Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 22 grudnia 2024 23:19
Reklama

Tłuste koty PiS mają się świetnie. Rocznie zarabiają miliony złotych

Dwa lata temu na listę „tłustych kotów PiS” trafiło ponad 300 nazwisk. Dziś ta lista z pewnością już spuchła. Większość – obok topowych nazwisk – stanowi „drobnica”, która też uciułała co najmniej milion złotych.

„Puls Biznesu” przedstawił w 2012 roku tzw. listę wstydu Platformy Obywatelskiej. Był to wykaz partyjnych działaczy i sympatyków partii, którzy znaleźli pracę w firmach powiązanych z władzą centralną i lokalną. 

Lista zrobiła piorunujące wrażenie. Liczyła 428 pozycji, a jeszcze można było do niej dodać setki kolejnych.

Grzech każdej władzy

W tym zestawieniu znalazł się np. były już wówczas minister Aleksander Grad, a także minister Zbigniew Derdziuk i 11 wiceministrów. Na liście znaleźli się też senatorowie PO, tacy jak Jan Michalski i Franciszek Adamczyk oraz 11 posłów, m.in. Łukasz Tusk, kuzyn Donalda Tuska.

Były znane nazwiska jak Franciszek Adamczyk, ówczesny szef rady nadzorczej Bumaru, członek rady nadzorczej KGHM, a jeszcze wcześniej senator PO. Byli też lokalni działacze jak Alina Ambroziak, dyrektorka Bursy Regionalnej w Ostrołęce. Ile osób pamięta dziś jeszcze te nazwiska?

Ale ta akcja najwyraźniej zainspirowała PSL, które w 2021 r. zaprezentowało listę „tłustych kotów PiS”. Znalazło się na niej 357 osób, które zajmują intratne stanowiska w spółkach skarbu państw. Okazało się, że ludzie powiązani z PiS zarabiają na państwowych posadach olbrzymie pieniądze. Od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych miesięcznie.

To był dla PiS policzek

Jarosław Kaczyński w swojej działalności politycznej stara się nie popełniać błędów ekipy PO-PSL. Jeszcze w 2018 roku prezes PiS powiedział jasno: 

– Zapadła decyzja, zgodnie z naszymi deklaracjami, które składaliśmy już niejednokrotnie i które ja składałem. Do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ci, którzy funkcjonują w spółkach, są przez nas szanowani, jeżeli dobrze wykonują swoje obowiązki, ale nie będziemy łączyć tych dwóch funkcji. To znaczy, że te osoby nie będą kandydowały na żadnym szczeblu samorządu.

Efekt był taki, że część działaczy wybrała pieniądze zarabiane w firmach i zrezygnowała z działalności w samorządach. Miało to jeszcze jeden efekt, który może Kaczyński miał w głowie od dawna. Otóż członek zarządu firmy jako radny musi co roku przedstawiać oświadczenie majątkowe i wyspowiadać się ze swoich zarobków. Kiedy taki prezes radnym już nie jest, to opinia publiczna jego zarobków nie poznaje.

Tłuste koty odchodzą

Tymczasem Kaczyński w 2021 roku zaatakował tłuste koty raz jeszcze. Mówił o syndromie „tłustych kotów”.

– Niechęć do pracy, chęć walki tylko o różnego rodzaju stanowiska – wymieniał ich cechy.

W PiS się zagotowało. Już przymierzano się do czystek. Do zwolnień. I tak się niekiedy działo, bo np. Sylwia Sobolewska, żona Krzysztofa Sobolewskiego (bliskiego współpracownika prezesa PiS) pracowała w 3 spółkach skarbu państwa. Po słowach Kaczyńskiego odeszła, ale... została członkiem zarządu Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Kamieniu Pomorskim.

Eugeniusz Daciuk jest dyrektorem Zarządu Zlewni w Zamościu podległej państwowym Wodom Polskim. Jest też teściem Jacka Sasina. Ale według PiS Daciuk nie jest tłustym kotem i zakaz zatrudniania rodziny go nie dotyczy. Dlaczego?

– Tu nie ma żadnego nepotyzmu, bo teść to nie jest rodzina. Rodzina to jest pokrewieństwo z krwi, a to jest nabyta sprawa. I ja tutaj nie widzę żadnego nepotyzmu w tym przypadku – tłumaczył.

Jak się mają teraz tłuste koty? 

Świetnie, co pokazał to ostatnio TVN. Małgorzata Sadurska to była posłanka PiS z województwa lubelskiego. Pracowała także w Kancelarii Prezydenta, z której przeszła do zarządu państwowego PZU. Sadurska jak członek zarządu zarobiła tam w 2022 roku 2,050 mln zł. Rok wcześniej było to 1,801 mln zł.

Maksa Kraczkowskiego nazywają złotym dzieckiem PiS. Tuż po studiach (został magistrem prawa, mając 21 lat) wstąpił do PiS i konsekwentnie piął się po szczeblach politycznej kariery. Najpierw był warszawskim radnym, potem posłem przez kilka kadencji, aż wskoczył do biznesu. I to od razu do wielkiego biznesu, na fotel wiceprezesa PKO BP. W marcu br. został odwołany ze stanowiska. W 2022 r. zdążył jednak zarobić ponad 2 mln zł.

Sadurska nie jest wyjątkiem, bo można wymienić choćby Marcina Pawlickiego, szczecińskiego działacza PiS oraz radnego. 44-latek jest także wiceprezesem Enei SA. W 2022 roku zarobił 1,14 mln zł brutto. Miesięcznie daje to średnio 95 tys. zł. Plus dieta radnego – 42,3 tys. zł rocznie.

Więcej przykładów? Proszę bardzo:

Wojciech Jasiński, były poseł, który obecnie zasiada w radach nadzorczych PKO BP i PZU. Zarobki w 2022 r. – 368 tys. zł

Maciej Łopiński, były minister w Kancelarii Prezydenta, Zasiada w radzie nadzorczej PKO BP. W ubiegłym roku zarobił tam 204 tys. zł.

 

 


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama