Via Baltica to sprawa bezpieczeństwa Polski
Kiedy wojna już wybuchła, trwała bardzo krótko. Jedna ze stron właściwie nie zgłosiła się na pole walki. Czołgi jakoś tam jeszcze mogłyby dojechać po polach, ale pojazdy kołowe musiały asfaltem. Z najkrótszej drogi dojazdowej nie dało się jednak skorzystać, bo ludzie wracali z długiego weekendu. W dodatku na ulicy Zjazd zepsuła się ciężarówka.
Scenariusz koszmaru
Napięcie i wzajemna wrogość narastały od dawna. Doszły do tego wewnętrzne kłopoty gospodarcze Rosji, które władze tego kraju postanowiły "przykryć" mobilizacją społeczeństwa przeciw jakiemuś wrogowi. Pretekst się znalazł: bazy sprzętowe NATO w Polsce i krajach nadbałtyckich, a dodatkowo jeszcze elementy tarczy antyrakietowej w Polsce. W pewnym momencie Kreml ogłosił, że zagrożone jest bezpieczeństwo Obwodu Kaliningradzkiego i że musi uzyskać tam bezpośrednie połączenie lądowe, bo morskie ze swoją ważną enklawą Rosji nie wystarcza. Pancerne wojska rosyjskie ruszyły przez Litwę i przez tzw. przesmyk suwalski. Druga grupa - z Białorusi skorzystała z nowoczesnych dróg ekspresowych S19 i S16 od Knyszyna w kierunku Ełku i dalej na Gołdap i Kaliningrad.
Opór polskich jednostek, z Białegostoku, Suwałk czy Giżycka, został szybko zneutralizowany. Dotarły wprawdzie drogą lotniczą do Polski bataliony wojsk NATO. Dowództwo brygady w Ciechanowie zdecydowało o wysłaniu ich ze sprzętem z ciechanowskiej bazy w kierunku przesmyku suwalskiego najkrótszą drogą - przez Łomżę .
Nie weszły jednak do walki, bo już było za późno. Pojazdy utknęły na krajowej drodze nr 61 (kiedyś miała to być ekspresowa Via Baltica), bo kończył się akurat długi majowy weekend. Trasa między Łomżą a Augustowem, a także Piszem i Giżyckiem była zapchana. W dodatku na ulicy Zjazd w Łomży, miejskim fragmencie dwóch dróg krajowych, wysiadła skrzynia biegów fińskiego tira i tylko z tego powodu korek powiększył się o kilkanaście kilometrów.
Zupełnie po nowemu wytyczoną Via Baltica, czyli S19 i S16, wojska NATO z Ciechanowa też się do strategicznego rejonu nie dostały, bo było za daleko. Poza tym S19, Via Carpatia, biegnie tak blisko granicy białoruskiej, że już w pierwszych minutach wojny została ostrzelana i przejęta przez przeciwnika.
Rosjanie, nie niepokojeni zbytnio, utworzyli "korytarz" do Kaliningradu i odcięli należące do NATO kraje bałtyckie. Potem - jak na Krymie - żeby przywrócić stan poprzedni, trzeba byłoby po prostu wzniecić wojnę światową, a tego nikt nie chciał.
Scenariusz realnie niebezpieczny
Scenariusz nieprawdopodobny? Wcale nie. Wszystkie jego części składowe są realne: agresywna Rosja czy plany bazy sprzętowej i dowódczej NATO w Ciechanowie. Aż za bardzo realna jest zatkana droga 61, czyli najkrótszy szlak z centrum kraju w kierunku "przesmyku suwalskiego". Jak wygląda obecnie jazda przez Łomżę w kierunku krajów nadbałtyckich doświadczyli na własnej skórze i kilkakrotnie dowódcy wojsk natowskich, a zwykli kierowcy chociażby ostatnio, w niedzielę po Bożym Ciele. Co gorsza, realistycznym elementem jest także brak pewności czy polskie instytucje dostrzegają problem.
Ostatnie dni przyniosły bowiem dwie ważne informacje dotyczące sieci dróg w północno - wschodniej części Polski. Najpierw ogłoszone zostało podpisanie umowy dotyczącej kilku ważnych projektów komunikacyjnych w ramach tzw. instrumentu Łącząc Europę (CEF). Zawarli ją przedstawiciele Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Jedynym drogowym (pozostałe to kolejowe i jedno morskie) zadaniem jest tam fragment ekspresowej trasy S61 Szczuczyn – Budzisko za 3,43 mld złotych (1,75 mld. unijnego dofinansowania). To oczywiście dobra nowina, że powstanie choć część ekspresowej trasy w kierunku krajów nadbałtyckich.
Zaraz jednak potem jednak pojawiła się nowina gorsza dla całego projektu Via Baltica, czyli ekspresowej drogi od Ostrowi Mazowieckiej przez Łomżę, Szczuczyn, Ełk, Suwałki do granicy polsko - litewskiej. Oto bowiem, jak doniosły media, rząd przyjął przygotowaną przez Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa nowelizację rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie sieci autostrad i dróg ekspresowych. Jest tam zapis o powstaniu odcinka drogi ekspresowej S16 od Ełku do Knyszyna koło Białegostoku, jako przedłużenia drogi S16 od Olsztyna do Ełku. Byłaby to część międzynarodowej trasy Via Carpatia, która w przyszłości ma tworzyć nowy korytarz transportowy na wschodzie Unii Europejskiej, od państw bałtyckich przez Europę Środkową i Bałkany do Turcji, z odnogą do Kijowa. "Prawdopodobnie ten nowy odcinek S16 od Ełku do Knyszyna powstanie na trasie dzisiejszej drogi krajowej nr 65, która stanowi też najkrótsze połączenie drogowe z Białorusi do rosyjskiego Kaliningradu" - czytamy w niektórych publikacjach.
Warto dużymi literami zapisać to sformułowanie: najkrótsza droga z Białorusi do rosyjskiego Kaliningradu. To może być ciekawy pomysł o znaczeniu komercyjnym, ale, niestety, może mieć także zupełnie inne zastosowanie.
W okolicach Knyszyna ta nowa "ekspresówka" ma się łączyć nie tylko z S19, ale także z S8, czyli szlakiem Warszawa - Białystok. Z kolei w okolicach Ełku ta sama nowa "ekspresówka" zbiegnie się z fragmentem S61 od Szczuczyna do granicy państwa. To może oznaczać, że odcinek Via Baltica Ostrów Mazowiecka - Szczuczyn, wraz z obwodnicą Łomży, w ogóle przestanie być potrzebny.
Powtórzmy: ruch z południa Unii Europejskiej i kraju do krajów nadbałyckich i skandynawskich będzie mógł zostać skierowany drogą S19 aż w okolice Knyszyna, dalej nową S16 i fragmentem S61 do granicy. To samo dotyczyć będzie ruchu z zachodu Unii Europejskiej i centrum kraju na Litwę i dalej: S8 - S16 - S61. Faktycznie, będzie to swego rodzaju "obwodnica" Łomży. Ominie miasto o kilkadziesiąt kilometrów.
Bez sprzymierzeńców
Paranoja, czy realne obawy o zasadniczą zmianę sposobu myślenia rządzących? Niestety, jest wiele przesłanek wskazujących, że to drugie. Trasa S19 stała się jeszcze przed wyborami parlamentarnymi z ubiegłego roku "hitem kampanijnym" dla regionalnych przedstawicieli obu głównych rywali PiS i PO. Po wyborach Via Carpatia została sztandarowym projektem zwycięskiego PiS. Zabiegają o nią politycy rządzącej partii od Suwałk po Rzeszów. Mają wielokrotne zapewnienia przychylności ze strony ministerstwa infrastruktury. A także z instytucji prowadzących politykę zagraniczną. Słowacja, Czechy, Węgry, Rumunia, Bułgaria, czyli potencjalni partnerzy w dziele pod hasłem "Via Carpatia" - to ważniejsi obecnie sojusznicy Polski niż Niemcy, Francja czy Holandia, czyli "ekipa" spod znaku "Via Baltica".
Dlatego S61 znalazła się gdzieś na drugim planie agendy pilnych przedsięwzięć drogowych w kraju. Informacja o rozpoczęciu prac nad odcinkiem od Szczuczyna w kierunku granicy, to wyjątek. W dodatku potwierdzający, że problem istnieje. Są zapewnienia przedstawicieli ważnych instytucji (padły także w Łomży), brakuje jednak konkretnych wskazań jak wyglądać będzie finansowanie inwestycji na odcinku Ostrów Mazowiecka - Szczuczyn, dokumentacyjnie bardziej zaawansowanym niż fragment Szczuczyn - Raczki (na obwodnicy Augustowa). Reprezezentanci ministerstw potwierdzili w poniedziałek w Łomży że "nie ma zagrożeń dla inwestycji pod hasłem Via Baltica”. Oby...
Ten szlak ma jednak znacznie mniej sprzymierzeńców niż Via Carpatia. Konsekwentnie upomina się o nią od lat tylko łomżyński poseł Lech Antoni Kołakowski (PiS). Ma od niedawna wsparcie swojej partyjnych kolegów Bernadety Krynickiej i Kazimierza Gwiazdowskiego, ale nawet nie wszystkich pozostałych parlamentarzystów z województwa podlaskiego. Wydawało się, że cennym sprzymierzeńcem może być senator Anna Maria Anders, ale na razie swojego zdania w tej sprawie nie wyraziła.
Nie na przemytników
Ambicje polityków z Białegostoku, Lublina i Rzeszowa, by pokazać wyborcom: to my załatwiliśmy dużą i ważną inwestycję (Via Carpatia), są absolutnie zrozumiałe i uzasadnione. Dziwi jednak brak refleksji nad strategicznym interesem Polski.
"Głównodowodzący sił zbrojnych USA w Europie gen. Ben Hodges już od dłuższego czasu alarmuje, że tzw. przesmyk suwalski na pograniczu Polski i Litwy jest jednym z najbardziej zapalnych punktów w Europie. Polscy eksperci nie mają złudzeń, że gdyby Rosja zdecydowała się zająć kraje bałtyckie lub uderzyć na Zachód, to ten region były zarzewiem konfliktu i stanowił autostradę dla wojsk Wladimira Putina.
Generał Hodges już w październiku wskazał regiony, które są najbardziej zapalnymi punktami w Europie. Z map odtajnionych na potrzeby konferencji #CEPAForum2015 wynika, że jednym z nich jest tzw. przesmyk suwalski. 70-kilometrowy odcinek pogranicza jest strategicznie ważny dla Rosji, która mogłaby dzięki niemu połączyć obwód kaliningradzki z Białorusią, tworząc tym samym korytarz lądowy dla swoich wojsk. Zajęcie tych terenów umożliwiłoby również odcięcie krajów bałtyckich od Polski i reszty państw NATO.
Głównodowodzący sił zbrojnych USA w Europie podczas wspomnianej już konferencji podkreślał również, że bardzo poważnym problemem jest brak infrastruktury umożliwiającej szybkie przemieszczenie wojsk między Polską, a krajami bałtyckimi" - informował już kilka miesięcy temu portal Wirtualna Polska.
Nawet dla kogoś, kto nie specjalizuje się w strategii wojskowej, sytuacja jest dosyć jasna. To nie S19 (Via Carpatia) może stanowić "infrastrukturę umożliwiającą szybkie przemieszczenie wojsk". Z całym szacunkiem dla sił zbrojnych Słowacji czy Węgier, to nie ich pomocy musielibyśmy wyglądać w razie zagrożenia zza wschodniej granicy. W dodatku musiałyby się przemieszczać drogą w pobliżu zagrożonej granicy - drogą łatwą do przejęcia, kontrolowania, a co najmniej "przykrycia" ogniem zwykłej artylerii przeciwnika.
Już cesarz Napoleon oglądając plany rozmieszczenia wojska w swoim państwie zapytał sztabowców czy chodzi o walkę z przemytnikami, bo zaplanowali garnizony na granicach. Tego rodzaju grzech popełnili także dowódcy Armii Czerwonej przed wojną z Niemcami w 1941 roku. Upakowali przy granicach nie tylko jednostki pierwszoliniowe, ale także lotniska i odwody strategiczne. Efekt był taki, że Wehrmacht w kilkanaście tygodni niemal zdobył Moskwę. Droga S19 przy granicy, nowoczesna z połączeniami z innymi ważnymi szlakami w głąb Polski, byłaby swoistym prezentem dla Wladimira Putina.
Obrona musi mieć tzw. głębię. Dawałaby ją prowadząca z głębi kraju i z dala od granicy S61, a nie S19. To nią na linię zagrożenia mogliby być kierowani żołnierze, zaopatrzenie. Via Carpatia to piękny projekt integracyjny dla wschodniej części Unii Europejskiej i jej partnerów w rodzaju Ukrainy czy Mołdawii. To ciekawe przedsięwzięcie komercyjne (chociaż relacje ekonomiczne Litwy, Łotwy i Estonii ze Słowacją i Węgrami, chyba nie stanowią koła zamachowego dla gospodarek tych krajów). To ważny projekt polityczny i prestiżowy. Ale nie strategiczny z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski.
Taką funkcję (nie licząc gospodarczej i politycznej) może spełniać w regionie S61 Via Baltica jako cała trasa od Warszawy przez Ostrów Mazowiecką, Łomżę, Szczuczyn, Ełk. Suwałki do granicy. Tylko wykorzystując tę drogę można by szybko reagować na ewentualne zagrożenie "przesmyku suwalskiego". Dlatego decyzja powinna być prosta: budowa ekspresowej Via Baltica; potem - budowa Via Carpatia. A nad nowym fragmentem S16 należałoby jeszcze trochę pomyśleć. To droga, która prowadziłaby przez serce Biebrzańskiego Parku Narodowego, koło Osowca i Goniądza. Awantura z europejskimi i krajowymi ekologami o dolinę Rospudy mogłaby się okazać przy tym debatą angielskich lordów.
P.S. Obradujący w Łomży posłowie z pokomisji kierowanej przez posła Lecha Antoniego Kołakowskiego i przedstawiciele ministerstw solennie zapewnili, że Via Baltica i obwodnica Łomży powstanie. Niniejszy tekst może zatem być tylko niepotrzebnym straszakiem. Dopóki jednak pierwsze buldożery nie wjadą na plac budowy ekspresowej S61, musimy być po prostu czujni. Nie chodzi tylko o Łomżę.
fot. GDDKiA
Fragment obwodnicy Szczuczyna
Komentarze