Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 14:50
Reklama

Kronika Województwa Podlaskiego #700 - [VIDEO]

Miniony tydzień w województwie podlaskim.

 

Ligawkami Adwent się zaczyna

W pierwszy weekend grudnia wszystkie drogi prowadzą do Ciechanowca, a dokładnie do Muzeum Rolnictwa im. Krzysztofa Kluka. Wszystko za sprawą ligawek i innych instrumentów pasterskich.

Ligawka to jeden z najstarszych znanych w Polsce instrumentów muzycznych. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XI wieku. To ręcznie robiona drewniana trąba o długości ponad metra, która zaliczana jest do instrumentów, którymi posługiwali się pasterze. Pierwsze powiązania ligawek z Adwentem, czyli czasem oczekiwania na przyjście Zbawiciela, znajdziemy w źródłach z początku XIX wieku. Dziś jej dźwięki słychać najczęściej tylko przez cztery tygodnie w roku na przełomie jesieni i zimy. Ligawek można wtedy nasłuchiwać w niektórych miejscowościach województwa podlaskiego i na Mazowszu m.in. w okolicach Ciechanowca, Sokołowa Podlaskiego czy Siedlec.

- Ten dźwięk nawiązywał do odgłosu trąby archanioła zwiastującego nadejście Pana. W Adwencie trwamy w oczekiwaniu na Boże Narodzenie, a dźwięk ligawki ma nam o tym przypominać – powiedziała Dorota Łapiak, dyrektor Muzeum Rolnictwa im. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu.

Zakazane melodie

Jak przypominają badacze historii pasterskiego, a zarazem obrzędowego grania, wieczorem, po obrządku, gospodarz stawał przy studni albo opierał ligawkę o płot i grał piękne, melancholijne melodie, które niosły się w ciemną, grudniową noc...

W czasie II wojny światowej ligawki ucichły. Okupanci uważali - słusznie - że mogą być używane do przekazywania informacji. A zatem podczas wojny posiadanie ligawki oraz gra na niej były zabronione i bardzo surowo karane. Niemcy nie chcieli, by za jej pomocą mieszkańcy wsi czy partyzanci, wysyłali sobie zaszyfrowane wiadomości. Wojna się skończyła, ale na próżno zimowymi wieczorami próbowano nasłuchiwać dźwięku ligawek. Zwyczaj gry na nich praktycznie zaginął.

Odrodzenie i konkurs

Od 1975 roku w Muzeum Rolnictwa im ks. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu odbywa się konkurs Gry na Instrumentach Pasterskich. Kazimierz Uszyński, ówczesny dyrektor Muzeum  (dziś konkurs nosi jego imię) postanowił przywrócić zwyczaj gry na ligawce i zorganizował pierwszy konkurs, na który zgłosiło się kilku wykonawców – tzw. legaczy. Inspiracją było odnalezienie w muzealnych zbiorach drewnianej trąby powszechnie używanej przed II wojną światową w czasie Adwentu. 

Co roku liczba osób chętnych do podtrzymywania tradycji rosła. Początkowo byli to mieszkańcy Ciechanowca i okolicznych wiosek m.in. Łempic, Wojtkowic, Tymianek i Trojanówka. Do konkursu włączono nową kategorię – dzieci, co z pewnością miało wpływ na jego popularność. W 1980 r. konkurs został przekształcony w imprezę o charakterze ogólnopolskim. Od tego roku uczestniczą w nim górale z Beskidu Śląskiego, z miejscowości Węgierska Górka i okolic, później z Koniakowa i okolic. W roku 1987 dołączyli górale z Sądecczyzny i Podhala – z Krościenka n/Dunajcem i okolic oraz Zakopanego. Od 1987 roku przyjeżdżają również do Ciechanowca Kaszubi z Pomorza - z Chmielna i okolic, grający na bazunach i rogach.

W 1994 roku konkurs został rozszerzony o kategorię - inne instrumenty pasterskie. W ostatnich latach dołączyli muzycy z Lubelszczyzny i Wielkopolski. Od 1990 r. konkurs ma charakterze imprezy międzynarodowej. Na przestrzeni lat uczestniczyli w nim instrumentaliści z Finlandii, Litwy, Białorusi, Meksyku, Australii, Hiszpanii, Szkocji, Irlandii, Niemiec, Bułgarii, Węgier, Ukrainy i Słowacji w tym roku gośćmi byli uczestnicy ze Szwajcarii.

40. Jubileuszowe granie

Na tegoroczny jubileuszowy Konkursu Gry na Instrumentach Pasterskich zgłosiło się 170 uczestników:  66 osób w wieku od 3 do 81 lat zagrało na ligawkach, a 97 zgłosiło się do rywalizacji z użyciem innych instrumentów, m.in. trombit, bazun i rogów pasterskich.

Konkurs odbył się w dwunastu kategoriach. Pierwszy dzień to tradycyjnie przesłuchania konkursowe, a drugi rozpoczyna się spotkaniem na plebanii w Ciechanowcu oraz Mszą Świętą. W tym roku sprawował ją biskup senior Diecezji Drohiczyńskiej Tadeusz Pikus. Wyraził uznanie dla dzieła, jakim jest konkurs.

- Chcemy dziś rozważać nie tylko grę na instrumentach pasterskich, ale i czas Adwentu -  powiedział podczas homilii biskup Tadeusz Pikus.  - W Adwencie głosimy przyjście Chrystusa. Pierwsze oczekiwanie na Niego było wypełnieniem przez Syna Bożego miłosiernego zamysłu Boga, aby przyszedł na świat i głosił światu nastanie Królestwa Bożego. Został przez ludzi osądzony i skazany na śmierć. W powtórnym przyjściu Chrystus nie będzie sądzony, lecz sam będzie sędzią. Zgromadzeni w tej świątyni dziękujemy za pierwsze przyjście i oczekujemy z nadzieją drugiego. Obecność Boga w naszym życiu zależy od naszej wiary i miłości. Kto nie miłuje, nie zna Boga. Miłość ta przejawia się w szczerym i życzliwym otwarciu na Boga, na siebie i na drugiego człowieka. W praktyce polega na umiejętności bycia dla innych oraz dawaniu i przyjmowaniu.

Wierność tradycji

Zorganizowany po raz 40. Konkurs Gry na Instrumentach Pasterskich jest doskonałą okazją do zaprezentowania tradycyjnych melodii. Umożliwia również nawiązanie kontaktów między wykonawcami tradycyjnej muzyki pasterskiej oraz podtrzymuje i popularyzuje gr na instrumentach pasterskich.

- Grający na ligawce czy innym instrumencie pasterskim musi umieć zagrać technicznie, musi wydobyć odpowiedni dźwięk. Musi pokazać walor swojego instrumentu i być świadomy czemu służy sygnał, który jest grany, jaka jest jego funkcja i historia - powiedziała przewodnicząca Jury tegorocznego konkursu dr Ewelina Grygier, muzyk i etnomuzykolog, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk – Zakład Muzykologii, Zbiory Fonograficzne.

Uczestnicy wykonują melodie charakterystyczne dla danego instrumentu pasterskiego oraz regionu, z którego pochodzą. Jest to jedna z nielicznych imprez kulturalnych w naszym kraju pielęgnująca i podtrzymująca tradycje polskie i chrześcijańskie.W konkursie uczestniczą instrumentaliści grający m.in. na mazowiecko-podlaskich ligawkach, góralskich trombitach, kaszubskich bazunach, białoruskich surmach oraz na innych instrumentach pasterskich.

Ogromną rolę w przekazywaniu tej tradycji odgrywają rodzice, bo grania na ligawce w szkołach nie uczą. Umiejętność ta przekazywana była zwykle z ojca na syna. Na konkursie w Ciechanowcu widać jednak coraz więcej kobiet i dziewczynek, które grają na tym instrumencie. W tym roku najmłodszy uczestnik miał zaledwie 3 lata.

- By kultywować tradycje trzeba przyjechać do Ciechanowca, zabrać ze sobą dzieci, pokazać im, by poczuli tę atmosferę jakiej nie ma u nas – powiedział Kaszub Paweł Gruba z Żukowa, który przyjechał do Ciechanowca z córką i synem.

Rodzinne granie

Jury - jak co roku - nie miało łatwego zadania. Andrzej Klejzerowicz, kowal z Ciechanowca, budowniczy ludowych instrumentów dętych, wieloletni uczestnik i laureat Konkursu Gry na Instrumentach Pasterskich w konkursie bierze udział od kiedy pamięta. Wcześniej jako uczestnik i wielokrotny laureat, dziś jako członek jury.

- Kiedyś ligawek nie było wcale bardzo dużo. Dwie, trzy na wioskę, czasami więcej. W niektórych nie było ich w ogóle z prostego powodu - nie było komu zrobić instrumentu, nauczyć się grać i nauczyć grać kolejne pokolenie. Do tego trzeba mieć predyspozycje, jak do każdego rodzaju muzyki. Przede wszystkim słuch, bo jak się zrobi ligawkę, a nie ma się słuchu, to nie wie się nawet, czy ten instrument jest dobry. Zrobić ligawkę, to nie to samo, co zrobić stół czy krzesło – wyjaśnia.

Cała rodzina Klejzerowiczów jest muzykalna. Gra na ligawce to u nich tradycja. Grał jego ojciec, grać potrafi też córka. Legacz przeprowadził nawet własne badania, z których wynika, że kiedy jest bezchmurne, gwieździste niebo i lekki wiatr w jedną stronę, to dźwięk ligawki niesie się nawet na 10 kilometrów.

Konkurs skupia nie tylko uczestników zgłoszonych do rywalizacji, ale również turystów i mieszkańców okolicznych miejscowości. Przyjeżdżają, by posłuchać niecodziennej gry na instrumentach pasterskich.

Ligawki można kupić od rzemieślników na Podlasiu, a ich ceny, w zależności od wielkości i zdobień, wahają się od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. Dla legaczy ważna jest jednak nie tylko sama gra, ale również własnoręczne wykonanie instrumentu. Zrobienie ligawki to kilkadziesiąt godzin ręcznej, precyzyjnej pracy.

W pierwszy weekend grudnia legacze spotykają się w Ciechanowcu, a w kolejny w Siedlcach, aby na konkursach sprawdzić swoje umiejętności. Ostatni raz zagrają o północy w Wigilię Bożego Narodzenia, podczas Pasterki. Potem ligawki ucichną aż do następnego Adwentu.

W tegorocznym Konkursie gry na instrumentach pasterskich w Ciechanowcu Mateusz Zalewski z Dobrego w kategorii dorośli i Tadeusz Augustyniak w kategorii seniorów powyżej 65. roku życia zdobyli pierwsze nagrody (po 1 tys. zł) za grę na ligawce. W grupie młodzieży do 18 lat za grę na ligawce jury pierwszą nagrodę (900 zł) przyznało Bartoszowi Tatarczukowi z Konabrodu, a spośród dzieci do lat 10 - Marcinowi Maliszewskiemu z Wieski-Wsi (500 zł).

Patronat duchowy nad konkursem sprawuje Ordynariusz Diecezji Drohiczyńskiej, natomiast patronat honorowy Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Wojewoda Podlaski i Marszałek Województwa Podlaskiego.

Współorganizatorami są: Starostwo Powiatowe w Wysokiem Mazowieckiem i Parafia Rzymsko-Katolicka pw. Trójcy Przenajświętszej w Ciechanowcu.

 

Koła Gospodyń Wiejskich z gminy Jedwabne docenione

 

Koła Gospodyń Wiejskich, jako dobrowolna, samorządna i niezależna kobieca organizacja społeczno-zawodowa działają już od 1877 roku i nadal cieszą się dużym powodzeniem wśród mieszkanek wsi. I chociaż przez te wszystkie lata zmienił się wizerunek typowej gospodyni wiejskiej, dziś kobiety nowoczesnej i kreatywnej, członkinie tych organizacji nie zapominają o realizacji tradycyjnych działań na rzecz aktywizacji środowiska wiejskiego. W Gminie Jedwabne funkcjonuje siedem kół gospodyń wiejskich i właśnie podsumowano ich działania.

– Były to dwa lata naznaczone epidemią, ale mimo to nasze koła gospodyń wiejskich brały udział w różnych przedsięwzięciach. Stały się wizytówkami nie tylko swoich miejscowości, ale i całej gminy. Mamy ich siedem kół, co oznacza 12. miejsce w województwie podlaskim, a po nowym roku mogą powstać jeszcze kolejne dwa – z dumą powiedział Adam Niebrzydowski, burmistrz Jedwabnego.

Kola gospodyń wiejskich zmieniają polską wieś, bo rozwijają przedsiębiorczość, prowadzą działalność edukacyjną i rozwijają kulturę ludową.

– Zapominamy o obowiązkach codziennych, a zaczynamy bajkowe życie wśród przepisów, tańca, śpiewu, poezji. Jest w nas chęć do życia – zaznaczyła Janina Rogowska z KGW Grądy Wielkie

W Polsce zarejestrowanych jest blisko 10 tys KGW w województwie Podlaskiem 376 i nie należą do nich tylko Panie

Członkowie KGW współpracując ze sobą i realizując wspólne projekty, nabywają nowe kompetencje, które służą społecznościom lokalnym.

– W małych miejscowościach centrami życia stały się świetlice, ośrodki aktywności czy remizy. Powiem to po cichu: to dzięki kobietom, bo mężczyźni bez kobiecej mobilizacji, to istoty nieco ułomne. Bardzo potrzebujemy tej aktywności lokalnych środowisk, jednoczenia wokół ważnych spraw. Dlatego zawsze możecie liczyć na wsparcie samorządu województwa – mówił wicemarszałek.

Podlaskie gospodynie wykorzystują swoje doświadczenia i umiejętności w wytwarzaniu produktów i ich sprzedaży poprzez rolniczy handel detaliczny. Dostrzegamy to na letnich festynach, podczas których mamy okazję spróbować potraw czy słodkich wypieków, które pamiętamy z dzieciństwa

Koła są tez sposobem na integrację lokalnych społeczności. Współpracują między innymi z samorządami gminnymi, Ochotniczymi Strażami Pożarnymi i szkołami oraz ośrodkami kultury i innymi organizacjami pozarządowymi oraz korzystają ze wsparcia agencji rządowych

Spotkanie w Jedwabnem było okazja do podsumowania działalności KGW ale i docenienia ich pracy, kreatywności i osiągnięć. Przedstawicielki kół z gminy Jedwabne otrzymały odznaki "Zasłużony dla rolnictwa"

Ostatnie lata przyniosły Kołom prawdziwy renesans – po stagnacji czy wręcz upadku lat 90. na polskiej wsi nastąpiła fala reaktywacji Kół, która trwa do dzisiaj. KGW– w przeciwieństwie do np. Ochotniczych Straży Pożarnych - nie są zrzeszone w jednej organizacji centralnej czy rejestrze. Mało tego: wiele z nich działa na zasadzie nieformalnej, nie tworząc bytów prawnych. Dlatego każde Koło właściwie samo definiuje swoją misję i rodzaj działalności. Każdy sukces czy nagroda nie tylko rozbudzają apetyt na kolejne przedsięwzięcie, ale też budują pozycję która będzie decydować o przyszłości Koła. Nieposiadające własnej przestrzeni Koła marzą np. o stworzeniu własnej siedziby, co byłoby dodatkowym aspektem działającym na rzecz ich ciągłości i rozwoju. Takie mogą być plany, w przyszłym roku polski rząd planuje przeznaczyć na wsparcie KGW 70 ml zł



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama