O zakończonym niedawno sezonie piłkarskim, a także planach na najbliższą przyszłość rozmawialiśmy z trenerem rezerw ŁKS-u 1926 Łomża oraz zespołu juniora młodszego ŁKS-u, Sławomirem Stanisławskim.
Zawsze chciałem i chcę pracować w ŁKS-ie
Tygodnik Narew: Jakby Pan ocenił tą drugą rundę pod względem sportowym?
Sławomir Stanisławski: Na pewno nie osiągnęliśmy jakiegoś wielkiego sukcesu. W swojej pracy trenerskiej dopiero pierwszy raz nie utrzymałem zespołu, który objąłem w rudzie rewanżowej. I powiem szczerze, że te dotychczasowe drużyny pod względem piłkarskim były słabsze i technicznie i taktycznie od ŁKS-u, a mimo to udawało mi się te zespoły utrzymać.
Czego więc zabrakło, że nie udało się osiągnąć celu jakim było utrzymanie?
Zaczęliśmy okres przygotowawczy bardzo obiecująco. Mieliśmy mieć do dyspozycji wielu zawodników, którzy przeszli z Perspektywy, z rozwiązanej drużyny juniora starszego ŁKS-u oraz wszystkich tych, którzy nie mieścili się w pierwszym zespole. Plany były, ale rzeczywistość okazała się inna. Nie wszyscy zawodnicy z Perspektywy mieli możliwość albo chcieli poddać się rygorowi treningowemu 3-4 w tygodniu. Nie uważam, że to był jakiś brak ambicji. Część z nich po prostu wybrała pracę zawodową. Rozumiem tych ludzi, bo nie każdy chce się poświęcić dla piłki i większość traktuje futbol jako zabawę i sposób na spędzenie wolnego czasu. Druga grupa wolała wybrać inne kluby, gdzie być może mniej się trenuje i granie będzie pewniejsze. Ta kadra szybko uszczupliła się. A potem przyszły jeszcze problemy z graniem w moim zespole zawodników z pierwszej drużyny.
Po zakończonym sezonie dokonałem dogłębnej analizy. Wziąłem pod uwagę obecności na treningach oraz oceny jakie przyznawałem każdemu zawodnikowi - ile wniósł na boisko, ile dał zespołowi. Zrobiłem całą ocenę tej rundy, jednak nie chciałbym o niej mówić teraz tylko najpierw przedstawić ją zarządowi.
Mówi Pan, że nie miał zbyt wielu możliwości korzystania z piłkarzy III-ligowego zespołu. Jak więc oceniłby Pan tę grupę byłych graczy Perspektywy oraz juniorów?
Została bardzo mała grupa ludzi z Perspektywy. Jednak jednym z wyróżniających się zawodników był niewątpliwie Marcin Sawko. Muszę tutaj zatrzymać się na dłużej, bo pokazał on jak zachowuje się profesjonalny zawodnik. Od początku przygotowań Marcin opuścił zaledwie 3 treningi. Pomimo tego, że jego umiejętności są takie, że czasami można było ulgowo potraktować część zajęć, on jednak praktycznie zawsze był na zajęciach. Jako doświadczony gracz stał się również dla młodszych zawodników pewnego rodzaju mentorem. Miał wśród nich posłuch, ale też starał się na każdym kroku coś im podpowiedzieć, doradzić. Myślę, że Marcin bardzo tym młodym ludziom pomógł.
Innym zawodnikom Perpy też nie można zarzucić braku chęci trenowania, ale nie zawsze mogli, bo przecież drugi zespół to czysto amatorska drużyna. Ale i tak jestem dla nich pełen podziwu, że mimo pracy do 18-19:00 oni zabierali sprzęt ze sobą i zaraz po pracy przyjeżdżali na trening. Uważam, że ta grupa, która została, podchodziła do trenowania najbardziej systematycznie jak tylko mogła, jeśli nie kolidowało to z ich sposobem na utrzymanie czyli z pracą zawodową.
Co do zawodników, którzy zostali po rozwiązaniu drużyny juniorów, to była trochę inna sytuacja. Decyzja na temat powstania drugiej drużyny seniorów i co za tym likwidacja zespołu juniorów nastąpiła bardzo szybko. Uważam, że było za mało rozmów z zawodnikami tej drużyny i oni tak naprawdę nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić. Część z nich dostała propozycję trenowania z pierwszym zespołem. Druga część, widząc, że nie będą mieli takiej możliwości wolała odejść.
Pozytywnie zaskoczyli mnie natomiast piłkarze z drużyny juniora młodszego, którzy mieli po 16, 17 lat. Uważam, że są przygotowani pod każdym względem, żeby wejść w piłkę seniorską. Jedyne czego im brakuje to warunki fizyczne i to jest dla nich największy mankament. Cieszy mnie, że kilkuletnia praca z tymi ludźmi nie poszła na marne. I ważne jest to, że to nie jeden czy dwóch zawodników, ale mam całą grupę ludzi, którzy są przygotowani na duże granie.
Jakby Pan porównał pracę w zespołach w innych województwach do pracy w ŁKS-ie?
W innych klubach było tak, że to ja zawsze byłem tym trenerem, który ustala skład i zasady. Jednak stale stawiałem sobie za cel ścisłą współpracę ze wszystkimi trenerami pracującymi w danym klubie. Robiłem tak dlatego, że w przypadku gdybym odszedł ta drużyna powinna dalej grać, dalej funkcjonować, że nie zostawiam po sobie „ziemi spalonej”. Istotne było, żeby ustalić wspólnie takie zasady i wyznaczyć taki cel, do którego wszyscy będą dążyć.
Cieszy mnie, że w wielu zespołach, w których pracowałem i wprowadzałem młodych zawodników do gry, gracze ci nadal występują. Czy to było w Ostrowi czy w Ostrołęce, takich zawodników jest wielu. Więc ta współpraca z trenerami grup młodzieżowych przekładała się później na dobro klubu. Oni mi pomagali i wspólnie razem wprowadzaliśmy tych chłopców do pierwszego zespołu.
Jest Pan przygotowany na ewentualne zwolnienie?
Moje plany robione są w dwóch kierunkach. Jeden to ten, że zostaję w Łomży, a drugi, że nie będę już tu pracował. Ja zawsze swoją pracę chcę ułożyć wcześniej, chcę mieć jakiś plan, później go realizować i kontrolować. Nie ma dla mnie jakiejś improwizacji tylko wszystko toczy się według określonego planu.
Zawsze chciałem i nadal chcę pracować w ŁKS-ie. Nawet jeśli były sytuacje czy osoby, które były przeciwko mnie, to ja nigdy na klub się nie obrażałem. Ja go szanuję i cieszę się zawsze jak przed meczem moi chłopcy krzykną "ŁKS Łomża". Póki będę mógł to chcę jak najdłużej pracować z tymi ludźmi i doprowadzić do tego, żeby jak najwięcej młodych piłkarzy zasilało pierwszy zespół.
Oprócz zespołu seniorów prowadził Pan również drużynę juniora młodszego. Jakby Pan ocenił jej wyniki?
Pierwszy zespół zajął drugie miejsce w grupie mistrzowskiej, a drugi trzecie miejsce w grupie regionalnej. Mimo wszystko oceniam to jako dobry rezultat. Mimo wszystko, bo przyszło mi rywalizować z całą koalicją zespołów z Białegostoku. Ja z tymi chłopcami pracuję od 6-7 lat i dziś doszedłem do takiego poziomu, że mogę z tymi białostockimi zespołami rywalizować jak równy z równym. Nawet z tymi największymi - MOSP-em Jagiellonią i BSP Jagiellonią. Przed pierwszym byłem 10 punktów, z drugim minimalnie przegrałem. Ale nie miałem tego komfortu, że mogłem brać na najważniejsze mecze ludzi, którzy są jeszcze wieku 16-17 lat, a już grają w juniorze starszym. Więc to jest efekt mojej pracy i pracy tych chłopaków. I z tego się bardzo cieszę, że w tym regionie byliśmy zespołem dominującym. Miłe było to, że trenerzy białostockich drużyn często mówili, że mój zespół jest nawet trochę lepszy piłkarsko od BSP Jagiellonia.
Komentarze