Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 06:07
Reklama

Czy ASF w okolicach Wysokiego Mazowieckiego to przypadek?

Do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Prokuratury Generalnej zwrócił się zastępca głównego lekarza weterynarii dr Krzysztof Jażdżewski o zbadanie jak doszło do pojawienia się afrykańskiego pomoru świń (ASF) w gospodarstwie we wsi Rębiszewo-Studzianki w gminie Wysokie Mazowieckie.
Czy ASF w okolicach Wysokiego Mazowieckiego to przypadek?

Jak podkreślił w rozmowie z PAP Krzysztof Jażdżewski, w powiecie wysokomazowieckim do tej pory nie odnotowano przypadków tej choroby ani u dzików, ani ognisk ASF u trzody chlewnej. Większość powiatu mieści się wprawdzie w strefie ochronnej wyznaczonej już wiele miesięcy temu wzdłuż granic państwa, ale do tej pory nie było w tych stronach sygnałów o zagrożeniu.

Służby weterynaryjne dokładnie analizują sytuację, ale pierwsze ustalenia wskazują, że wszelkie rygory bezpieczeństwa i tzw. bioasekuracji były w „zapowietrzonym” gospodarstwie stosowane. Tym bardziej zaskakuje pojawienie się ogniska choroby i stąd wniosek o pomoc w dochodzeniu do ABW.

Zaniepokojenie wydarzeniami okazał minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Powiedział dziennikarzom, że poprzednie ognisko ASF u świń stwierdzone zostało w okolicach Hajnówki, czyli 100 kilometrów od wsi Rębiszewo-Studzianki. „Choroba nie wzięła się od dzików, bo tam dzików nie ma. Wygląda na to, że ktoś tam musiał wirusa przenieść – cytują media ministra Krzysztofa Jurgiela.

Szukanie „ktosia” – według oczekiwań służb weterynaryjnych - będzie kluczowym zadaniem ABW. Na razie wachlarz możliwości sygnalizowanych w mediach jest bardzo szeroki: od lekkomyślności po „bioterroryzm”.

Z gospodarstwa, które stało się ogniskiem choroby, śmiertelnej dla świń, choć niegroźnej dla człowieka, uśpieniu i utylizacji poddanych zostało około 550 sztuk. Trwają kontrole w pozostałych w strefie „zapowietrzonej”. Według szacunków agencji rolnych, w promieniu 3 kilometrów hodowanych może być około 3 tysięcy sztuk trzody chlewnej, a kolejne 20 tys. w strefie „zagrożonej”.

Angażowanie ABW w sprawę afrykańskiego pomoru świń nie jet posunięciem nowym. Już po pierwszych przypadkach choroby w początkach 2014 roku ówczesny minister rolnictwa Stanisław Kalemba skierował do agencji pismo z prośbą o sprawdzenie czy mogło dojść do celowego „podrzucenia” dwóch padłych dzików znalezionych niedaleko od granicy z Białorusią. Sprawa jest niebagatelna, bo za pojawienie się choroby hodowcy trzody z województwa podlaskiego i krajowe rolnictwo płacą bardzo wysoką cenę: rolnicy mają ogromne kłopoty ze sprzedażą, niektóre kraje wykorzystały pretekst do zakazania lub ograniczenia importu polskiej wieprzowiny.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama