść wrażenie, że cały ten trud na nic, bo na słabej ziemi trudno wyhodować drzewo własnej myśli. Ale trud jest nadal podejmowany.
- Salon literacki daje upust tym, którzy poszukują aktywności artystycznej – twierdzi pomysłodawczyni czwartkowych spotkań, Anna Jakubowska. – Gościmy zarówno twórców z pierwszych stron literackich gazet, takich jak Kinga Dunin, ale także amatorów, wszystkich, którym bliski jest rytm prozy i wiersza, i dukt malarskiego pędzla – dodaje animatorka.
Podczas poetyckiej biesiady zaprezentowane zostały także zdjęcia Przemysława Karwowskiego. Na fotografiach odnajdujemy rozpadające się w proch relikty przeszłości, niektóre zostały „odnowione”. Opatrzone styropianem utraciły siłę wyrazu, stały się płaskie i nieciekawe.
- Zdjęcia nie są artystyczne, są dokumentacją tego czym było nasze miasto i dokumentacją krzywdy jaka się dokonała na zabytkach – komentuje kierownik Galerii Pod Arkadami. – Kiedy po raz pierwszy prezentowałam fotografie publicznie, a było to piętnaście lat temu, wzbudziły one konsternację w środowisku konserwatorów. Niektórzy notable się za wystawę obrazili, ale to były przynajmniej czasy, gdy na artystyczne imprezy przychodzili samorządowcy, prezydenci, wojewoda itp. A jak jest teraz każdy widzi… – dodaje Przemysław Karwowski.
JŚ
Komentarze