Telefon, który daje szansę na nową wątrobę i rozpoczyna sztafetę o życie
- Wszystko dzieje się 8 lipca. Jest godzina 17:15. Mija dokładnie sześć dni od momentu wpisania Aminy na aktywną listę transplantacyjną. Dostajemy telefon od głównego koordynatora transplantacji, w którym słyszymy: prawdopodobnie mamy organ, jak się czuje dziecko i jak szybko możecie dotrzeć do szpitala - mówi tata Aminy. – Odpowiedziałem, że córka jest zdrowa i w Centrum Zdrowia Dziecka mogę być za dwie godziny – kontynuuje. – Usłyszałem, że w ciągu 30 minut dostanę telefon. Było to najdłuższe pół godziny w moim życiu. W końcu telefon zadzwonił. Koordynator powiedział tylko: tak, jest organ dla Aminy. Czy w ciągu dwóch godzin jest Pan w stanie dojechać? Odpowiadam: Tak. Koordynator prosi tylko, byśmy uważali na siebie. Pyta czy wszystko zrozumiałem i rozłącza się. I tak rozpoczyna się ,,sztafeta o życie” dla Aminy - dodaje Alhan Wyczółkowski.
Rodzina pakuje najpotrzebniejsze rzeczy, ojciec przekazuje klucze do mieszkania sąsiadowi, mówiąc, że później się z nim skontaktuje i natychmiast wsiadają do samochodu. Auto rusza, a rodzina kilka chwil poświęca w skupieniu na modlitwę.
- Kiedy skończyliśmy się modlić wykonałem pierwszy telefon na 112. Wyrzuciłem z siebie proste komunikaty. Moje dziecko ma szansę na przeszczep. Jest tylko jeden warunek. Natychmiast musi znaleźć się w szpitalu w Warszawie. Proszę o eskortę policji – tłumaczy tata Aminy.
Od razu zostaje przełączony do oficera dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Łomży.
- W słuchawce usłyszałem głos kobiety. Bardzo spokojny i opanowany. Pani oficer rzeczowo wyjaśniła mi co mam robić. Krok po kroku. Dla mnie najważniejsze było to, że po drugiej stronie jest pełen empatii człowiek, gotowy do pomocy – wraca do tamtego dnia Alhan Wyczółkowski.
Konwój z Łomży ruszył niemal natychmiast. Policjanci z łomżyńskiej drogówki spotkali się z mężczyzną na drodze do Warszawy, pod Jakacią Dworną. Od tego miejsca toyota pilotowana była przez patrol jadący z włączonymi sygnałami uprzywilejowanymi. W tym czasie policjanci skontaktowali się z kolegami z Ostrowi Mazowieckiej i opowiedzieli o całej sytuacji. Na ekspresowej S8 w okolicach Ostrowi Mazowieckiej czekał już kolejny patrol. Dalej rodzina pojechała w asyście policjantów z Ostrowi Mazowieckiej i Wyszkowa.
- Dzwoniąc na 112 nie miałem zielonego pojęcia, że na S8, w okolicy Wyszkowa jest bardzo poważny wypadek, a korek sięga około 10 kilometrów. Nikt mnie tym nie stresował. Policjanci zabezpieczyli tam przepiękny korytarz życia, a do tego kierowcy zachowali się wzorowo. My mogliśmy przejechać tamtędy nie zwalniając i nie zatrzymując się. A dlaczego jest to tak ważne? Ponieważ czas odgrywa tu niezwykle ważną rolę. Jest na wagę złota – podkreśla tata Aminy.
Między Markami a Rembertowem do akcji włączył się garnizon Warszawski. Zabezpieczał skrzyżowania i kontrolował ruch w mieście, by rodzina spokojnie mogła pokonać ten odcinek drogi.
- Na drodze nie było żadnej sytuacji podbramkowej. To tylko świadczy o tym, że policja stanęła na wysokości zadania i wykazała się pełnym profesjonalizmem – przyznaje ojciec dziewczynki.
Przeszczep. Godziny oczekiwania i cud
Amina już po niespełna godzinie była w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
- Pamiętam, że podjechałem tuż pod szpital, zabrałem z samochodu córkę, a wszystko inne po prostu zostawiłem. Łącznie z kluczykami w aucie i dokumentami. Dopiero jak Amina została przyjęta na oddział zszedłem do samochodu, gdzie czekała na mnie policja i wylegitymowałem się – opowiada nie kryjąc emocji Alhan Wyczółkowski.
Kiedy dziewczyna trafia na oddział natychmiast uruchamiane zostają procedury medyczne mające przygotować ją do przeszczepu. Lekarze sprawdzają w jakim stanie jest Amina, czy nie doszło do pogorszenia, które mogłoby wykluczyć przeszczep. Operacja zaczyna się 9 lipca (w piątek) o godzinie 16:00. Czyli niemal dobę po tym, jak dociera do szpitala.
- Żyjemy w dobie pandemii Covid-19. W związku z tym przy dziecku może być tylko jeden opiekun, a moja żona nie mówi po polsku. Szpital reaguje bardzo pięknie. Tam gdzie jest to możliwe mamy asystę personelu rosyjskojęzycznego, gdyż moja żona mówi biegle w tym języku. Ale co najważniejsze pozwalają nam być razem. Wyrażają w ten sposób szacunek i zrozumienie, a my nie musimy bać się, że bariera językowa skomplikuje ten i tak wyjątkowo trudny czas – tłumaczy tata Aminy. - My od godziny 16:00 mogliśmy być na kanapie przed blokiem operacyjnym. Zostawiono nam wszystko co jest niezbędne – kontynuuje. - My widzieliśmy wszystko, co mogliśmy widzieć. Widzieliśmy jak przyjechał organ dla Aminy. Pamiętam, że wtedy żona spojrzała na mnie i powiedziała, że już jest, już jest życie dla naszego dziecka – dodaje na moment wstrzymując oddech.
3 zespoły transplantologiczne przez 12,5 godziny, podczas skomplikowanej operacji walczą o życie dziewczynki.
- Bardzo ważne jest zachowanie lekarzy i całego personelu medycznego. Kiedy my staliśmy na zapleczach tego frontu, żadne z nich nie przeszło wobec nas obojętnie. Obdarowywali nas uśmiechami czy przeróżnymi gestami. Chcieli w ten sposób pokazać, że sytuacja jest pod kontrolą, że wszystko idzie zgodnie z planem – mówi Alhan Wyczółkowski. - Ale to nie to. Podczas przeszczepu jest dwóch lekarzy koordynujących. Jeden z nich znajduje się na bloku operacyjnym, zaś drugi poza nim. Amina choruje też na leukopenie. Jest to stan obniżenia liczby leukocytów we krwi, czyli białych krwinek. Przez to krew nie krzepnie jak u normalnej, zdrowej osoby. A przecież to kilkunastu godzinna operacja, podczas której człowiek traci sporo krwi. W związku z czym, Ci obaj koordynatorzy są w stałym kontakcie. Gdyby coś się zadziało mogą szybką zareagować. Ponadto ten, który znajduje się poza blokiem stale informuje nas na jakim etapie są lekarze. Wiedząc jak poważna jest sytuacja dzięki temu czuliśmy się po prostu pewnie – dodaje tata Aminy.
Operacja kończy się o 4:30 nad ranem.
- Te godziny przygotowywania do operacji i sam przeszczep trwały wieczność – ścisza głos ojciec dziewczynki, nie będąc w stanie wyrazić jak bardzo wdzięczny jest lekarzom, i całemu personelowi medycznemu. - Byłem bardzo zaskoczony, gdy lekarze koordynujący przeszczep po ponad 12 godzinach na bloku operacyjnym podchodzą do nas i znajdują czas na spokojną, rzeczową rozmowę. Mówią, że operacja się udała, a kiedy pytam ich czy były komplikacje otwarcie o nich mówią, jednocześnie dodając, że byli na nie przygotowani. Poza tym nie wydarzyło się nic, czego nie przewidzieli. To są naprawdę wysokiej klasy specjaliści i chwała Wszechmogącemu, że na nich trafiliśmy – mówi. - Ja naprawdę widziałem zmęczenie na ich twarzach, a mimo to najpierw pomyśleli o nas. Na koniec jeden z lekarzy obejmuje mnie jak ojciec ojca i mówi, że wszystko będzie w porządku. Wtedy coś w nas pękło i nagle wszystkie emocje opadły – dodaje.
Amina po przeszczepie trafia na Oddział Intensywnej Terapii. Początkowo wszystko wygląda idealnie. Nad wyraz dobrze. Sami lekarze są zaskoczeni, że Amina tak dzielnie daje sobie radę. Organ przyjmuje funkcje.
- Nasza walka przez pierwsze dni polegała na czekaniu pod drzwiami i modlitwie o zdrowie dziecka – opowiada tata Aminy. - Przeszczep wątroby jest 10-krotnie cięższy niż przeszczep serca – tłumaczy Alhan Wyczółkowski.
Pojawiają się jednak komplikacje. Amina nie jest wydolna oddechowo. Na szczęście lekarzom udaje się z nimi poradzić. Choć stan Aminy się poprawia cały czas jej życie jest zagrożone. Z uwagi na komplikacje, które wystąpiły i wyjątkowo trudną operację z przeszczepem może wydarzyć się wszystko.
Z uwagi na fakt, iż choroba Aminy mogła przerodzić się w chorobę onkologiczną, jej wątroba została poddana badaniom histopatologicznych. Diagnoza: wątroba była już martwa, czyli dni dziewczynki były policzone, jednak zmian onkologicznych nie ma.
Obecnie Amina przebywa w domu. Jej stan był na tyle stabilny, że lekarze zdecydowali się wypuścić ją na kilkudniową przepustkę. Do szpitala wraca pod koniec pierwszego tygodnia sierpnia.
- Amina zmienia pojęcie medycyny o tej chorobie. Lekarze są w ciężkim szoku jak silną jest wojowniczką i jak dzielnie to znosi – przyznaje Alhan, tata Aminy. - Kiedy doszła do siebie po operacji, zapytana przez lekarzy czy coś ją boli odpowiedziała, że tylko troszkę – mówi dalej. - Kiedy poprosili, by oceniła skale bólu od 0 do 10, bez zastanowienia powiedziała 2 – dodaje.
Komentarze