Rządowy plan pod chwytliwym hasłem: tani węgiel przewidywał, że każdy będzie mógł kupić w składzie opału węgiel po 996,60 zł za tonę. Sprzedawcy, żeby im się to opłacało, mieli od państwa otrzymywać dopłaty w wysokości 1073,13 zł. Problem w tym, że węgla na rynku zwyczajnie nie ma, a jeśli już uda się go komuś kupić, to za tonę musi zapłacić ponad 3 tys. zł. Żadnemu sprzedawcy – czego nie ukrywali – wejście do systemu dopłat po prostu się nie opłacało.
Dlatego rząd zmienia plan. Teraz mają być jednorazowe dodatki węglowe w wysokości 3 tys. zł.
Zgodnie z założeniami, pieniądze będą przysługiwać gospodarstwu domowemu, w którym głównym źródłem ogrzewania są:
- kocioł na paliwo stałe,
- kominek,
- koza,
- ogrzewacz powietrza,
- trzon kuchenny,
- piecokuchnia,
- kuchnia węglowa,
- piec kaflowy na paliwo stałe, zasilane węglem kamiennym, brykietem lub peletem zawierającymi co najmniej 85 proc. węgla kamiennego.
Zgodnie z przedstawionym projektem nowych przepisów warunkiem do uzyskania dodatku węglowego jest wpis lub zgłoszenie źródła ogrzewania do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB).
Wnioski będzie można składać w urzędach gmin do 30 listopada tego roku. Na razie nie ma jednak wzoru dokumentu, który ma zostać podany w ministerialnym rozporządzeniu.
Premier zaspał
Przypomnijmy, że przez długi czas politycy PiS z premierem na czele zapewniali, że w Polsce węgla nie zabraknie. O nadchodzących kłopotach zaczęli mówić dopiero kilka dni temu. Teraz okazuje się, że rząd od dawna wiedział, jaka naprawdę jest sytuacja na rynku węgla.
„Od wybuchu wojny w Ukrainie rząd miał pełną świadomość niedoboru węgla w krajowych magazynach – wynika z rządowych dokumentów, które widział Onet. – Mimo pisemnych ostrzeżeń miesiącami rząd nie robił w zasadzie nic, by zapełnić lukę powstałą po decyzji o nałożeniu embarga na węgiel z Rosji. Została ona podjęta przez premiera Mateusza Morawieckiego bez żadnych analiz i zabezpieczeń, a nawet konsultacji wewnątrz rządu. Zamiast kupować węgiel, przedstawiciele władzy tygodniami oszukiwali opinię publiczną i zaklinali rzeczywistość, żeby teraz przerzucać się odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację – pisze onet i twierdzi, że jest w posiadaniu dokumentów na potwierdzenie tych słów.
Serwis przytacza pismo autorstwa Anny Moskwy, minister klimatu i środowiska z 24 lutego. Tego właśnie dnia Rosja napadła na Ukrainę.
– Mając na względzie właściwość kompetencyjną Pana Premiera w zakresie gospodarki złożami kopalin, uprzejmie informuję o planowanym przedłożeniu wniosku do Prezesa Rady Ministrów dot. konieczności zwiększenia przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych zapasów węgla kamiennego do maksymalnego poziomu lub utworzenie rezerwy strategicznej tego surowca – alarmowała Moskwa.
Premier jednak nie zareagował. Dopiero 8 maja nakazał utworzyć rezerwy węgla. Agencja rezerw miała go kupić za 3 mld złotych. To – jak pisze „Rzeczpospolita” – 10 razy mnie węgla, niż chciała kupić minister Moskwa.
„Ile węgla od tamtego czasu udało się sprowadzić do Polski? Ani spółki węglowe, ani pozostałe ministerstwa nie uzyskały dotychczas takich informacji” – podaje dziennik, który... też nie otrzymał takich informacji.
Komentarze