Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 14:47
Reklama

Stanisław Grabowski - "Wiarus", "Szalony". "Szalony Stasiek"

Prezentujemy pracę Piotra Łapińskiego, który przedstawił życie, a przede wszystkim wojenne losy, jednej z najciekawszych osobowości podziemia niepodległościowego na Ziemi Łomżyńskiej - Stanisława Grabowskiego "Wiarusa". Impulsem do publikacji stały się unikalne zdjęcia, jakie badacz i pasjonat historii, a zwłaszcza losów Żołnierzy Niezłomnych, Dariusz Syrnicki otrzymał od mieszkanki jednej z podłomżyńskich miejscowości. Przypominamy o apelu i prośbie Dariusza Syrnickiego i naszej redakcji o zdjęcia i dokumenty, które pozwolą ocalić pamięć o najwierniejszych z wiernych Polsce (śródtytuły - red. Narew).
Stanisław Grabowski - "Wiarus", "Szalony". "Szalony Stasiek"

"Szalony"

Antoni Makowski „Wichura” jedną z odpraw Komendy Powiatu z udziałem Komendanta Okręgu NZW Białystok ppłk. Władysława Żwańskiego „Błękita” zapamiętał następująco: Zjawił się wówczas także „Wiarus” ze swoim patrolem, którym dowodził od czasu wyprawy „Burego” do Prus. Omawiając sytuację w terenie zgadano się o komendancie posterunku MO w Rutkach. Był nim niejaki Bańko [właśc. Bańka]. Ponoć był straszny pies na ludzi, czepiał się wszystkich za byle co, odgrażał się, że on z tymi bandytami to sam skończy. „Wiarus”, jako że zawsze był szybki w takich sprawach, mówi: „Trzeba by go było panie pułkowniku sprzątnąć”. Na co Komendant odpowiedział: „Nie ryzykuj niepotrzebnie. Tam jest sporo milicji”. Ale „Wiarus” (którego nie bez podstaw nazywano przecież „Szalonym”) odpowiedział: „A ja go mogę nawet i dzisiaj sprzątnąć. Ot zaraz wezmę ludzi i pojadę”. Ale płk. „Błękit” nie chciał na to pozwolić. Jeszcze trochę porozmawiali, po czym odjechał. „Wiarus” nie miał zamiaru posłuchać tych zaleceń. Nie zważając na nic jeszcze tego samego dnia pojechał do Rutek. Ubrał ludzi w białe płaszcze, aby nie byli widoczni na śniegu. Podwody zostawili pod wsią, na akcję ruszyli pieszo. Pod samym posterunkiem pokładli się na śniegu i czekali. Po jakimś czasie nadszedł Bańko. Stał tuż obok nich i nic nie zauważył. Wtedy „Wiarus” kropnął go […]. Po  akcji  „Wiarus”  pojechał  do  [komendanta  powiatu  NZW  Wysokie  Mazowieckie  por.  Bolesława Skaradzińskiego] „Sterny” pochwalić się sukcesem. Ale  tu spotkała go niespodzianka,  gdyż  Komendant  Powiatu  przy  wszystkich  opieprzył  go  zarzucając  mu  niesubordynację.  „Jak  będziesz  draniu  podskakiwał”  – mówił  –  „i  robił akcje bez  rozkazu,  to w łeb  dostaniesz i koniec pieśni będzie. Masz słuchać rozkazów. Amnestia za pasem, a ty takie rzeczy wyprawiasz. Wiosną 1947 r. po ogłoszeniu amnestii w szeregach Komendy Powiatu „Mazur” (KP „Mazur”), doszło do rozłamu. Część żołnierzy zdecydowała się wówczas zaprzestać dalszej walki, jednak pozostali postanowili trwać w konspiracji. Ujawniło się wtedy zaledwie 194 członków organizacji, zdając przy tym 82 jednostki broni. Wśród tych, który wybrali ujawnienie był również „Wiarus”. 17 kwietnia 1947 r. stawił się przed komisją amnestyjną Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Białymstoku i dopełnił przewidzianych formalności. O sobie i swojej działalności powiedział wówczas niewiele: Zwerbowany do organizacji NZW zostałem w 1945 r. przez „Stalowego”. Po zwerbowaniu otrzymałem pseudonim „Wiarus” i zostałem przydzielony do bojówki „Wybickiego”. Będąc w oddziale „Wybicki” czytał nam nielegalną prasę i przeprowadzał ćwiczenia. Broń, którą posiadałem otrzymałem od „Stalowego. 329 „Wiarus” zdał wówczas pistolet VIS wz. 35 oraz automat MP 43/StG 44, zwany potocznie bergmanem, który jednak był przestrzelony (a tym samym niezdatny do użytku). Ponadto nie wszystkie informacje złożone przez niego w „Oświadczeniu” były ścisłe. Zataił posiadany w konspiracji stopień i funkcję oraz podał fałszywą datę urodzenia, tak by uniknąć służby w „ludowym” Wojsku Polskim.

Teoretycznie plut. „Wiarus” znów stał się Stanisławem Grabowskim, jednak w praktyce nie dane mu było powrócić do normalnego życia. Niebawem w niejasnych okolicznościach Grabowski został pobity na wiejskiej zabawie przez miejscowych opryszków. Zmuszony do obrony sięgnął po broń palną, jednak od tej pory musiał się już ukrywać. Na podstawie szczątkowych materiałów archiwalnych trudno w chwili obecnej jednoznacznie stwierdzić, czy nie była to jedna z wielu ubeckich prowokacji wymierzonych w byłych członków Podziemia. „Wiarus” szybko skupił wokół siebie nieujawnionych żoł- nierzy NZW, z których zorganizował patrol partyzancki działający na terenie gm. Zawady. Posługiwał się wówczas także ps. „Szalony”. Najprawdopodobniej podporządkował się wtedy nowo mianowanemu Komendantowi Powiatu „Mazur” ppor. Tadeuszowi Narkiewiczowi „Ciemnemu” „Darwiczowi”, „Rymiczowi”. Początki działalności patrolu Franciszek Wondołowski „Ryś” wspominał następująco: U „Wiarusa” było nas siedmiu: „Cygan”, „Grot”, „Dziki”, „Świeży”, „Jawor”, „Noc” i ja. „Wiarus” rzeczywiście był „Szalony”, jak go ludzie nazywali. Stale wymachiwał rękami, ruchy miał nieskoordynowane, tak że mógł w tym swoim chaosie zabić człowieka nawet niewinnego, jeśli mu się nie spodobał (ponoć tak było pod koniec, słyszałem od ludzi). Gdy ja byłem w grupie, to on się szanował. Może bał się mnie, bo zawsze chodziłem ostatni w szeregu, z sowieckim erkaemem diegtiar na ramieniu, który był lepszy od jego bergmana. Gdzieś tak we żniwa [w nocy z 30 na 31 lipca 1947 r.] zrobiliśmy posterunek milicji w Kobylinie. Zatrzymaliśmy się przed figurką Matki Boskiej przed Kobylinem. „Wiarus” wysłał „Noc”, żeby zbadał teren. Potem kazał nam zablokować erkaemami posterunek MO i poszedł na wieś. Później dowiedziałem się, że wykonał dwa wyroki: zabił jedną kobietę, drugą ciężko ranił (nie wiedział, że przeżyła). W tym czasie ja i „Cygan” ostrzelali- śmy posterunek i czekaliśmy na odzew ze strony milicjantów, ale nic takiego nie nastąpiło. Budynek tonął w ciemnościach. Akcja skończyła się bez żadnych przeszkód. „Wiarus” stopniowo rozbudowywał oddział, który w szczytowym okresie działalności liczył łącznie kilkunastu partyzantów – ogółem przez jego szeregi przewinęły się co najmniej 34 osoby. Oddział funkcjonował na pograniczu pow. Wysokie Mazowieckie, Łomża oraz Białystok. Jego działalność przede wszystkim koncentrowała się na terenie gm. Kobylin, Stelmachowo (Tykocin), Wysokie Mazowieckie, Zawady, Rutki, Puchały, Kołaki, Bożejewo, Trzcianne.

Oddział operował w rozproszeniu, podzielony na kilkuosobowe patrole, które dzięki dużej ruchliwości przez długi czas były nieuchwytne dla grup operacyjnych Urzędu Bezpieczeństwa-Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (UB- -KBW). Jego członkowie rekrutowali się spośród kontynuujących działalność żołnierzy NZW oraz osób ukrywających się przed organami bezpieczeństwa, które „Wiarus” konsekwentnie sobie podporządkowywał. Kontaktu z nim poszukiwali również ujawnieni członkowie NZW, tworzący tzw. grupy przetrwania. 27 marca 1948 r. „Wiarus” awansowany został do stopnia sierżanta, a 28 października 1948 r. mianowano go szefem PAS KP „Mazur” (najprawdopodobniej w tym czasie otrzymał również awans do stopnia podporucznika). Po śmierci w grudniu 1949 r. ppor. Kazimierza Żebrowskiego „Bąka”, stojącego wówczas na czele połączonych komend: wysokomazowieckiej, łomżyńskiej i ostrowsko-pułtuskiej, „Wiarus” próbował przejąć jego obowiązki. Początkowo od kwietnia 1950 r. występował jako p.o. Komendanta KP 330 „Mazur”. Usiłując skonsolidować rozbite struktury NZW dla zwiększenia własnego prestiżu od czerwca 1951 r. tytułował się szefem PAS woj. białostockiego, jednak jego wpływy ograniczały się wtedy do własnego oddziału oraz sieci współpracowników. Henryk Majecki, badający w końcu lat siedemdziesiątych XX w. dzieje „reakcyjnego”, jak wówczas określano, Podziemia charakteryzuje działalność „Wiarusa” i stwierdziła w swojej publikacji z przekąsem: Swoim podkomendnym nadawał stopnie podoficerskie oraz oficerskie chociaż nie miał do tego prawa, a wielu spośród nowomianowanych „oficerów” i „podoficerów” zaledwie umiało czytać i pisać. Swe rozkazy, pełne patosu i prymitywizmu politycznego, nakazywał odczytywać przed „frontem żołnierzy”, choć front ten stanowiło zaledwie kilkunastu jego bezpośrednich podwładnych.




Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama