Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 16:07
Reklama dotacje rpo

Każda strona "Sukni...." to niezwykła przygoda

Ojciec mój był bohaterem - w głosie Anny Filipkowskiej-Wybranowskiej nie ma ani cienia patosu czy przesady. To stwierdzenie faktu, a z faktami się nie dyskutuje: Zygmunt Kotara z Podgórza, mieszkaniec Łomży był bohaterem.
Każda strona "Sukni...." to niezwykła przygoda

Suknia ze spadochronu

Jeżeli jest bohater, powinien być też pomnik. Najlepiej z bardzo solidnego materiału. No to będzie ze słów, pamięci i miłości. Najlepiej w związku z ważną rocznicą. 100 lat? Znakomita rocznica!

- Ta książka to pomnik - potwierdza córka. - W setną rocznicę urodzin ojca. powstała:

Biografia Zygmunta Kotary z Podgórza
1916-1993
Sybiraka i żołnierza 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej,
uczestnika sławnej bitwy o Arnhem, napisana w 100. rocznicę jego urodzin


Książka nosi tytuł trochę nie jak z opowieści o bohaterze czasów wojny i pożogi, tylko może bardziej o bohaterze wielkiej miłości: "A suknia ślubna ze spadochronu była...". To jak to było z ta suknią?

"Z bitwy pod Arnhem i Zyg­munt, i jego spadochron wyszli cało, jak żartobliwie mówił. I wła­śnie z tego powodu, po odwrocie wojsk aliantów do Wielkiej Bryta­nii, musiał nim się podzielić! Polscy oficerowie, którzy nie brali udziału w tej walce, prosili go, by dał im chociaż po kawałku tkaniny z czaszy swojego spadochronu; spa­dochronu, który także sfrunął do historii II wojny światowej... „Oczywiście, nikomu nie odmówiłem. I tak rozebrali prawie cały jedwabny materiał z czaszy. A było tego 54 metry kwadratowe!”, wspominał po latach z sentymentem i wzruszeniem. I doda­wał z uśmiechem, że o mały włos, a jemu samemu by zabrakło! Za to w całości, kiedy w roku 1947 rozwiązywana była jego Brygada, zachował na pamiątkę całą spadochro­nową czaszę z białego jedwabiu. I zapewne nie przewidywał wtedy do czego, po jego powrocie do Polski, zostanie wykorzystana. (...) Po spotkaniach ze swoimi bliższymi i dalszymi krewnymi; po odwiedzinach znajomych, Zygmunt postanowił wreszcie poznać narzeczoną, obiecaną mu w Kolali przez krajana Józefa Andrychowskiego, czyli wybrać na żonę którąś z jego dwóch córek. Pewnego styczniowego dnia nowego, 1948 roku, Zygmunt założył eleganckie angielskie ubranie, białą koszulę oraz zamszowe buty. Był gotów! I tak z rodzinnego Podgórza pojechał do Łomży na poszukiwanie rodziny Andrychowskich. Zatrzymał się przy Szo­sie Zambrowskiej, czyli na „początku” Łomży. Zaczął rozpytywać napotkanych ludzi. Miał dużo szczęścia. Okazało się, że Andrychowscy zajęli skromny, drewniany domek właśnie przy Szosie Zambrowskiej! W owych trudnych powojennych czasach ludzie byli sobie życz­liwi, wszyscy sąsiedzi się znali, więc pomogli mu trafić tam, gdzie pragnął. Niespo­dziewanie dla Józefa i Józefy Andrychowskich stanął w ich drzwiach. Zastał rodzinę w komplecie!

Panny Andrychowskie różniły się od siebie: Maria Elżbieta (w rodzinie niezmien­nie nazywana Elżbietą) miała smagłą cerę, piwne oczy i ciemne włosy, natomiast Hanna była blondynką o jasnej cerze i niebieskich oczach. Zygmunta, przystojnego blondyna także o niebieskich oczach, od pierwszego spojrzenia oczarowała uroda starszej z sióstr – Marii Elżbiety, więc zebrał się na odwagę i... natychmiast postanowił oświadczyć się rodzicom o rękę córki. Nie ma wątpliwości, że i on od pierwszego spojrzenia zwrócił na siebie jej uwagę... Narzeczeństwo trwało około sześciu miesięcy i 26 czerwca 1948 roku zakończyło się ślubem panny Marii Elżbiety Andrychowskiej z kawalerem Zygmuntem Kotarą w łomżyńskiej Katedrze.

Białą suknię ślubną Maria Elżbieta miała niezwykłą: z... owej spadochronowej jedwabnej czaszy, którą Zygmunt przywiózł sobie na pamiątkę ze służby wojskowej w Wielkiej Brytanii. Uszyła ją sama matka panny młodej, doskonała krawcowa. Mate­riału starczyło również na sukienki dla druhen! Co prawda były skromniejsze, ale też piękne, a wszystkie niepowtarzalne! Bez wątpienia: takiej sukni ślubnej nie miała żadna panna młoda na całym świecie! Bo przecież, jak z rozbawieniem, ale i z rozrzewnieniem wspominał po latach Zygmunt, „suknia ślubna ze spadochronu była”!




Podziel się
Oceń

Komentarze

zofia 31.12.2017 19:29
bardzo ciekawa historia życiowa, więcej takich
Reklama