Dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży (przedtem wieloletni wicedyrektor), specjalista od instalacji sanitarnych, polityk i samorządowiec, od kilku kadencji w Sejmiku województwa, obecnie wiceprzewodniczący. Bolesław Olbryś, ojciec Stanisława i dziadek Marka, takich funkcji nie sprawował, ale jest dla wnuka źródłem podziwu
Złote, twarde ręce
- Prosty człowiek, z podstawowym wykształceniem, został "człowiekiem renesansu", który potrafił zrobić prawie wszystko w dowolnym fachu budowlanym, a - bez przesady - wszystko w dziedzinie obróbki drewna. Do tego miał po prostu złote ręce - dodaje Marek Olbryś.
Henryk Gadomski poświęcił Bolesławowi Olbrysiowi wspomnienie zatytułowane "Ostatni lutnik kurpiowski". To opowieść o chłopaku z Kurpi urodzonym przed I wojną światową, który trafił z rodzicami na Białoruś w wojennej zawierusze. Wrócił potem na Kurpie, do Dębnik. W początkach lat. 30. ożenił się z Heleną z pobliskiej wsi.
- Wziął się na ambicję, że będzie miał murowany dom. Zaczął od zbudowania cegielni. Postawił dwa domy - sobie i przyjacielowi. Nie bardzo się to opłaciło, bo gdy przyszli Niemcy, to oczywiście zajęli murowany dom na swoją kwaterę, a dziadek z rodziną musiał się przenieść do chlewka – świat rodzinnych opowieści pasjonuje Marka Olbrysia.
Jako fachowiec Bolesław Olbryś nie był już wtedy całkowitym amatorem. Bo jeszcze jako nastolatek spotkał na swojej drodze Wincentego Chętnika i jego syna Adama. Wincenty był dla młodego Bolesława Olbrysia mistrzem. Z Adamem potem zwoził do Skansenu w Nowogrodzie stare kurpiowskie chałupy i tam je składali. Nie był rolnikiem - ot gospodarstwo takie, żeby mieć swoje mleko, kawałek mięsa, trochę kartofli i zboża. Na utrzymanie rodziny pracował w Skansenie u Adama Chętnika, a dorabiał "złotymi rękami" fachowca u sąsiadów. Jak nie było prądu, to zrobił wiatrak do napędzania urządzeń ciesielskich.
Komentarze