- Zapraszałam go, ale poinformował, że ma inne zobowiązania - wyjaśnia radna. Nie pojawił się także nikt z Urzędu Gminy.
- Jestem w tej sprawie z wami, jako radna i jako mieszkanka. Nie wiem czy mamy szanse coś zrobić, jeżeli wszystko od strony formalnej będzie prawidłowe, ale będziemy walczyli: prosili wójta, żeby skorzystał ze swoich uprawnień, odwoływali się od wszelkich decyzji, wykorzystywali każdą możliwość prawną. Pamiętacie państwo, jak w naszej miejscowości miały stanąć wiatraki. Wydawało się, że jest już wszystko stracone. Ale byliśmy zdeterminowani i wiatraków nie ma - mówi Jolanta Jałowiecka.
Zapowiedź inwestycji i pierwsze dane ujawnione najbliższym sąsiadom inwestora wzbudziły podejrzenia uczestników dyskusji. Dlaczego np. wielkość hodowli została opisana tak, aby dosłownie o jedną większą sztukę trzody uniknąć obowiązku sporządzania dokumentu o oddziaływaniu inwestycji na środowisko? Jaka będzie rzeczywista liczebność pogłowia w zestawieniu z wielkością silosów paszowych? Dlaczego właściciele sąsiadujących posesji otrzymali pismo w takim dniu, aby w dwóch tygodniach przewidzianych na ich reakcję było kilka dni wolnych od pracy (święta), a ostateczny termin wypadał w Nowy Rok?
Wątpliwości budzą też ekonomiczne intencje inwestora. Niektórzy z mieszkańców podejrzewają inspirację okolicznych zakładów mięsnych, które chciałyby mieć blisko źródło surowca. Pojawia się także opinia, że będzie to hodowla "nakładcza", czyli końcowa faza tuczenia warchlaków przywożonych może spoza Polski. W ten sposób to do naszego kraju (i Giełczyna) przeniesione zostaną największe uciążliwości z tym związane.
- Naprawdę nie chcemy być jakąś barierą czy kłodą dla interesów tego pana. Niech tam się rozwija. Byleby jednak dalej od zabudowań wsi - mówi radna Jolanta Jałowiecka. - Jeżeli już nie uda się zatrzymać tej budowy, to chcemy też absolutnych gwarancji i kontroli dotyczących środowiska. Muszą być spełnione wszelkie normy technologiczne. Nikomu przecież nie przychodzi do głowy walka z mleczarniami w Piątnicy, Grajewie czy Wysokiem Mazowieckiem, z zakładami mięsnym, bo są to nowoczesne firmy dbające o ekologię - dodaje Sylwin Łapiński.
Mieszkańcy Giełczyna nie chcą wojny. Mają nadzieję przekonać sąsiada gospodarującego na sporym areale, aby odsunął chlewnię ode wsi. Mogą także wspomóc go w staraniach o dobrą drogę dojazdową.
Rozumieją też wójta, który musi dbać, aby gmina miała podatki z takich m. in. przedsięwzięć gospodarczych. Chcą Piotra Kłysa jednak przekonać, aby zlecił ocenę oddziaływania na środowisko i maksymalnie opóźnił administracyjne procedury. Wybierają się do niego z podpisami i zaproszeniem na kolejne spotkanie.
Protestujący przeciwko "fabryce trzody" chcą sięgnąć także po inne możliwe środki: droga prawna i zatrudnienie fachowca z tej dziedziny, skrupulatne sprawdzanie zapisów w dokumentach, zainteresowanie problemem mediów i organizacji ekologicznych, zaangażowanie w sprawę prezydenta Łomży w związku z zagrożeniem dla ujęcia wody. Na początek będzie to kolejne spotkanie z formalnym zaproszeniem wójta. Gorzej może być z obecnością inwestora. Jak wyjaśniła sołtys Renata Zaremba, przekazał jej, że wszystkich, którzy chcą dyskutować, zaprasza do siebie. Będzie musiał przygotować naprawdę spory pokój. Możliwe, że przyjdą wszyscy mieszkańcy Giełczyna.
Komentarze