- Pozostawili w naszych stronach ślady swojej działalności dwaj najwięksi Polacy tamtego okresu: marszałek Józef Piłsudski i Roman Dmowski. Wśród pierwszych polskich parlamentarzystów i twórców odrodzonego państwa był ksiądz Kazimierz Lutosławski z Drozdowa. Tu krew młodego harcerza i peowiaka Leona Kaliwody połączyła się z krwią powstańców styczniowych i pokoleń patriotycznych mieszkańców Ziemi Łomżyńskiej, którzy nie przyjęli do wiadomości, że Polski nie ma i walczyli o nią - dodaje parlamentarzysta Ziemi Łomżyńskiej.
11 listopada 1918
Parlamentarzysta wziął w Łomży i Kolnie udział w uroczystościach 99. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości po 123. latach niewoli. Przy tablic y upamiętniającej miejsce śmierci Leona Kaliwody przypomniał fragmenty wspomnień dotyczących ostatnich godzin niewoli i pierwszych chwil znów wolnej Polski w Łomży. Chwil naznaczonych najwyższą ofiarą.
"W 1917 roku policja niemiecka aresztowała wielu działaczy niepodległościowych w Polsce i na Ziemi Łomżyńskiej , a wśród nich komendanta łomżyńskiego okręgu Polskiej Organizacji Wojskowej Jana Kraszewskiego oraz młodego ucznia Polskiej Męskiej Szkoły Handlowej, harcerza i peowiaka Jerzego Jarnuszkiewicza. Łomżyński okręg utracił wartościowego dowódcę.
Na wieść o tym Komenda Naczelna POWE w Warszawie skierowała dla ratowania sytuacji do Łomży młodego, dwudziestoletniego Leona Kaliwodę. Pochodził on a czeskiej spolonizowanej rodziny . Posiadał doświadczenie w pracy harcerskiej , która zajmował się od lat szkolnych oraz peowiackie.
Jak wspomina Stanisław Dębowski . Niemcy dobrze znali jego sylwetkę w żółtych butach (była to jedyna taka para Łomży) i wojskowej bluzie. Dla zapobieżenia aresztowaniu musiał się przebierać i ukrywać. Był nie tylko komendantem, był gońcem sekretarzem i instruktorem. Był wszędzie. Gdy poczuł, że gdzieś w dalekiej wiosce praca zaczyna się rozłazić - naciągał swe żółte buty, brał kij do ręki i wędrował nocą drożynami, zwoływał zbiórkę i kilkoma słowy naprawiał wszystko złe. Nowym członkom POW tłumaczył: Niemcy bardziej boją się nas, niż my ich.
Komenda POW opracowała dokładny plan rozbrojenia Niemców i opanowania Łomży. Leon Kaliwoda zarządził , że odbędzie się to 11 listopada około godziny 15. Plutony i sekcje skierowano do rozbrajania Niemców w różnych częściach miasta. Męskie oddziały miały zdobyć dworzec, elektrownię i pilnować porządku , kobiece - zająć urzędy i magazyny oraz dokonać spisu przejętych "dóbr społecznych".
14-osobowy oddział składający się z harcerzy zatrzymał się na ulicy Sienkiewicza naprzeciw komendy policji śledczej. Byli w oddziale m. in. Leon Kaliwoda, Józef Dudziński, Michał Danielewski, Włodzimierz Lineburg, Wacław Grzymkowski, Edward Eugeniusz Kleindienst, Ludwik Kleindienst, Edward Pusz, Stanisław Dębowski, Jerzy Jarnuszkiewicz i Leopold Gardocki.
Dramatyczny przebieg wydarzeń relacjonowała później m. in. Józefa Grzymkowska-Kleindienstowa:
Od strony ulicy Polowej w ulicę Sienkiewicza wszedł patrol niemiecki. Niemcy szli całą szerokością ulicy z bronią gotową do strzału. Leon Kaliwoda wyszedł zdecydowanym krokiem z bramy i wezwał ich do poddania. Wystrzelił pierwszy w powietrze. W odpowiedzi dowódca patrolu natychmiast wydał komendę: Feuer! Padła salwa. Jedna z kul trafiła Kaliwodę w szyję, Kaliwoda osunął się bezwładnie na ziemię. Rana okazała się śmiertelna. Po salwie patrol z nastawionymi bagnetami ruszył do przodu. Chłopcy skryli się w zakamarkach podwórza. Żołnierze niemieccy nie zatrzymując się przemaszerowali w stronę ulicy Dwornej. Komendanta przeniesiono do pobliskiej bramy budynku, w którym mieściła Biblioteka Publiczna.
Uczestnicy patrolu ułożyli dowódcę na własnych płaszczach. Wezwali lekarza. Leona Kaliwody nie udało sie jednak uratować. 11 listopada 1921 oku Naczelnik Państwa odznaczył pośmiertnie Leona Kaliwodę Krzyżem "Virturi Militari".
- Chciałbym przypomnieć słowa Thomasa Jeffersona z czasów walki Stanów Zjednoczonych Ameryki o swoją niepodległość: " Drzewo Wolności trzeba podlewać od czasu do czasu krwią patriotów i tyranów”. W Łomży brzmią one wyjątkowo dramatycznie, ale zarazem napawają dumą, że w naszym mieście Drzewo Wolności także w tamtych listopadowych dniach było - powiedział poseł Lech Antoni Kołakowski.
11 listopada 2017
- Nie zbudujemy wielkości Ojczyzny najpiękniejszymi nawet cytatami Jana Pawła II czy innych autorytetów, przemówieniami i rzewnymi tekstami. O przyszłości Ojczyzny zadecydują nasze postawy i czyny – powiedział biskup Tadeusz Bronakowski w homilii podczas uroczystej Mszy w intencji Ojczyzny w łomżyńskiej Katedrze
Zaprosił także do rozważań nad pojęciami patriotyzmu, niepodległości, wolności, honoru. Przypomniał słowa poetów o Ojczyźnie jako "wielkim zbiorowym obowiązku" i słowie, którego nie należy nadużywać.
- Potrzeba nam patriotycznych wzruszeń, ale również patriotyzmu na co dzień, patriotyzmu obywatelskiego, który wyraża się w uczciwości, prawdomówności, dotrzymywaniu słowa, myśleniu o dobru wspólnym, podejmowaniu inicjatyw i projektów gospodarczych, aktywności w lokalnych organizacjach i stowarzyszeniach. Mamy wielkie zadanie do spełnienia, jakim jest pokazanie Europie i światu, że prawdziwy postęp gospodarczo-społeczny, nie kłóci się z chrześcijaństwem, ale zakłada wierność chrześcijańskiemu dziedzictwu – mówił biskup Tadeusz Bronakowski.
Nieodzownym elementem łomżyńskich uroczystości w Dniu Niepodległości jest hołd dla Leona Kaliwody w miejscu jego śmierci przy ul. Sienkiewicza, gdzie znajduje sie tablica poświęcona młodemu bojownikowi.
- Spotykamy się dziś, by oddać hołd tym wszystkim, dzięki którym możemy żyć w wolnej i niepodległej Polsce. Wspólne świętowanie jednoczy nas i pozwala doceniać wartość tradycji naszego narodu, uczy szacunku do tych, którzy oddali swe życie za naszą Ojczyznę, a w młodych pokoleniach umacnia tożsamość narodową i miłość do Ojczyzny - mówił prezydent Łomży Mariusz Chrzanowski.
Słowa pamięci i przekazali tam m. in. także Stefan Krajewski z zarządu województwa podlaskiego, starosta Elżbieta Parzych, komendant łomżyńskich harcerzy Wiesław Domański. Odczytane zostały listy od posłów Bernadety Krynickiej i Jarosława Zielińskiego. Kwiaty i znicze złożyli żołnierze, kombatanci, przedstawiciele służb mundurowych, samorządu, partii politycznych, organizacji społecznych.
Msza, przemarsz pocztów sztandarowych ulicami Łomży i uroczystości przy tablicy upamiętniającej Leona Kaliwodę były kulminacyjnymi wydarzeniami łomżyńskich obchodów Święta Niepodległości. Wcześniej jednak uczestnicy uczcili pamięć Romana Dmowskiego przy tablicy na Dworku Lutosławskich w Drozdowie, w którym mąż stanu i jeden z głównych twórców Odrodzonej Polskiej zmarł w 1939 roku. Drugiemu z Największych Polaków tamtej doby, marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu hołd oddany został przy tablicy na Domku Pastora. Na zabytkowym cmentarzu przy ul Kopernika zapłonęły znicze na grobach łomżyńskich działaczy niepodległościowych, w tym Leona Kaliwody.
Zdany egzamin
Ta wolność została nam w 1918 roku dana, ale też została nam zadana - mówił biskup Tadeusz Bronakowski. Jak wypadamy w zdawaniu tego egzaminu?
- Jestem przekonany, że my w Łomży i na Ziemi Łomżyńskiej staramy się to zrobić dobrze. Jest takie znane powiedzenie o trumnach Piłsudskiego i Dmowskiego, które rządzą Polską. Obaj ci mężowie stanu mieli związki z Ziemią Łomżyńską. Może dlatego nie musimy się martwić, która trumna rządzi, tylko potrafimy myśleć o zasługach obu z nich dla Polski Niepodległej. Znaczące jest także, że nie mamy w Łomży kilku Marszów Niepodległości i kilku odrębnych uroczystości. 11 listopada to po prostu nasze wspólne święto. A potem będziemy się różnić w programach dla Polski, czasami kłócić, nawet ostro, rozliczać. A jak przyjdzie np. wieczór opłatkowy, zawiesimy na jakiś czas spory - uważa poseł Lech Antoni Kołakowski.
Komentarze