- To, co się tu dzieje przerasta moje wyobrażenia i oczekiwania - mówi bohaterka. - Jestem tak bardzo, bardzo wdzięczna wszystkim którzy tu dziś są. Bardzo prawdziwe jest to powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Widzę dzisiaj jaki jest ze mną tłum przyjaciół i jak niewielka garstka jest tych innych.
W zasadzie chodziło o zebranie pieniędzy. Justyna Korytkowska to znakomita lekkoatletka. Medalistka mistrzostw Polski, rekordzistka kraju np. w biegu godzinnym, kandydatka do kadry narodowej na igrzyska olimpijskie. Żona Andrzeja Korytkowskiego, kiedyś długodystansowca, od wielu lat trenera młodych adeptów "królowej sportu", wychowawcy kolejnych mistrzów. Od dwóch lat mama Anastazji. W ubiegłym roku postanowiła wrócić do sportu po macierzyńskiej przerwie i powalczyć o igrzyska olimpijskie w Tokio. Najprawdopodobniej na swoim ulubionym dystansie 3000 metrów z przeszkodami.
Niestety, w maju tego roku, podczas zgrupowania treningowego w Szwajcarii, wyrosła przed Justyną Korytkowską przeszkoda najpoważniejsza w życiu. Badania wykazały chorobę nowotworową. Kilka miesięcy potem zawodniczka jest po operacji, po chemioterapii. Po raz pierwszy od tamtego tego dnia zdobyła się, aby stanąć na bieżni i pobiec. Ostrożnie, ale wytrwale. Przebiegła milę (1609 metrów), bo taki był dystans dla wszystkich.
- Justyno, wierzymy, że już w tej walce z chorobą wychodzisz na finiszową prostą i wrócisz na stadiony Polski i świata - wołał spiker zawodów.
Biegaczka ma też nadzieję, że najgorsze jest już poza nią. Mnóstwo tej nadziei przynieśli na łomżyński stadion uczestnicy Mili dla Justyny.
- Byliśmy przygotowani na duże wydarzenie i dużo pracy, ale to, co się wydarzyło jest nieprawdopodobne - mówi Andrzej Korytkowski. Jako prezes klubu "Prefbet Śniadowo" Łomża od lat jest organizatorem dużych imprez lekkoatletycznych. Czasami z udziałem autentycznych gwiazd jak Konrad Bukowiecki, Piotr Lisek czy niektóre z Aniołków" ze sztafety 4x400 metrów. Bywało na łomżyńskim stadionie np. 300 lekkoatletów z kilkunastu krajów.
- Ale takiego wydarzenia jeszcze nie było. Już nawet nie chodzi o to dlaczego to wszystko się odbywa, ale o proste sprawy organizacyjne - przyznaje Andrzej Korytkowski. - Dwa razy musiałem zamawiać dodatkowe numery startowe i pamiątkowe medale, które dostawał każdy uczestnik. Na, szczęście mogliśmy to uzupełnić ciasteczkowymi medalami w kształcie serduszka. Do chwili, gdy musieliśmy zakończyć rejestrowanie uczestników, zgłosiło się 477 osób. Potem jeszcze dołączały kolejne, Myślę, że zebrało się około 600.
Serduszka i inne pyszne ciasta przygotowała m. in. młodzież ze Szkoły Podstawowej nr 1 oraz Zespołu Szkół Weterynaryjnych i Ogólnokształcących w Łomży. Justyna Korytkowska to absolwentka tej szkoły i dyrektor Bogumiły Olbryś nie mogło zabraknąć wśród współorganizatorów.
Takie więzi bywają zresztą mocne. Kilkuosobową reprezentację biegową wystawiły np. panie ze Śniadowa. Do tamtejszego Koła Gospodyń Wiejskich należy mama Andrzeja Korytkowskiego. Nie biegły szybko, ale dzielnie i z szerokimi uśmiechami.
- To historyczna chwila dla Łomży, naszego klubu, serca ludzkiego. Trzeba ten zapał podtrzymać i organizować "Milę dla..." co roku, chociaż mam nadzieję, że już z pomocą dla innych osób - mówi Andrzej Korytkowski.
Mariusz Niziński od 20 lat jest w Łomży organizatorem i promotorem biegania. I też przyznaje, że w takim przedsięwzięciu jeszcze nie brał udziału.
- W Polsce mityngi na milę są dopiero od roku i jesteśmy jako trzecie miasto po Warszawie i Poznaniu. A w zestawieniu z tamtymi mamy więcej, bo także biegi rodzinne na pół i jedną czwartą mili. My, biegający z Łomży, potrafimy coś zrobić - mówi.
Coś niesamowitego - powtarzali Justyna i Andrzej Korytkowscy rozglądając się wokół. Tam śpiewa Anna Zlagodukh, która sama zaoferowała występ. Tu do startu przygotowuje się Miss Ziemi Łomżyńskiej 2018 Elwira Talkowska (bardzo dyskretnie, nie wiedział o niej nawet spiker), tam czeka na swoją serię Karol Łebkowski znakomity trener zapaśniczy, pierwszy łomżyniak, który już w zasadzie jest pewien wyjazdu na igrzyska do Tokio. Na bieżni pan z wózkiem i śpiącym synkiem, inny pan ze specjalnymi obciążnikami, panie z wyszukanymi fryzurami. Najlepszy wynik "wykręca" Rafał Pogorzelski, klubowy kolega Justyny i podopieczny Andrzeja. Kolejna nadzieja na podtrzymanie tradycji Zdzisława Krzyszkowiaka, Bronisława Malinowskiego i innych polskich przeszkodowców. W Dublinie kciuki ściska za Justynę pani, której biegaczka, ani jej mąż nie znają osobiście, ale postanowiła przyczynić się do powodzenia akcji.
Słońce grzeje jak w czerwcu, mnóstwo uśmiechów. Justyna Korytkowska co chwilę tonie w uściskach znajomych i nieznajomych przyjaciół. Sama tuli śpiąca Anastazję
Bilans finansowy, czyli skala pomocy dla Justyny Korytkowskiej imprezy będzie jeszcze sumowany. Stworzą go wpłaty od sponsorów (włączyło się wiele łomżyńskich firm), tzw. startowe, czyli wpłaty uczestników, zbiórka do puszek i ze sprzedaży ciast. Na Facebookowym profilu trwa jeszcze jakiś czas "Licytacja dla Justyny". Tam umieścili swoje podarunki m. in. wicemarszałek Marek Olbryś od Urzędu Marszałkowskiego, wybitni sportowcy - Konrad Bukowiecki czy Adam Kownacki, znany dziennikarz Przemysław Babiarz i wiele, wiele innych wspaniałych ludzi o dobrych sercach.
Justynę Korytkowską czeka jeszcze wiele bólu, zabiegów rehabilitacyjnych, trudu, treningów. Ale po tej niedzieli na jej twarz wrócił uśmiech. Może droga do Tokio nie okaże się wcale za długa.
Komentarze