Oczy całego świata są teraz skierowane na konflikt Rosji z Ukrainą. Wszyscy zadają sobie to samo pytanie: czy rosyjskie wojska dokonają inwazji na kraj Wołodymyra Zełenskiego? Władimir Putin zaprzecza. Mimo to sytuacja na Wschodzie narzuciła dyskusję o możliwych konsekwencjach. Jedną z nich mogłoby być odcięcie m.in. Polaków od gazu eksportowanego z zasobów rosyjskiego Gazpromu.
Podczas konferencji prasowej odniosła się do tego Ursula Von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej. Zapewniła, że reakcja Unii Europejskiej na rosyjską agresję będzie i mocna, i natychmiastowa.
– Unia Europejska potrafi zmierzyć się z wewnętrznymi konsekwencjami zewnętrznego konfliktu. To jest głównie kwestia bezpieczeństwa dostaw energetycznych. 24 proc. energii w UE to gaz. 90 proc. importujemy, z czego 40 proc. dostarcza nam Gazprom – wyjaśniła szefowa KE, dodając, że unijne zapasy wynoszą obecnie ok. 34 proc. Rosyjski gaz stanowi z tego mniej niż połowę.
– Analizowaliśmy wszelkie możliwe scenariusze na wypadek odcięcia przez Rosję całkowicie lub częściowo dostaw gazu do Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę wszelkie środki, jakie podjęliśmy, jesteśmy po bezpiecznej stronie. Oczywiście jeśli Rosja całkowicie odetnie gaz do UE, niezbędne będą dodatkowe pieniądze. W takiej sytuacji całkowitego przerwania dostaw państwa członkowskie mają plany awaryjne i będą w stanie sprostać popytowi, zawsze chroniąc prywatnych konsumentów – podkreśliła Von der Leyen.
Pod pojęciem planów awaryjnych kryje się m.in. potencjalna współpraca Unii Europejskiej z innymi, wiarygodnymi dostawcami gazu, w tym LNG (ciekły gaz ziemny) z USA, Kataru, Egiptu, Azerbejdżanu i Nigerii.
– Wszystkie gazociągi, które biegną z Norwegii, Polski do państw bałtyckich, będą wkrótce operacyjne i oczywiście umożliwią zwiększenie dostaw w sytuacji zapotrzebowania – zapewniła przewodnicząca organu.
Choć Komisja Europejska uspokaja i przygotowuje się na ewentualne konsekwencje, to – jak zapewnia Ursula Von der Leyen – Unia Europejska chce zapobiegać działaniom militarnym i liczy na załagodzenie konfliktu. – Lepiej usiąść przy stole negocjacyjnym, żeby znaleźć rozwiązanie – powiedziała
Czy inwazja wojsk Rosji na Ukrainę jest prawdopodobna?
Takie pytanie usłyszeli respondenci badania przeprowadzonego przez United Surveys na zlecenie RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej". Ponad 60 proc. pytanych spodziewa się takiego scenariusza. Nieco ponad 32 proc. stanowią odpowiedzi sceptyków. 6,2 proc. ankietowanych nie ma zdania na ten temat.
Źródło: United Surves na zlecenie RMF FM i DGP; graf.: News4Media
Eksperci podchodzą do tematu z pewnym dystansem. Część z nich twierdzi, że prezydent Władimir Putin wprawdzie chce osiągnąć swoje cele poprzez budowanie napięcia i pokazywanie siły swojego państwa, jednak nie zdecyduje się na rozpoczęcie wojny. Inni zaś uważają, że żaden scenariusz nie jest tu wykluczony.
– Karabin albo wystrzeli do 19 lutego, albo zostanie schowany do pokrowca. Tym bardziej że warunki pogodowe po 20 lutego sprawią, że wtargnięcie z Białorusi na Ukrainę będzie trudno wykonalne. (...) Za tym – albo wtargniecie pomiędzy 15 a 19 lutego, albo do domu – cytuje „Rzeczpospolita” rosyjskiego historyka i opozycjonistę Andrieja Zubowa. Dlaczego właśnie w tym terminie? Ponieważ na białoruskiej granicy trwać będą wówczas manewry, w których udział weźmie 20 tys. żołnierzy rosyjskich uzbrojonych w ciężki sprzęt.
– Straszy się nas wielką wojną i po raz kolejny wyznacza się datę wojskowego wtargnięcia. To już nie pierwszy raz – powiedział z kolei w odezwie do narodu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, dodając, że jego kraj jest pozbawiony możliwości samodzielnego określania kursu polityki zagranicznej, a wśród obywateli oraz inwestorów próbuje się zasiać panikę. – Mówi się nam, że 16 lutego będzie dniem napaści. Zrobimy go Dniem Zjednoczenia. Podpisałem już odpowiedni dekret – dodał.
Obywatele Ukrainy okażą tego dnia jedność poprzez eksponowanie flag i wstążek w barwach narodowych.
Komentarze