"Zamek cały trząsł się i dygotał od huku dział..." - pisał Henryk Sienkiewicz. Dym spowił pole bitwy, a gdy rozwiewał go wiatr, srebrnym wachlarzem migotały ostrza szabel i rapierów. Szwedzka załoga zamku w Tykocinie tym razem też nie oparła się impetowi ataku wojsk hetmana Pawła Jana Sapiehy. Tak jak zimą roku 1657.
Po raz czwarty odbyła się w Tykocinie rekonstrukcja ważnej bitwy o panowanie nad twierdzą nad Narwią. Było to miejsce niezwykle istotne ze względu na szlak komunikacyjny miedzy Koroną i Litwą. Zdobycie zamku miało też swoje znaczenie wojskowe i - dziś rzeklibyśmy - wizerunkowe. Na zamku od roku spoczywały szczątki księcia Janusza Radziwiłła, który marząc o jeszcze większej włazy "postawił" na szwedzkich najeźdźców zalewających Rzeczpospolitą swoim potopem. Miały tam się także znajdować radziwiłłowskie skarby i dobra rabowane przez Szwedów.
Powrót do historycznych wydarzeń wymyślił Karol Urbański, historyk. Też powinien znaleźć miejsce w historii. Szturm zamku w Tykocinie jest prawdopodobnie jedyną w Polsce i Europie rekonstrukcją zimową. Jest trudniej, ale jak unikalnie. Po prostu walczyć trzeba w cieplejszych ubraniach. Karol Urbański do spółki z Sienkiewiczem potrafił zarazić entuzjazmem wielu miłośników ojczystej historii, takich jak np. Leszek Kubala z białostockiej formy "Spaw", który z arkebuzem i w stroju własnego wykonania brał udział w bitwie i jeszcze namówił swoich szefów do wsparcia całego przedsięwzięcia.
Szósty dzień lutego to zima. Teoretycznie. W praktyce w powietrzu unosiły się jakieś meszki i naśladujący je dron.
- Wróciłam właśnie z Chin. To. co tu się dzieje jest... wow.... - Kasia woli gestem i miną pokazać, jak bardzo się jej rekonstrukcja podoba . Bo nawet bez mrozu i śniegu (w styczniu 1657 roku była taka zima, że Narew zamarzła i mogły to wykorzystać wojska polskie), dzieło Karola Urbańskiego i jego przyjaciół z grup rekonstrukcyjnych z Warszawy, Krakowa, Zamościa, Pomorza i miejscowych, wypadło imponująco. Udział wzięła ponad setka wojowników z obu stron. Rolę gospodarzy sprawowali wojownicy z Komputowej Chorągwi Stefana Czarnieckiego.
Szwedzi dominowali urodą - mieli w szeregach wyjątkowo wiele niewiast. I to nie tylko w roli markietanek, ale także chorążych i strzelczyń.
Polacy szturmowali, Szwedzi bronili. Szły w ruch szable, rapiery, halabardy, topory. Grzmiały armaty, muszkiety, arkebuzy i pistolety oraz granaty. Pieszo atakowali wyjątkowo nawet husarze. W końcu zamek padł. Część Szwedów wysadziła się w powietrze. Inni poszli do niewoli, rozstrzelano polskich zdrajców. Dzielni wojownicy zostali nagrodzeni owacją kilkuset widzów.
GALERIA ZDJĘĆ - MAGIA PODLASIA
"Szwedzi, których garść przy Januszu została, bronili się bohatersko, bo straszliwymi okrucieństwy poprzednio się zmazawszy, wiedzieli, że nawet poddania się nie ochroni ich przed mściwą ręką Litwinów...". To znów Henryk Sienkiewicz. To jedno z nielicznych zdań realistycznie nawiązujących do decydującego szturmu na zamek w Tykocinie w odpowiednim rozdziale "Potopu". Cała reszta jest o umieraniu księcia Janusza Radziwiłła, które zdarzyło się rok wcześniej.
- Może i trochę szkoda, że wtedy wygraliśmy. Byłoby może u nas państwo opiekuńcze, a w Tykocinie fabryka volvo. Ale chociaż robimy coś dla IKEI w naszym województwie - z uśmiechem skomentował jeden z widzów.
Fot. Maciej Gryguc i Paweł Tadejko/MAGIA PODLASIA
Komentarze