Wrzesień 1939 roku (pisownia oryginalna)
" […] W maju 1939 roku dostałem wezwanie na komisję poborową do wojska; i zostaję przyjęty; ale sołtys Rozwór był razem z nami na tej komisji i zaraz zgłosił, że ja jestem jedynym żywicielem rodziny - bo oboje rodzice nie żyją, a ja jestem najstarszy i mam na utrzymaniu młodszą siostrę Stefcię i młodszego brata Mietka; i sam prowadzę gospodarstwo. Wtedy oficer powiedział: niech składa podanie o odroczenie służby wojskowej. Zaraz na drugi dzień poszedłem do kierownika szkoły z prośbą żeby napisał takie podanie (kierownikiem był Pan Konieczny Jan ).
Już na początku lipca dostałem odpowiedź, że jestem odroczony i cieszyłem się z tego bardzo. Ale tej uciechy było krótko, bo już widać dokładnie, że i tych z rezerwy powołują do wojska. I wszyscy gadają, że Hitler szuka zaczepki, chce żeby mu oddać Gdańsk i pobudować autostradę do Prus Wschodnich. Ale ten Żyd - co mnie garnitury szył - często ze mną gadał o wojnie; mówił, że czytał w tych swoich pismach, że Żydzi w tą wojnę wszyscy wyginą. Już pod koniec sierpnia i u nas w Rozworach pobrali do wojska: Gawek Czesław, Sienkiewicz Wincenty, Kobrzeniecki Bronisław, Szczepański Bronisław, Bierek Stanisław i Pogorzelski Henryk - była to rezerwa i byli już powołani w sierpniu.
I już wszyscy żyjemy w napięciu, a Żydzi się najbardziej bali; sklepy w Ostrołęce już od połowy sierpnia pozamykane, towary pochowane, pozakopywane, wywiezione. W Ostrołęce zrobiło się pusto. A u nas sołtys dostał taki nakaz żeby ładniejsze konie i wozy poprowadzić do Troszyna bo tam wojsko będzie je przyjmować; i był nakaz, że kto się nie posłucha to… kara śmierci. I z całej gminy najechało się chłopów i wojsko wybierało; i mnie wzięli jednego konia i ten nowy wóz; dali karteczkę na ileś tam złotych, że po wojnie wypłacą.
I - o Mój Boże - 1 września o świcie czarne, hitlerowskie ptaki zakryły niebo. Zaczęły się smutne czasy, co dzień te czarne bombowce przelatywały nad Rozworami; a z miasta to wszyscy ludzie, Polacy i Żydzi uciekali na wsie; bo Ostrołęka jest blisko Prus - to wszyscy myśleli, że tu nad Narwią będzie bój; a oni poszli inną drogą.
Pierwszych hitlerowców widziałem 10 września w niedzielę; byłem w kościele w Miastkowie; od Nowogrodu tą szosą najechało się pełno niemieckiego wojska; samochody i motocykle latały jak wściekłe psy, tylko rękawy pozaginane do łokciów, gęby wygolone. Tak żeśmy popatrzyli na nich, każdy czysty, ubranie czyste nie zakurzone; bo oni na piechotę do Polski nie przyszli tylko przyjechali.
A nasz żołnierz w pełnym rynsztunku na plecach, dźwigał spocony bo pot przez mundur przełaził; maszerowali od Różana pod Nowogród i to zawsze nocą; wymęczeni, niewyspani, zakurzeni; i tak się męczyli; tylko chrzęst wozów naładowanych amunicją i żywnością i tentent koni słychać było.
My we wsi nie spaliśmy ze strachu; przyglądaliśmy się tej potędze hitlerowskiej, porównywaliśmy z naszym wojskiem.
Gdyby bolszewicy nie dali ciosa Polakom w plecy, to jeszcze ta nasza armia by się podtrzymała; ale 17 września bolszewicy zadali cios Polsce w plecy i już nasi musieli skapitulować; ale nie do końca; walczyli potem o wyzwolenie ojczyzny.
Gdy Polska skapitulowała wtedy Niemcy musieli się wycofać z zajętych terenów wschodnich, i Rosjanie zajmowali te tereny. Granica była pod Wojciechowicami, Teodorowo było pod Rosjanami; granica była po Narwi; za Narwią byli Niemcy; Nowa Wieś byłą pod Rosjanami a Goworki pod Niemcami, Susk Stary i Nowy też pod ruskimi. Na początku to ludzie chodzili za granicę do Ostrołęki, ale to było krótko; bo zaraz zrobili zebranie w każdej wsi i ogłosili, że jak teraz kogo złapią to cała rodzina będzie wywieziona na Syberię. I juz się chodzenie skończyło. Ale czy można było tak siedzieć, nie chodzić? Kiedy pod tymi ruskimi nie można było nic kupić...a już zaczynała się jesień, dzień krótszy, wieczory dłuższe, potrzeba nafty, cukru, soli a tu wszystkiego brak.
Po drugiej stronie granicy, u Niemców było wszystko, nawet młodzi mogli się ubrać do ślubu; no i kto odważniejszy to szedł za tą granicę. I ja chodziłem; przyzwyczaiłem się i aż ciągnęło iść tam i zrobić zakupy, a i na zarobek coś przynieść.
Jednego razu we wrześniu przychodzi do mnie ten znajomy Żyd krawiec z Ostrołęki i pyta czy bym go nie przyjął na pokomorne bo on zatrzymał się w Drogoszewie, ale tam malutkie mieszkanie i jemu to nie odpowiada. Trudno było mu odmówić, mówię wiec mu - to przychodź. I zaraz na drugi dzień zwiózł całą rodzinę; było ich czworo w tym mała córka i czeladnik Icek.
Roboty miał dużo, bo krawcem był dobrym; zgrabne szył garnitury to ludzie nanosili mu roboty, a i Rosjanie przerabiali te swoje szynele, i te wszystkie starszyny - bo w Przytułach Starych był cały sztab przygranicznej straży.
W październiku bolszewicy rozstrzelali Panią dziedziczkę Grochowską i rządce w lasku między Rozworami a Zabielem w tak zwanym mościsku. I już się żyło w jeszcze większym strachu, bo łazili nocami, zaglądali po podwórkach i do chałupy włazili; im wolno było wszędzie zajrzeć; i rozmawiać też trzeba było umieć bo wypytywali o wszystkich i o wszystko. No to nastały ciężkie czasy; ale co było robić, zima się zbliża i trzeba sobie jakoś radzić […]".
Antoni Kryszpin
Komentarze