Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 22:39
Reklama

Rządowy plan na tani prąd. Realny czy kolejna kiełbasa wyborcza?

Premier obiecuje, że państwo zagwarantuje Polakom niższą cenę prądu. Ale stawia warunki. Sprawdzamy, czy można im sprostać, czy jest to kolejny festiwal rządowych obietnic.
Rządowy plan na tani prąd. Realny czy kolejna kiełbasa wyborcza?

Autor: iStock

– Ponosimy dzisiaj koszty polityki energetycznej i klimatycznej Unii Europejskiej oraz koszty wojny na Ukrainie. Staramy się pomóc Polakom w tych dramatycznych okolicznościach, dlatego wprowadzamy Tarczę Solidarnościową. Tarcza ma chronić Polaków przed gwałtownymi wzrostami cen, z jakimi mamy do czynienia już dzisiaj. Z takimi wysokimi kosztami mierzą się również obywatele we wszystkich państwach Unii Europejskiej – komunikuje rząd. I informuje, jak dokładnie państwo polskie ma ochronić Polaków przed wydawaniem wszystkich oszczędności na rachunki.

Plan działania składa się z kilku części. Jedna dotyczy przedsiębiorców, druga urzędów, trzecia gospodarstw domowych.

Prąd – pomoc dla biznesu

Nazwano to Tarczą Solidarnościową. Rząd przeznaczy nawet 5 mld zł, żeby wesprzeć kilkaset firm. Ale nie stanie się to bezwarunkowo. Żeby firma mogła skorzystać z pomocy, jej rachunki za prąd muszą wzrosnąć o minimum 100 procent.

– Bezpieczeństwo polskich rodzin, bezpieczeństwo miejsc pracy Polaków jest przecież bezpośrednio związane z bezpieczeństwem przedsiębiorców, z ich konkurencyjnością, zdolnością do przetrwania, a zwłaszcza tych, którzy zużywają najwięcej energii – powiedział premier.

Kolejnym krokiem jest możliwość (od przyszłego roku) podłączenia firmy do sieci z prądem pochodzącym z odnawialnych źródeł energii.

Urzędy

Administracje rządowa i samorządowa zostaną zobowiązane do zmniejszenia zużycia prądu o 10 proc. Taka zasada ma obowiązywać już od października.

– Kolejnym krokiem będzie zmiana zewnętrznego oświetlenia na energooszczędne, które zużywa dużo mniej prądu – komunikuje rząd.

A wicepremier Jacek Sasin otrzymał zadanie specjalne: „wyeliminowanie” premii i bonusów dla zarządów spółek skarbu państwa. Ma to przynieść kolejne oszczędności.

Co dla ludzi?

Część strategii poświęconej gospodarstwom domowym jest rozbudowana. Niższe rachunki (o 10 proc.) za prąd otrzymają rodziny, które w 2023 r. zużyją o 10 proc. mniej energii niż w 2022 roku. Ważniejsze jednak jest inne posunięcie. Każdy Polak będzie mógł skorzystać z gwarantowanej ceny energii (nie wiadomo do końca, w jakiej wysokości), ale państwo stawia pewne warunki. Trzeba będzie się zmieścić w określonym limicie.

  • 2000 kilowatogodzin rocznie dla wszystkich gospodarstw domowych,

  • 2600 kilowatogodzin rocznie dla gospodarstw domowych z osobami z niepełnosprawnościami, rodzin trzy plus, czyli rodziny z Kartą Dużej Rodziny oraz rolników.

Co się stanie, gdy ktoś przekroczy limit? Za nadwyżkę zapłaci zgodnie z wyższymi stawkami za prąd. Za ilość mieszczącą się w limicie rachunki mają być niższe. To ma – jak mówił premier – zachęcić Polaków do oszczędności.

No to liczymy

Czy jest w Polsce ktoś, kto zmieści w rządowym limicie 2000 kWh (2600 kWh)? Nasze domy są naszpikowane urządzeniami na prąd. Są co najmniej pralka, lodówka, telewizor, komórki, które trzeba ładować, i oczywiście oświetlenie. W wielu domach trzeba doliczyć suszarki do ubrań, zamrażalniki, komputery (po kilka), konsole do gier, piekarniki i kuchenki elektryczne, klimatyzatory. Do tego masa mniejszego sprzętu: routery, suszarki do włosów, lokownice, maszynki do golenia, czajniki elektryczne... A jak jeszcze rodzina jeździ samochodem elektrycznym, którego zakup był do niedawna promowany przez rząd PiS, to rachunki jeszcze bardziej urosną.

Eksperckie analizy pokazują, że w domu najwięcej prądu pobiera kuchenka elektryczna (1,480 kWh rocznie), co kosztuje blisko 900 zł. Koszt używania bojlera elektrycznego to ok. 600 zł, a czajnika na prąd czy lodówki nawet 175 zł.

Z tych danych wynika, że na dobrą sprawę wystarczy mieć piekarnik i lodówkę (255 kWh rocznie w klasie A+) oraz pralkę (nawet 240 kWh) i już limit 2000 kWH zostaje przekroczony.

Na więcej będą mogły sobie pozwolić większe rodziny. Dla nich limit ma wynosić 2600 kWh. Ale od razu ostrzegamy, że też trudno będzie się w zmieścić. Firmy zajmujące się OZE (odnawialnymi źródłami energii) lub innymi źródłami energii wyliczają ogólne dane dotyczące zużycia prądu

  • w gospodarstwie 2-osobowym około 1500 kWh,
  • w 3-osobowym gospodarstwie domowym około 2000 kWh,

  • w 4-osobowym gospodarstwie domowym około 2500 kWh,

  • w 5-osobowym gospodarstwie domowym około 3000 kWh.

Ale są też inne wyliczenia, w których liczby są już znacznie wyższe. – Zgodnie z szacunkami przeciętny czteroosobowy dom jednorodzinny w Polsce zużywa w ciągu roku około 4200 kWh energii elektrycznej – czytamy na Twitterze.

Skąd zatem te limity? Z Głównego Urzędu Statystycznego. To on policzył, że w 2020 r. przeciętnie zużycie energii elektrycznej w gospodarstwie domowym wyniosło 1996 kWh. W miastach było to 1752,5 kWh, a na obszarach wiejskich – 2486,2 kWh.

 


Podziel się
Oceń

Komentarze
Reklama