Ulice pustoszały. Nieliczne dzieciaki zostawały na podwórkach, ale dorosłego raczej nie dało się zobaczyć. Tak wyglądała Polska w latach 80. XX wieku, gdy TVP nadawała latynoski serial „Niewolnica Isaura”. To był fenomen, a losami tytułowej bohaterki i jej miłości żył prawie każdy.
Fabuła filmu luźno nawiązuje do książki Bernardo Guimarãesa. Była to historia jasnoskórej niewolnicy i jej właściciela Leôncio Almeidy, plantatora bawełny.
„Niewolnica Isaura” była klasyczną telenowelą z Ameryki Łacińskiej. Sztampa, długie ujęcia aktorów, rozterki miłosne, nudne monologi, znaczące chwile ciszy. A jednak Polacy to kochali. Tak bardzo, że dziewczynom, które przychodziły na świat nadawano imię Isaura. Kiedy serial „szedł w telewizji”, ludzie siedzieli w domach, a miejska plotka głosiła, że w tym czasie malała liczba wypadków samochodowych.
W rolach głównych obsadzono debiutantkę - 18-letnią Lucélię Santos oraz Rubensa de Falco, aktora po czterdziestce.
Venceremos ! Fé Brasil. pic.twitter.com/8aTczVgV47
— Lucélia Santos (@luceliaoficial) October 30, 2022
[removed][removed]
Dziś w Polsce Santos nie jest już tak znana, ale jest o niej głośno z innego powodu. Okazuje się, że aktorka (rocznik 1957) weszła w skład gabinetu nowo wybranego prezydenta Luli da Silvy z lewicowej Partii Pracujących. Ma sprawować nadzór nad resortem kultury wspólnie z dwoma politykami tego ugrupowania.
To nie jest jej pierwszy kontakt z polityką. W tym roku 65-latka bez powodzenia ubiegała się o miejsce w brazylijskiej Izbie Deputowanych.
Komentarze