Suknia ze spadochronu
Jeżeli jest bohater, powinien być też pomnik. Najlepiej z bardzo solidnego materiału. No to będzie ze słów, pamięci i miłości. Najlepiej w związku z ważną rocznicą. 100 lat? Znakomita rocznica!
- Ta książka to pomnik - potwierdza córka. - W setną rocznicę urodzin ojca. powstała:
Biografia Zygmunta Kotary z Podgórza
1916-1993
Sybiraka i żołnierza 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej,
uczestnika sławnej bitwy o Arnhem, napisana w 100. rocznicę jego urodzin
Książka nosi tytuł trochę nie jak z opowieści o bohaterze czasów wojny i pożogi, tylko może bardziej o bohaterze wielkiej miłości: "A suknia ślubna ze spadochronu była...". To jak to było z ta suknią?
"Z bitwy pod Arnhem i Zygmunt, i jego spadochron wyszli cało, jak żartobliwie mówił. I właśnie z tego powodu, po odwrocie wojsk aliantów do Wielkiej Brytanii, musiał nim się podzielić! Polscy oficerowie, którzy nie brali udziału w tej walce, prosili go, by dał im chociaż po kawałku tkaniny z czaszy swojego spadochronu; spadochronu, który także sfrunął do historii II wojny światowej... „Oczywiście, nikomu nie odmówiłem. I tak rozebrali prawie cały jedwabny materiał z czaszy. A było tego 54 metry kwadratowe!”, wspominał po latach z sentymentem i wzruszeniem. I dodawał z uśmiechem, że o mały włos, a jemu samemu by zabrakło! Za to w całości, kiedy w roku 1947 rozwiązywana była jego Brygada, zachował na pamiątkę całą spadochronową czaszę z białego jedwabiu. I zapewne nie przewidywał wtedy do czego, po jego powrocie do Polski, zostanie wykorzystana. (...) Po spotkaniach ze swoimi bliższymi i dalszymi krewnymi; po odwiedzinach znajomych, Zygmunt postanowił wreszcie poznać narzeczoną, obiecaną mu w Kolali przez krajana Józefa Andrychowskiego, czyli wybrać na żonę którąś z jego dwóch córek. Pewnego styczniowego dnia nowego, 1948 roku, Zygmunt założył eleganckie angielskie ubranie, białą koszulę oraz zamszowe buty. Był gotów! I tak z rodzinnego Podgórza pojechał do Łomży na poszukiwanie rodziny Andrychowskich. Zatrzymał się przy Szosie Zambrowskiej, czyli na „początku” Łomży. Zaczął rozpytywać napotkanych ludzi. Miał dużo szczęścia. Okazało się, że Andrychowscy zajęli skromny, drewniany domek właśnie przy Szosie Zambrowskiej! W owych trudnych powojennych czasach ludzie byli sobie życzliwi, wszyscy sąsiedzi się znali, więc pomogli mu trafić tam, gdzie pragnął. Niespodziewanie dla Józefa i Józefy Andrychowskich stanął w ich drzwiach. Zastał rodzinę w komplecie!
Panny Andrychowskie różniły się od siebie: Maria Elżbieta (w rodzinie niezmiennie nazywana Elżbietą) miała smagłą cerę, piwne oczy i ciemne włosy, natomiast Hanna była blondynką o jasnej cerze i niebieskich oczach. Zygmunta, przystojnego blondyna także o niebieskich oczach, od pierwszego spojrzenia oczarowała uroda starszej z sióstr – Marii Elżbiety, więc zebrał się na odwagę i... natychmiast postanowił oświadczyć się rodzicom o rękę córki. Nie ma wątpliwości, że i on od pierwszego spojrzenia zwrócił na siebie jej uwagę... Narzeczeństwo trwało około sześciu miesięcy i 26 czerwca 1948 roku zakończyło się ślubem panny Marii Elżbiety Andrychowskiej z kawalerem Zygmuntem Kotarą w łomżyńskiej Katedrze.
Białą suknię ślubną Maria Elżbieta miała niezwykłą: z... owej spadochronowej jedwabnej czaszy, którą Zygmunt przywiózł sobie na pamiątkę ze służby wojskowej w Wielkiej Brytanii. Uszyła ją sama matka panny młodej, doskonała krawcowa. Materiału starczyło również na sukienki dla druhen! Co prawda były skromniejsze, ale też piękne, a wszystkie niepowtarzalne! Bez wątpienia: takiej sukni ślubnej nie miała żadna panna młoda na całym świecie! Bo przecież, jak z rozbawieniem, ale i z rozrzewnieniem wspominał po latach Zygmunt, „suknia ślubna ze spadochronu była”!
Komentarze