Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 22:43
Reklama

Dziś rozpoczął sie proces dzieciobójczyni z Hipolitowa

Dziś rozpoczął się procesu w jednej z najgłośniejszych spraw ostatnich lat, nie tylko w regionie, ale i w Polsce. Za uśmiercenie pięciorga własnych dzieci przed Sądem Okręgowym w Łomży odpowie Beata Z. (42 lata) z miejscowości Hipolitowo w gminie Stawiski.
Dziś rozpoczął sie proces dzieciobójczyni z Hipolitowa


Dziś rozpoczął się proces w jednej z najgłośniejszych spraw ostatnich lat, nie tylko w regionie, ale i w Polsce. Za uśmiercenie pięciorga własnych dzieci przed Sądem Okręgowym w Łomży odpowiada Beata Z. (42 lata) z miejscowości Hipolitowo w gminie Stawiski.

- Do morderstwa się nie przyznaję, przyznaję się do nieudzielenia pomocy, bo nie wiedziałam jak to zrobić – cichym głosem Beata Z. odpowiedziała na pytanie sędziego. Wcześniej jej obrończyni zgodziła się na obecność bardzo licznie zgromadzonych na sali rozpraw dziennikarzy, ponieważ „media ją już skazały, zrobiły z niej potwora i dlatego chcemy opowiedzieć historię jej życia”. A historia ostatnich 20. lat życia Beaty Z. to wstrząsający obraz tego jak może wyglądać  patologia codzienności.

Zmienne zeznania

Przed Sądem Okręgowym w Łomży rozpoczął się proces skupiający uwagę mediów z całej Polski. Beatę Z. z Hipolitowa koło Stawisk Prokuratura Okręgowa w Łomży oskarża o zamordowanie pięciorga własnych dzieci. Jak odczytywał prokurator Janusz Sobieski: w 2000 roku, zaraz po urodzeniu, pozostawiła dziecko bez opieki na strychu, w 2003 roku – tak samo, w 2008 – wrzuciła noworodka do zbiornika przeciwpożarowego, a wcześniej przywiązała do jego ciała duży kamień, w 2010 i 2012 – pozwoliła umrzeć bez opieki kolejnej dwójce. Choć w tym ostatnim przypadku opowieść przedstawiona początkowo przez Beatę Z. prokuratorom wyglądała inaczej. Miała dziecko zawinąć w materiał i zakopać pod krzakiem. W obawie, że zostanie odnalezione, wykopała je i podrzuciła w pobliże łańcuchowego psa, aby je pożarł. Późniejsze zeznania i ustalenia śledczych takiej wersji nie potwierdziły, szczątki tego noworodka i jeszcze innego zostały odnalezione w piwnicy pod stodołą.

ZDJĘCIA Z SALI SĄDOWEJ 

Prokuratura uważa, że tych czynów kobieta dokonała ”w zamiarze bezpośrednim”, czyli celowo. Na różnych etapach postępowania Beata Z. przyznawała się do porzucania bez opieki zdrowo urodzonych dzieci. Jej najnowsza opowieść, mówi o noworodkach umierających nieoczekiwanie (ostatniego „za mocno owinęła kocykiem”) i dopiero potem pozostawianych na strychu lub w piwnicy. Najbardziej zagadkowa jest śmierć z 2008 roku. Beata Z. opisała w prokuraturze, a także podczas wizji lokalnych sposób utopienia maleństwo. Rozpoznała nawet wśród kilku kamieni ten, który miała przywiązać do ciała. Teraz twierdzi, że w 2008 roku nie urodziła żadnego dziecka, a opowieść o utopieniu dotyczy noworodka z 1998 roku. Zbrodni dokonać mieli jej ówczesny mąż i teściowa (oboje już nieżyjący), którzy odebrali jej dziecko.

Prokuratura w swoich ustaleniach nie opiera się wyłącznie na zeznaniach Beaty Z. Wiele dowodów pochodzi z relacji świadków i ekspertyz biegłych. Na podstawie szczątków dzieci np. ustalili oni, że nie miały one żadnych urazów. Z kolei badania DNA bezspornie dowiodły, że rodzicami byli Beata Z. i Antoni G., jej wieloletni konkubent, mieszkaniec tej samej wsi. Ocenili także oskarżoną - „nieprawidłowa osobowość, chłodna uczuciowo, skoncentrowana na sobie”.

Koszmar codzienny

Dlaczego niektóre z jej dzieci nie mogły żyć, a niektóre ocalały (czworo)? Nie wiem, nie mam pojęcia – Beata Z. nie potrafiła opisać swojego stanu składając wyjaśnienia przed śledczymi. Wstyd wobec mieszkańców wsi, obawa o to, co powiedzą dzieci i rodzina. O tym mówiła oskarżona. Chwilami tylko z prawniczych protokołów wydobywają się emocje: „przez niego zabiłam te dzieci” (o konkubencie), „zabijałam te dzieci, bo jedno mi odebrano” (o byłym mężu i teściowej), „tylko płaczę i śpię” (po śmierci dziecka w 2012 roku).    

Oskarżona nie zdecydowała się na składanie wyjaśnień na sali sądowej. Dlatego „opowieść” o jej życiu odtwarzana była z wcześniejszych zeznań. Miała 19 lat, gdy po raz pierwszy zaszła w ciążę z późniejszym mężem. Chłopczyk zmarł po kilku miesiącach. Jego ojciec zaczął Beatę Z. bić, pił, wyprzedawał majątek. Mimo to, po roku urodziła się im córka. Potem ślub, kolejne dziecko, picie. Wyjazd męża do pracy we Włoszech. Wtedy w życiu kobiety pojawia się sąsiad z tej samej wsi. Seks, ciąża. Po powrocie do Hipolitowa mąż dowiaduje się o zdradzie Beaty Z. już po kilku godzinach. Bije ją i kochanka. Zaraz po porodzie bije ją, gwałci i zabiera noworodka. Nie wiadomo, co stało się z tym dzieckiem. Niedługo później mąż umiera, Beata Z. wraca do Antoniego G. Kolejne ciąże, poronienie. I dwóch chłopców, którzy pozostają przy życiu (są teraz w rodzinach zastępczych). Obojętność i wrogość konkubenta na wieść o kolejnych ciążach, romans z jego bratem (konsekwentnie używał prezerwatyw), pogarda i wyzwiska we wsi.

Nie mówiłam mu, wiedział o wszystkim, czasami codziennie uprawialiśmy seks, musiał wiedzieć  – Beata Z. zmienia też swoją opowieść o relacjach z Antonim G. W każdym zeznaniu potwierdza jedno - nigdy nie pytał o to, co się stało z dziećmi z kolejnych ciąż. Nikt inny – z rodziny, ze wsi, z instytucji pomocy - też całymi latami nie pytał. W tej sprawie kobietę otaczali ślepi i głusi.

Beata Z. mimo zapowiedzi do końca pierwszego dnia procesu nie zdecydowała się na składanie wyjaśnień. Z powodu złego samopoczucia, jak wyjaśniła. Mógł także zeznawać Antoni G. ale skorzystał z przysługującego mu prawa i odmówił. Pierwsze zeznania świadków i dalszy ciąg sprawy zaplanowane zostały na początek grudnia.                  


Podziel się
Oceń

Komentarze
Reklama