Wybory przyniosły Prawu i Sprawiedliwości wyczekiwane od wielu lat zwycięstwo i samodzielną większość mandatów w samorządzie województwa podlaskiego: 16 do 14 zdobytych przez Koalicję Obywatelską (9) i PSL (5). Oczywiste w tej sytuacji wydawało się, że PiS obejmie wszystkie kluczowe stanowiska i funkcje... o ile zdoła osiągnąć zgodę wewnętrzną.
Kilka dni temu krajowe władze partii ogłosiły swoje rekomendacje do zarządu województwa i na przewodniczącego Sejmiku. Miał nim zostać Marek Komorowski z Zambrowa. Podział ról we władzach uwzględniał polityczne i geograficzne interesy w regionie: marszałek z Białegostoku (Artur Kosicki), wicemarszałkowie z Łomży i Suwałk (Marek Olbryś i Romuald Łanczkowski), członkowie zarządu z zachodniej i południowej części regionu, a w dodatku reprezentujący koalicjantów PiS, czyli Porozumienie Jarosława Gowina i Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry (Marcin Sekściński i Jakub Fic). Najbardziej ryzykownym pomysłem mogło okazać się wprowadzenie do zarządu tych dwóch ostatnich osób, ponieważ obaj nie są radnymi i byłoby to rozwiązanie bez precedensu w historii Sejmiku województwa.
Znak zapytania można było postawić także przy kandydaturze na marszałka. Artura Kosickiego nie poparła większość działaczy PiS w wojewódzkich władzach. A zatem mógł do tych czynników dojść opór przed rozwiązaniami ustalonymi poza regionem, przez centralne władze partii.
I to może być wyjaśnieniem wydarzeń, do jakich doszło podczas pierwszej sesji Sejmiku. Poza ślubowaniem, głównym zadaniem radnych był wybór przewodniczącego Sejmiku. Zgodnie z ustaleniami PiS zgłosiło Marka Komorowskiego, połączone siły KO i PSL - Karola Pileckiego. Wyniki zszokowały obserwatorów i media. Karol Pilecki uzyskał 16 głosów, czyli prawdopodobnie 2 z obozu politycznych przeciwników, a Marek Komorowski 11, czyli nawet nie wszystkie pozostałe z własnego obozu.
W Polskę poszła wieść, że w PiS-ie znaleźli się zdrajcy (natychmiast ruszyły ich poszukiwania), że parta może stracić województwo, w którym była absolutnie pewna przewagi. Zaskoczenie było spore, ale sytuacja raczej pod kontrolą, ponieważ drugi sesja Sejmiku został zwołana jeszcze tego samego dnia. Większościowy klub zdawał sobie sprawę, że sytuacja nie jest nieodwracalna i że raczej doszło do pewnej demonstracji niż zdrady. Można przypuszczać, że ze strony radnych Prawa i Sprawiedliwości było to pogrożenie palcem czy też pokazanie żółtej kartki decydentom (krajowym? wojewódzkim?). W Sejmiku funkcja przewodniczącego jest zaszczytna i ważna, ale nie ma strategicznego znaczenia. Można ją było uczynić przedmiotem rozgrywki. W dodatku jest łatwa do odzyskania - przewodniczącego można zmieniać choćby co sesję.
Już po południu tego dnia szeregi były znów zwarte. Za wyborem Artura Kosickiego na marszałka opowiedziało się 16 radnych, za Stefanem Krajewskim z PSL - 14. Ale na tym większość na razie poprzestała. Dopiero w kolejnych odsłonach okaże się na czym polegała demonstracja radnych Prawa i Sprawiedliwości.
Komentarze