Śmierć stawia nas w obliczu bezsilności, która nas obezwładnia i zabiera w nieznane.
A kiedy pojawia się kradnąc ukochaną osobę, przeszywa bólem odznacza na nas swoje piętno, które przypomina nam stale jacy jesteśmy wobec niej bezsilni.
Są takie chwile w naszym życiu, kiedy słowa nie są potrzebne, bo nie są w stanie wyrazić tego, co czuje nasze serce.
Ale chwila dzisiejsza, ten czas szczególny, kiedy na naszych oczach życie doczesne przechodzi do wieczności, chcę z potrzeby serca powiedzieć co jest ważne – jak tylko potrafię – trzymając się słów, co od Chrystusa pochodzą i wypływają z wiary, nadziei i miłości. Mówię w imieniu synów, swoim, Marka i naszych dzieci, siostry Meli z rodziną, siostrzenicy Gosi z rodziną, która służyła mu zawsze pomocą w jego zmaganiach z chorobą i walce, aby dożyć do 100 lat (nie udało się, zabrakło 1,5 roku), siostrzenic – Irminy, Bożenki i Doroty z rodzinami, Ewy i Basi z rodzinami, bratanka Andrzeja z rodziną, siostrzeńców Marka i Maćka z rodzinami.
Wszyscy żegnamy dzisiaj naszego drogiego Brata i Wujka. Byłeś zawsze z nami mocno związany. Przeżywaliśmy razem z Tobą śmierć Twojej żony przed 20. laty. A potem wszyscy wspieraliśmy Cię i pomagaliśmy jak kto umiał. Byłeś po Babci Jadzi najważniejszy w naszej rodzinie.
Najstarszy po Zosi, pomagałeś Mamie - wcześnie owdowiała, w wieku 48 lat – w wychowywaniu rodzeństwa, z którego najmłodszy Marek miał tylko 9 lat. Przeżyłeś okres wojny i powojennych problemów. Z tego czasu zachowałeś wiele wspomnień, które nam przekazywałeś.
Ja jednak zapamiętam Cię z naszego wspólnego śpiewania. Grałeś na mandolinie. Miałeś piękny głos i niezwykły dar zapamiętywania bardzo długich tekstów piosenek i utworów literackich, np. „Bigosu literackiego” czy przepięknej piosenki „Polesia czar”, których lubiliśmy słuchać.
Śpiewałeś do końca swoich dni. Na kilka dni przed śmiercią zaśpiewaliśmy wspólnie ulubioną naszą rodzinną piosenkę, której nauczyla mnie moja teściowa: „Nad brzegiem morza” oraz o Orlętach Lwowskich i Jurku Biczanie. Śpiewałeś cichutko, ale bezbłędnie pamiętałeś słowa. To było nasze pożegnanie i ostatnie Twoje słowa – Niech Was Bóg prowadzi. I pomachałeś ręką; za chwilę już zasnąłeś.
Dziękujemy Ci za to, że od rocznicowej mszy świętej 1 czerwca za Twoją żonę, która była odprawiona w klasztorze Sióstr Benedyktynek, codziennie o 6:30 rano z nami byłeś na mszy świętej przez czerwiec i lipiec – do czasu, kiedy nie byłeś już w stanie, że do końca Twoich dni mogliśmy być z Tobą.
Komentarze