- Spotykamy się tu od wielu lat, bo chcemy pamiętać. Jesteśmy to winni naszym bliskim. Nie znam rodziny z tych okolic, która nie zostałaby pokrzywdzona w czasie sowieckiej okupacji. Póki żyjemy będziemy pamiętać, o tych, którzy pozostali na zawsze w miejscach cierpienia, a tych, którzy wrócili, będziemy uważnie słuchać i dziękować im za to, co zrobili. Jedni i drudzy są żywym dowodem, że Polacy nie dadzą się wynarodowić, że będą trwać przy wierze i ojczyźnie - powiedział wicemarszałek Marek Olbryś.
Zwracając się do uczestników w bibliotece w Podgórzu, która stanowi część Centrum Kultury Gminy Łomża (CKGŁ), wspominał też rodzinną historię o krewnych, braciach, z których jeden opuścił "sowiecki raj" z armią generała Władysława Andersa, a drugi trafił do Ludowego Wojska Polskiego. Po wojnie obaj wrócili do Polski i nie potrafili się do siebie odzywać.
- To nauczka, że powinniśmy rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać, Z wzajemnym szacunkiem - dodał Marek Olbryś.
Syndrom sybiraka to głód. Dlatego tak ważna jest pamięć o tych, którzy tam zostali, ale także wspieranie tych, którzy wrócili i są jeszcze z nami.
- Ważne, by w każdą rocznicę naszą pamięć odświeżać, a mamy w naszym województwie wspaniałe Muzeum Pamięci Sybiru okrzyknięte najlepszym Muzeum w Europie - mówiła Alicja Łepkowska-Gołaś, posłanka na Sejm RP. - Spotkania i konferencje tam organizowane pozwalają każdemu dobrze poznać tę historię, a takie rocznice jak dzisiaj pozwalają na refleksje nad tym, by ta historia się nie powtarzała, zwłaszcza w kontekście konfliktu, który mamy za wschodnią granicą – dodała posłanka.
Badacz tej tematyki, prof. Albin Głowacki autor Książki, W tajdze i w stepie" podaje, że władze sowieckie przygotowania do deportacji podjęły jesienią 1939 r. wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej i NKWD na ziemie polskie, aby - jak pisze - "ująć, wyeliminować" tych obywateli polskich, którzy mogliby zagrozić wprowadzaniu sowieckiej władzy. Były wydane rozkazy do wytypowania osób do wywózek, a cała akcja przygotowania deportacji była logistyczną machiną, mechanizmem zbrodni przygotowanym przez sowiecki aparat represji, działaniami eksterminacyjnymi.
- Dlatego powinniśmy dbać o wspomnienia tych, którzy doświadczyli zsyłek na Sybir i utrwalać prawdę, o której być może opowiadają już często synowie i wnukowie zesłanych na nieludzką ziemię – powiedziała Maria Dziekońska, wicestarosta łomżyński. – Dzisiaj mamy do czynienia z inżynierią kłamstwa, czego przykładem może być ostatni wywiad „wodza” imperium rosyjskiego, to pokazuje jak ciężko jest walczyć nam Polakom w Europie środkowo-wschodniej o to, żeby ten przekaz był prawdziwy, a wewnętrzne podziały w naszym państwie będą sprzyjały zakłamywaniu prawdy historycznej – dodała wicestarosta.
Rocznicowe uroczystości w Podgórzu tradycyjnie rozpoczęła msza święta. Po niej uczestnicy przeszli przed siedzibę biblioteki, gdzie wznosi się pomnik oraz słupy z nazwiskami rodzin, które doznały represji w czasie wywózek z lutego, kwietniu i czerwca 1940 roku oraz czerwca 1941. W tym miejscu 84. lata temu w 40-stopniowym mrozie na sanie ładowani byli zatrzymani przez Sowietów mieszkańcy Podgórza i innych miejscowości przed zawiezieniem na stację kolejowa w Łomży. Po hymnie Związku Sybiraków do złożenia kwiatów i zapalenia zniczy zaprosił wszystkich dyrektor CKGŁ Mariusz Rytel. W sali biblioteki powitał gości wójt gminy Łomża Piotr Kłys.
- Szacujemy, że około 850 osób zostało wywiezionych z miasta i miejscowości, które tworzą obecnie gminę Łomża. Z samego Podgórza nazwisk wypisanych na pomniku jest prawie 200. Była to mała miejscowość, czyli z każdego niemal domu zostały wywiezione jakieś osoby, często całe rodziny. Nie możemy pozwolić tej historii zgasnąć. Wyjątkowo prawdziwie i wyjątkowo groźnie brzmią w tym miejscu i w czasie, gdy poznajemy fakty o przebiegu agresji rosyjskiej na Ukrain ę, słowa George Santayany, że naród, który nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie - mówił wójt Piotr Kłys przypominając także o innych miejscach pamięci w gminie: w Giełczynie, Jednaczewie, Wygodzie...
Historyczne fakty związane z sowieckimi wywózkami i refleksje przekazał profesor Krzysztof Sychowicz z Instytutu Pamięci Narodowej i Akademii Łomżyńskiej.
- Chciałbym zwrócić uwagę na dwa zjawiska, które miały szczególnie wstrząsający charakter. Deportacje nie były dla mieszkańców Polski karą za jakieś winy - powstanie czy zbrojny opór, tylko represjami prewencyjnymi. Kolejna sprawa to zastosowanie niespotykanej wcześniej nigdzie odpowiedzialności zbiorowej wobec całych rodzin, nawet maleńkich dzieci i osób starszych. Cierpieli, bo po prostu byli patriotami, Polakami... To potęgowało tragizm pierwszej wywózki, następne już były spodziewane. Tragicznym zjawiskiem było także traktowanie tej historii w okresie PRL. Były wtedy znakomite i dokładne badania zbrodni niemieckich, nie było w ogóle badania zbrodni sowieckich. My jednak jesteśmy, nie możemy zapomnieć. Wbrew opiniom, że historia jest trudna, że powinniśmy uznać, że "było, minęło", historia jest naszym fundamentem. A pamięć świadczy bardziej o nas niż o tych, którzy już zapłacili najwyższą cenę za bycie Polakami - mówił Krzysztof Sychowicz.
Na podobne problemy zwrócił uwagę także Tomasz Danilecki z białostockiego Muzeum Pamięci Sybiru. Jak podkreślił, ta placówka może być miejscem spotkania historii tych, którzy w kraju nie mogli opowiadać o swoich losach, a za granicą - gdzie mogliby - nikt nie chciał tego słuchać.
Środowisko represjonowanych reprezentowali na uroczystości przedstawiciele Związku Sybiraków: Nina Żyłko, Adam Frąckiewicz i Stanisław Świderski.
- Kiedy zaczynaliśmy spotkania w Podgórzu, zainicjowane przez ówczesną dyrektor biblioteki Wiesławę Kłosińską, było nas 70 osób. Dzisiaj jest troje. Mamy, ma szczęście, grono osób wspierających spośród naszych rodzin i przyjaciół . One będą kontynuować to dzieło - mówiła Nina Żyłko sekretarz Związku Sybiraków w Łomży. Ze wzruszenia nie była w stanie dokończyć prezentacji fragmentów wspomnień dotyczących Wigilii na nieludzkiej ziemi.
Nina Żyłko mówi o sobie, że "urodziła się w tajdze", Adam Frąckiewicz jechał na Syberię "w brzuszku mamy". Władysław Świderski tam się urodził, ale po pół roku wrócił z rodzicami do Polski. Z rąk Niny Żyłko i senatora Marka Adama Komorowskiego otrzymał Złotą Odznakę Honorową za zasługi dla Związku Sybiraków.
- W naszym domu ciągle się o tym mówiło, ciągle było wracania do tamtych czasów. Jako dzieci się tym zbytnio nie interesowaliśmy, teraz żałuję, że pewne rzeczy nie zostały zapisane. Ja rozmawiam o tym z wnuczką - mówił Stanisław Świderski.
Komentarze