Skąd ten problem? Z nowelizacji przepisów, jakiej dokonało Ministerstwo Infrastruktury. Teraz skrzyżowanie to: „część drogi będąca połączeniem dróg albo jezdni jednej drogi w jednym poziomie, z wyjątkiem połączenia drogi o nawierzchni twardej z drogą o nawierzchni gruntowej lub z drogą wewnętrzną”.
Poprzednia wersja była bardziej rozbudowana, ale paradoksalnie czytelniejsza. W starej formie skrzyżowanie to „przecięcie się w jednym poziomie dróg mających jezdnię, ich połączenie lub rozwidlenie, łącznie z powierzchniami utworzonymi przez takie przecięcia, połączenia lub rozwidlenia; określenie to nie dotyczy przecięcia, połączenia lub rozwidlenia drogi twardej z drogą gruntową, z drogą stanowiącą dojazd do obiektu znajdującego się przy drodze lub z drogą wewnętrzną”.
Zmiana jest na tyle istotna, że zgodnie z nową definicją kierowca, jadąc przez skrzyżowanie, musi np. zwolnić do 50 km/h. Nie może też w tym miejscu wyprzedzać, ani się zatrzymywać, a o parkowaniu niech lepiej nie myśli. Nowa definicja nazywa skrzyżowaniem również łączenia się jezdni jednej drogi, czyli w praktyce skrzyżowaniem jest pojedyncza droga. Choć logika podpowiada, że powinny być przynajmniej dwie.
Dlatego kierowcy narażeni są na mandaty. Te najsurowsze mogą wynieść nawet 1000 zł. Tak będzie przy wyprzedzaniu „na skrzyżowaniu”.
Okazuje się, że nie tylko kierowcy mają problem. Bo policja też się głowi, co zrobić z nowymi przepisami.
– Nowelizacja pogmatwała wiele przepisów ustawy Prawo o ruchu drogowym, a kierowca powinien wiedzieć, czy dane miejsce jest na przykład skrzyżowaniem czy nie jest, żeby wiedzieć, jak ma się poprawnie zachować w danej sytuacji – powiedział serwisowi Prawo.pl Mariusz Wasiak, ekspert z zakresu ruchu drogowego z Komendy Głównej Policji i dodał: – Policja już skierowała do ministra infrastruktury pismo, wskazując w nim swoje wątpliwości, i teraz czeka na informację zwrotną.
Komentarze