Zaniepokojeni
Mieszkańcy Giełczyna są zaniepokojeni, choć to zbyt delikatne określenie. Boją się po prostu, że to, co planuje jeden z ich sąsiadów, może zniszczyć charakter miejscowości ukształtowany przez kilkadziesiąt lat.
Przy stołach zasiada ponad 60 osób. Nie wszyscy zabierają głos, ale nikt nie staje po stronie sąsiada planującego inwestycję.
- Giełczyn to już nie jest wieś rolnicza. Jest tu dosłownie może sześciu trochę większych hodowców. Ogromna większość mieszkańców nie jest rolnikami w ogóle. Nasza wieś jest sypialnią Łomży i taka inwestycja jest dla nas niezdrowa. Ta ogromna chlewnia ma powstać bardzo blisko budynków, są tam nowo wybudowane domy, dosłownie w tym roku ludzie się powprowadzali. Nikt by tu nie kupił działek, budował domów gdyby wiedział że tu coś takiego powstanie - mówi przejęta Renata Zaremba, sołtys Giełczyna.
Sygnalizuje bardzo ważny dla mieszkańców problem. Temat rozwija Sylwin Łapiński.
- Lata 80. nie były dobre, a przemiany lat 90. jeszcze bardziej uderzyły w rolnictwo. Upadające gospodarstwa w Giełczynie ratowali ci, którzy kupowali działki i tworzyli "luksusową dzielnicę Łomży". Co teraz będę mieli zrobić ze swoimi domami? Uciekać? Sprzedawać za bezcen? Od kogo domagać się odszkodowania? A co zrobią właściciele kolejnych działek przeznaczonych na sprzedaż? - jego wypowiedź kwitują brawa.
Jak mówią kolejni uczestnicy spotkania, tereny budowlane to nadal znak firmowy wsi. Czasami przeznaczone na domy dla kolejnych pokoleń rodowitych mieszkańców, czasami na sprzedaż, aby dzieciom kupić mieszkania w Łomży czy gdzieś w większych ośrodkach, czasami po prostu dla tych, którzy chcą osiedlić się nie w miejskich blokowiskach. Gigantyczna chlewnia i związane z jej działalnością uciążliwości ( przede wszystkim zapach, ale pewnie także hałas, zwiększony ruch ciężkich pojazdów) po prostu zamknie ten etap rozwoju Giełczyna. Budować domów nikt w takim sąsiedztwie nie będzie.
To zresztą swego rodzaju znak jak zmieniają się czasy. Mieszkańcy wsi przytulonej do sporego miasta obawiają się inwestycji związanej z rolnictwem, a wolą zaprosić do siebie mieszczuchów, którzy może wcale nie znają się na wiejskim gospodarowaniu.
Zagrożenie dla 70 tysięcy?
Brzydki zapach to może być problem tylko Giełczyna, a przy pewnych kierunkach wiatru także Zawad, Kozik czy nawet Łomży. Choć i to przeraża.
- My tego nie wytrzymamy - to zgodna opinia większości mieszkańców.
Ale zgromadzeni w świetlicy mówią o czymś jeszcze poważniejszym. Niedaleko planowanej chlewni znajduje się najważniejsze ujęcie wody, z którego korzysta Łomża i jeszcze inne miejscowości.
- Ja wiem, że papier wszystko zniesie i otrzymamy zapewnienia, że wszystko będzie w porządku. Że będą tam tylko naturalne odpady, bez antybiotyków, chemii. A ja nie wierzę. Nikt przecież nie będzie nurkował każdego dnia i sprawdzał, czy ten zbiornik z gnojowicą jest szczelny. To już nie będzie problem dla kilkuset osób w Giełczynie i okolicy. To będzie dramat dla 70 tysięcy ludzi - emocji nie kryje Sylwin Łapiński.
Nasza wieś to przyroda, las, spokój - dodaje sołtys Renata Zaremba. A co pobliskim lasem, co z pasieką, co z całym otoczeniem, które czyni Giełczyn tak atrakcyjnym miejscem do mieszkania?
Z wiatrakami walczyć się udało
Co zatem zrobić? Na początek spotkać się i porozmawiać - uznali mieszkańcy. Sołtys Renata Zaremba wspólnie z radną gminy Łomża Jolantą Jałowiecką zaprosiły mieszkańców do świetlicy. Mimo świątecznego czasu przyszło ponad 60 osób, a ponad 140 podpisało się na wystąpieniu do wójta Piotra Kłysa.
Komentarze