Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 10:56
Reklama

Przyjechaliśmy powiedzieć: תודה [FOTO]

Jedna z ostatnich scen: kilkadziesiąt osób na brzegu rzeki. Wielu młodszych i starszych ma podwinięte spodnie i brodzi przy brzegu wartkiej Pisy. Amit Chmiel pokazuje: - To było tutaj. dokładnie w tym miejscu, chociaż most był wtedy drewniany. Po jednej stronie rzeki była śmierć, po drugiej - jak się okazało - życie.

Przez rzekę na wozie

Jak opowiadał uczestnikom uroczystości w Zbójnej Sylwester Chrapowicz. łomżyniak, plastyk i pedagog, który w Izraelu nauczył się hebrajskiego i zetknął z opowieścią o "dobrym sąsiedzie" ze Zbójnej,  najważniejsze wydarzyło się, gdy w okolicach Łomży, nad Pisą zetknęły się dwa totalitaryzmy. We wrześniu 1939 roku Niemcy Hitlera i Rosja Stalina podzieliły się między siebie Polskę. Na pewien czas granica między nimi wyznaczona została na Pisie. W pierwszych dniach obowiązywało jeszcze porozumienie, że mogą z Rosji do Niemiec przechodzić Niemcy osiedleni kiedyś na ziemiach rosyjskich, w drugą stronę np. Żydzi, pod warunkiem, że będzie im towarzyszył "goj", czyli Polak.

Zbójna znalazła się po stronie niemieckiej. Władysław Rosiński może już wiedział, może tylko przeczuwał , że na jego sąsiadów i przyjaciół nadciąga Zagłada. (- Mieszkaliśmy przez drogę. Żyliśmy jak w rodzinie - wspomina Halina Deptuła, córka Władysława Rosińskiego).

- Przekonał naszą babcię Perl (Perłę) i dziadka Meira, że trzeba natychmiast się pakować i wyjechać  - mówi Shoshana (Róża), jedna z seniorek rodu Chmiel.       

Jej dziadkowie ze starszymi dziećmi, a także rodziny Gibałka i  Ozdoba z sąsiedniej uliczki zapakowały się na wóz Władysława Rosińskiego. Przejechali na rosyjską stronę Pisy przez zaminowany już most w Dobrym Lesie. Opiekujący się nimi Polak wrócił i wtedy dopiero zorientował się, że zostały pieniądze i biżuterię powierzone mu w depozyt przez Meira i Perl. Przejechał znów przez most i oddał kosztowności, za które kupili konny wóz i przeżyli w Rosji dwa lata. Kiedy znowu chciał się dostać do domu, mostu już nie było - wyleciał w powietrze. Jakoś sobie poradził.

Wiele razy i z wielu powodów mógł Władysław Rosiński zginąć w tych dniach. Za pomaganie Żydom, za wędrówki przez granicę, za to, że był Polakiem między Rosją a Niemcami. Postawił na szali własne życie i życie rodziny, żony Zofii i dzieci,  bo tak mówiła mu moralność, przyzwoitość, honor, charakter dobrego człowieka.

Wzruszenia z tego powodu nie kryją siostry i wnuczki Władysława Rosińskiego - Ana Kowalska i Halina Deptuła oraz jej córki Elżbieta Gąsiorska i Wanda Malinowski. Obie mieszkają od wielu lat w USA.

- Jesteśmy bardzo dumnie z naszego dziadka, dla którego liczył się przede wszystkim człowiek. To właśnie za sprawą  jego postawy możemy wspólnie wrócić do historii. Dzięki jego odwadze mogliśmy poznać tak liczne i wspaniałe rodziny, które przez pięć pokoleń pielęgnują pamięć o naszym dziadku - mówi Elżbieta.

Przygotowała wystąpienie. Głos się jednak łamie, łzy napływają do oczu. Otrzymuje owacje i tonie w objęciach innych uczestników uroczystości.  Nieco później, na cmentarzu w Zbójnej przy mogile Władysława i Zofii Rosińskich polskie modlitwy za zmarłych mieszają się z hebrajskimi psalmami i wierszami.

Spacer po historii

Do Łomży i Zbójnej przyjechało około 40 przedstawicieli rodzin  Chmiel, Gibałka i Ozdoba. Głównie z Izraela, choć większe grupy mieszkają także w USA i Argentynie. Pierwszy wieczór w łomżyńskim hotelu. Przywitania, uściski.

- Nawet, gdy jesteśmy wszyscy w Izraelu nie tak łatwo jest zebrać się w takiej grupie - przyznaje Amit Chmiel.

Wraz z Lihi Abramov, córką Shoshany, i Hagayem Ozdobą był głównym organizatorem przedsięwzięcia ku czci Władysława Rosińskiego. Przygotował imponującą tablicę zdjęć dawnych i nowych. Jest tam babcia Perl i dziadek Meir. Twarze kilku pokoleń. Jest też film z 1991 roku. To wtedy, na kilka lat przed śmiercią Władysława Rosińskiego, przyjechali do niego potomkowie trzech rodzin. Spotkali się ostatni raz. Ale pamiętają to tylko niektórzy z uczestników. Od tej pory dorosło bowiem młode pokolenie. Też spragnione historii jak Shaked, córka Lihi, energiczna żywiołowa nastolatka z nieodłącznym smartfonem.

Jeden z samolotów z Izraela  trochę się spóźnił i powitania oraz ciągną się długo w noc. A następnego dnia rano "poszukiwanie" śladów żydowskiej społeczności w Łomży pod opieką Sylwestra Chrapowicza i Adama Sokołowskiego z łomżyńskiego Muzeum Północno - Mazowieckiego.                 

Ulica Dworna. Stary Rynek. Senatorska z tablicą upamiętniającą Wielką Synagogą. Granice getta, Rybaki ze Starym Cmentarzem żydowskim. To właśnie w tym miejscu na powierzchni niemal 1,5 ha zachowało się około 150 nagrobków. Leah Ophir była tu już przed wielu laty próbując odcyfrować napisy na zachowanych macewach.

Potem już wyjazd do Zbójnej

Symbole

Cały pobyt Ocalonych w Polsce jest pełen specjalnych słów i symboli. Pamięć, szacunek, tradycja, dobry sąsiad, dobry człowiek, rodzina, przyjaźń. Mówili  o tym przedstawiciele samorządu Zbójnej Anna Górka i Adam Lemański, starosta Elżbieta Parzych, zastępca prezydenta Łomży Agnieszka Muzyk.

- Kiedy świat mówił: zamknij swoje serce, ten dobry człowiek powiedział: nie mam możliwości nie otworzyć swego serca - mówił rabin Joshua Elis z gminy żydowskiej w Polsce.

Bo wspólnym staraniem Polaków i Izraelczyków Władysław Rosiński i jego czyn ma od teraz materialną pamiątkę. Na skwerze przy ul. Łomżyńskiej w Zbójnej stanął pomnik: tablica z napisami po polsku, hebrajsku i angielsku oraz rzeźbą przedstawiającą fragment konnego wozu, na którym siedzą ludzie.

Uroczystość odsłonięcia zgromadziła bardzo wielu przedstawicieli lokalnej społeczności w Zbójnej, władz województwa, powiatu łomżyńskiego, okolicznych samorządów, instytucji kultury, społeczności żydowskiej w Polsce, mieszkańców Zbójnej. Pełne emocji słowa oficjalnych wystąpień. Hymny oraz flagi Polski i Izraela, kwiaty. Łzy w oczach wszystkich uczestników, gdy przy mikrofonie pojawiają się objęte babcia Shoshana, jej córka Lihi i wnuczka Shaked z przejmującą pieśnią.            

Głośno odczytana lista imion: Leah, Szimon, Dov, Sarit, Nimrod, Hagay.... Starsi i młodsi kolejno podchodzą i otrzymują czerwoną różę, aby zawrzeć w niej podziękowanie i pamięć.  

Kolejna symboliczna scena, jak z filmu. Obiad w Zbójnej. W pewnej chwili Hagay Ozdoba unosi kieliszek z winem i wznosi toast: "L'chaim". Za zdrowie, za pomyślność, za pamięć. Za życie.   

Organizatorzy wydarzenia zadbali o symbolikę. Konny wóz na pomniku zaprojektowanym i wykonanym przez Macieja i Anetę Jagodzińskich z Torunia, znalazł swój współczesny kształt  w dwóch furmankach, którymi  część gości z Izraela odbyła przejażdżkę wokół Zbójnej. Dom - nie ten, w którym mieszkali Rosińscy czy ich sąsiedzi Chmielowie, Gibałkowie czy Ozdobowie, ale bardzo podobny.        

- Brakuje mi słów, tyle uczuć, myśli - mówi przejęta Lihi.   

Nad rzeką ocalenia

"Życie nie było łatwe, ale byliśmy szczęśliwi. Rodzina Chmiel i Gibałka żyła razem, w tej samej drewnianej chacie, pokrytej strzechą. W jednym pokoju, bez światła i wody, którą musieliśmy nosić ze studni. Wewnątrz był warsztat dziadka Meir, który był kołodziejem. Obok niego mieszkał kowal, jego kuzyn. Na zewnątrz razem z nami  żyły zwierzęta. Najważniejszym miejscem w domu był kamienny piec do pieczenia chleba, chały i czulentu na szabat.  W piątek jedliśmy ryby, które łowiliśmy w Narwi i Pisie. Ulicę dalej mieszkała rodzina Ozdoba. Ojciec rodziny był rzeźnikiem. Relacje sąsiedzkie we wsi były bardzo dobre. Życie toczyło się spokojnie we wzajemnym szacunku..." - wspominali goście z Izraela.

Potem nadeszła groza.

„Nie takie ważne, żeby człowiek dużo wiedział, ale żeby dobrze wiedział, nie żeby umiał nie pamiętać, a żeby rozumiał, nie żeby go wszystko troszkę  obchodziło, a żeby go coś naprawdę zajmowało”- powiadał Janusz Korczak.

Na pomniku, który stanął w Zbójnej znajdują się m. in. bardzo znane słowa:   „Kto ratuje jedno życie, to jakoby ocalił cały świat". Jak oblicza Shoshana, Władysław Rosiński  tych "światów" ocalił około 300. Tyle osób liczą rodziny które przetrwały i powstały dzięki jego "prostemu" czynowi.

- Przyjechaliśmy tutaj, aby powiedzieć: dziękuję - dodaje Shoshana.

Pisa w Dobrym Lesie, za którą uciekinierów czekało życie dzięki "dobremu sąsiadowi", przyciąga gości z Izraela jak magnes. Niektórym przywodzi na myśl Dunaj. Coraz więcej z nich zanurza stopy w wodzie. Jeden z nich, w tradycyjnym stroju, oddalił się nico od grupy. Widać, że się modli.  

Zaraz wszyscy wsiądą do autokaru i rozjadą sobie tam, gdzie jest ich codzienność. Ale do Zbójnej będą wracać. Bo tu jest przeszłość, którą traktują bardzo poważnie.     

Marlena Siok

Maciej Gryguc



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama