Teresa Rębiś
Zbliżające się Święta Bożego Narodzenia wzbudzają wspomnienia sprzed lat. Ilu? To już… dziesięciu? A jakby to było tak niedawno. Pamiętam tamten niepowtarzalny, dziś nieosiągalny klimat, bo nie były to lata, kiedy kupowało się gotowe potrawy świąteczne. Czar Świąt Bożego Narodzenia i tradycji, to własnoręcznie przygotowania do świąt – makowce pieczone w domowym piecu, choinka pachnąca lasem, świeczki palące się żywym ogniem, ozdoby na choinkę wykonywane z tego co było naturalne - szyszki, orzechy, słoma, jabłuszka, pierniki. Za oknem iskrzący się śnieg - wtedy były zimy! Śnieg i mróz w moim dzieciństwie były zawsze nieodłącznie związane z Bożym Narodzeniem. Pamiętam opłatki, z których jeden był kolorowy – przeznaczony dla zwierząt. Po kolacji Ojciec szedł z tym opłatkiem do obory, bo jak mówił, zwierzęta są naszymi żywicielami i należy się z nimi podzielić radością. Wierzyłam, że zwierzęta o północy mówią ludzkim głosem. I pamięć o pierwszej książce od Mikołaja, który o dziwo, zawsze był w butach Ojca, gdzie przypasowując zwierzątka z obrazka do liter, poznawałam litery i składałam słowa.
Pamięć przywodzi wspomnienie: gdy mam kilka lat, może cztery, może pięć, tak bardzo wyczekiwana choinka, że wstaję rano, przed wszystkimi domownikami, i próbuję zapałkami zapalić świeczki na choince. No i oczywiście katastrofa. Płonie cała choinka. Z przerażeniem ale i zachwytem wpatruję się w płonące drzewko, niezdolna do jakikolwiek działań. I szczęście w nieszczęściu, że rodzice reagują. A dom był drewniany, ze strzechą. Pewnie byli przerażeni, ale ich reakcję do dziś pamiętam: córeczko, czy nic ci się nie stało?
Przeżyłam wiele Świąt Bożego Narodzenia. Zawsze są radością, oczekiwaniem na spotkanie z własnymi dziećmi, z wnukami, ale świąt z własnego dzieciństwa się nie zapomina.
Dlatego warto pielęgnować te wspomnienia i dzielić się nimi z bliskimi, bo dziś świat wygląda już zupełnie inaczej.
Komentarze