Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 23 listopada 2024 19:07
Reklama

"Należę do tej Ziemi" - rozmowa z Anną Marią Anders

Z Anną Marią Anders, przewodniczącą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, pełnomocnikiem premiera do spraw dialogu międzynarodowego oraz kandydatką do Senatu z okręgu łomżyńsko - suwalskiego rozmawia Karolina Łomotowska
"Należę do tej Ziemi" - rozmowa z Anną Marią Anders

Z Anną Marią Anders, przewodniczącą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, pełnomocnikiem premiera do spraw dialogu międzynarodowego oraz kandydatką do Senatu z okręgu łomżyńsko - suwalskiego rozmawia Karolina Łomotowska

Karolina Łomotowska: Pani minister, podczas konferencji, gdy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oficjalnie przedstawiał Panią jako kandydatkę do Senatu w okręgu łomżyńsko-suwalskim, powiedziała Pani: "Okręg ten jest bardzo ważny dla mnie, bo jest powiązany z historią mojego ojca". Proszę o rozwinięcie tej refleksji.

Anna Maria Anders: Stąd odbywały się wywózki na Syberię. Pierwsza z nich była z m. in. Podgórza, które niedawno odwiedziłam. Ojciec ratował tych ludzi, którzy zostali wywiezieni. Niektórzy wrócili z Syberii, a niektórzy, niestety, tam zostali, ale potomkowie tych osób w dalszym ciągu tu mieszkają. Ostatnimi czasy spotykam ludzi, którzy podchodzą do mnie i mówią: "Ja żyję dzięki Pani ojcu".  Muszę przyznać, że bardzo chciałabym być "ambasadorem" okręgu łomżyńsko-suwalskiego w Senacie. Należy pamiętać, że teraz w Senacie jest sześćdziesięciu senatorów z Prawa i Sprawiedliwości i oni będą mogli mnie poprzeć. Nie wystarczy to, że ktoś ma pomysł, tutaj chodzi o poparcie. Mam nadzieję, że się uda, a sobie życzę współpracy z panem posłem Lechem Antonim Kołakowskim. Myślimy o Łomży, o Ziemi Łomżyńskiej i całym okręgu.

K.Ł.: Za swoje bardzo ważne zadanie uważa Pani dokończenie dzieła ojca, który wyprowadził wielu Polaków z Syberii. Realizacji tej wspaniałej idei  ma służyć nowa ustawa o repatriacji. Czy mogłaby Pani przybliżyć jej główne założenia.   

A.M.A.: To dla mnie wielki zaszczyt, że mogę być twarzą ustaw o repatriacji. Mój ojciec wyprowadził przeszło 120 tysięcy osób z Syberii i, z tego co wiem, przez całe życie żałował, że nie było ich jeszcze więcej. Dzięki tej ustawie, ludzie żyjący na obczyźnie po wielu latach będą mieli możliwość powrotu do kraju. To właśnie jest w pewnym sensie dokończenie misji mojego ojca. Mam nadzieję, że szczegóły tej ustawy będą znane już za kilka tygodni. Szacujemy, że jest mniej więcej 10 tysięcy osób, które czekają na to, żeby wrócić do swojego kraju. Zaczniemy od tych,, którzy są w pewnym stopniu represjonowani w krajach takich jak Kazachstan czy Uzbekistan. Tam ludzie się czują, jakby byli drugiej kategorii. Myślimy, że w ciągu dziesięciu lat uda nam się wszystkich sprowadzić. Jak to będzie - zobaczymy. Zawsze ważna jest kwestia integracji. Chcemy tym ludziom zapewnić transport, mieszkanie na rok, zasiłki. Trzeba będzie również pomyśleć o emeryturach dla starszych ludzi, o pensjach. Także jest to bardzo skomplikowana kwestia. Nie mogę powiedzieć, że pracuję już nad tą ustawą, bo nie jestem w parlamencie, ale jestem obecna przy jej tworzeniu jako "siła nadzorcza".

K.Ł.: Została Pani niedawno przewodniczącą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz nowym pełnomocnikiem premiera ds. dialogu międzynarodowego. Jak Pani myśli, jak przyjęliby Pani rodzice wiadomość, że ich córka w wolnej Rzeczpospolitej Polskiej ma rangę ministerialną i może zasiąść w parlamencie Ojczyzny, do której nie dane im było wrócić? 

A.M.A.: Przypuszczam, że byliby uradowani, a najbardziej mój ociec, który zawsze marzył o powrocie do wolnej Polski. Jakby ktoś mi powiedział 5 lat temu, że będę ministrem w rządzie, że będę kandydowała do Senatu, pewnie nie uwierzyłabym. Uważam, że to jest w pewnym stopniu przeznaczenie i może nawet mój ojciec kieruje tym, że tak ma być. Słowa pewnego starszego pana, który ostatnio powiedział mi podczas mojej wizyty w Podgórzu: "Pani minister, czuję, że duch Pani ojca zesłał Panią do nas", na długo zapadną mi w pamięć. Muszę przyznać, że był to dla mnie wyjątkowo wzruszający moment. Mam ogromną sympatię do Wschodu a przede wszystkim do Sybiraków. Z tego właśnie względu czuję się włączona w ten okręg i jego historię. Wydaje mi się, że moi rodzice cieszą się i są dumni z moich dokonań. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę, że uda mi się zrobić dla Polski wiele pięknych rzeczy, ale przede wszystkim dla okręgu łomżyńsko-suwalskiego.

K.Ł.: Śmiało możemy powiedzieć, że dzięki Pani, Pani rodzice cały czas są wśród nas...

A.M.A.: Myślę, że tak. Ze mną są nieustannie, bo ciągle ich wspominam. Nie mogę uwierzyć, że już tyle lat minęło od śmierci mojego ojca. Wspomnienia z nim związane są nadal bardzo żywe.

K.Ł.: Pani minister, pozwolę sobie przywołać słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział: "Ziemie łomżyńska i suwalska powinny mieć reprezentanta, który potrafi dużo załatwić". Czeka Panią wiele obowiązków – rządowych  i - miejmy nadzieję parlamentarnych – a my także chcielibyśmy Panią gościć jak najczęściej. Czy to się da pogodzić?

A.M.A.: Myślę, że tak, bo wszystkie te kwestie są ze sobą związane. Dialog międzynarodowy to nic innego niż kontakt z zagranicą i Polonią, które można połączyć i zachęcać Polonię, żeby inwestowała w swoim kraju. Jestem przewodniczącą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która nie jest tylko kwestią pomników czy tablic. W mojej gestii leży również poprawienie wizerunku kraju. Nie możemy pozwolić na krytykę Polski i niewłaściwą propagandę. Będę dbała o wizerunek kraju, o jego inwestycje i infrastrukturę okręgu łomżyńsko-suwalskiego. Na Ziemi Łomżyńskiej będę współpracowała z posłem Lechem Antonim Kołakowskim, z którym pozostaję w stałym kontakcie.

K.Ł.: „Anna Maria Anders. Córka generała i piosenkarki” - tak przedstawia Pani siebie w tytule książki biograficznej. Ale to przecież nie wszystko co chcemy wiedzieć o Annie Marii Anders. Proszę nam powiedzieć coś więcej o swojej drodze zawodowej, życiowych wyborach, upodobaniach i pasjach.      

A.M.A.: Zacznę od tego, że mój ojciec zmarł, kiedy miałam 19 lat. Po jego śmierci zaczęłam naukę na uniwersytecie. Przez kilka lat pracowałam w Londynie, potem wyjechałam do Paryża i tam pracowałam dla UNESCO. Przez 20 lat moja mama była w Londynie, gdzie promowała wojsko i mojego ojca, a do Polski po raz pierwszy przyjechałyśmy dopiero w 1991 roku. Po UNESCO zaczęłam pracować dla dużego przedsiębiorstwa w Paryżu. Mojego męża poznałam w 1984 roku, można powiedzieć, że nad grobem mojego ojca na Monte Casino. Był on wtedy na uroczystości 40-lecia Monte Casino jako przedstawiciel dyplomacji amerykańskiej. Pobraliśmy się dwa lata później. Ślub wzięliśmy w Ameryce, ale stamtąd wyjechaliśmy do Rzymu. Przez to, że zaczęłam być związana z życiem mojego męża jako dyplomaty, nie miałam okazji włączyć się w aktywność mojej mamy w Polsce. Ona bywała tutaj bardzo często i kontynuowała swoją pracę jako ambasadorka. Mój mąż zmarł w 2007 roku, kiedy nasz syn miał 13 lat. Od tego momentu sama musiałam zająć się dzieckiem i mamą, która była już schorowana. Na pogrzebie mojej mamy w 2010 roku pan minister Jan Ciechanowski powiedział, że ma nadzieje, że przejmę po niej pałeczkę. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że tak faktycznie się stanie. Podczas wizyty w Rosji, siedziałam w tym samym miejscu, w którym 70 lat wcześniej siedział generał  Władysław Anders, mój ojciec. To był początek tego wszystkiego, a dalszy ciąg już mniej więcej znamy. Coraz częściej zaczęłam przyjeżdżać do kraju i można powiedzieć, że ostatni rok właściwie na stałe jestem tutaj. Teraz rzeczywiście będę tu na stałe, ponieważ mam biuro w Kancelarii Premiera w Warszawie, a następne będę miała - mam nadzieję - również w Łomży.

K.Ł.: Bardzo dziękuję za rozmowę. 


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama