Jak to określali kilka tygodni temu przedstawiciele Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, od 22 lipca nie może pozostać przy moście Hubala nad Narwią w Łomży nic, co by sugerowało, że jest tam jakieś kąpielisko. Pozostanie tylko płaska łąka z łachami piasku nad brzegiem rzeki z zakazami kąpieli.
Miasto wpakowało się w tej sprawie w taki absurd, że aż trudno to pojąć. Miejsce przy moście na przedłużeniu ulicy Sikorskiego to od dziesięcioleci miejskie kąpielisko, gdy czas zatarł ślad po tzw. plaży żydowskiej czy tej w okolicach dawnego Ogrodu Jordanowskiego. Podstawowe miejsce letniego wypoczynku pokoleń łomżyniaków. Doskonale było wszystkim wiadomo, że gdy tylko dopisze pogoda, ludzie tam przyjdą.
W sobotę 21 lipca jeszcze zastali tam ratowników i wydzielone bojami sektory dla małych dzieci i starszych pływaków. W niedzielę 22 lipca już nic tam nie było, choć pozostała jeszcze np. wieżyczka dla ratowników i palmy-parasole.
Mnóstwo ludzi postanowiło tego dnia skorzystać z upalnej pogody i doznało szoku. Zwłaszcza rodzice najmniejszych dzieci, którym zniknęła łatwo dostrzegalna granica płytkiego sektora z małych bojek. Nurt Narwi nie należy do szczególnie bystrzych, ale potrafi pofałdować dno (zwłaszcza po deszczach). Jeden krok może oznaczać kilkadziesiąt centymetrów różnicy głębokości.
Dla tych, którzy nie śledzili medialnych doniesień o sytuacji na jedynym miejskicjm kąpielisku, informacji dostarczała tabliczka: „Z dniem 22 lipca 2018 roku miejsce okazjonalnie wykorzystywane do kąpieli zakończyło funkcjonowanie”. Bo ukochana plaża łomżyniaków była w tym roku tylko tylko miejscm „okazjonalnym” z terminem przydatności do użycia 21 lipca. A co zresztą wakacji? Dzika plaża, bez ochrony ratowników, infrastruktury, z potencjalnymi mandatami za łamanie zakazu kąpieli.
Komentarze