Trzeba przyznać, że służby odpowiedzialne z nadzór nad siecią stanęły na wysokości zadania. Mimo zimna i późnej pory szybko zlokalizowały miejsce. I w ciemnościach usunęły awarię. Po północy kaloryfery zaczęły grzać.
Przypadek ten jednak nie może nie rodzić refleksji na temat „ uroków centralnego ogrzewania”. Ktoś uszkodził jedną rurę, a wszyscy klienci ciepłowni miejskiej zostali pozbawieni ciepła i na dodatek zapłacą za tę ciepłą wodę, która z rury wypłynęła. Straty bowiem z cała pewnością wliczone zostaną w koszty ogólne firmy. Niestety „ucieczki od centralnego” nie ma. Kotłownie osiedlowe, które mogły by ewentualnie zastąpić centralną zostały zlikwidowane.
Pozostaje wzmocnienie nadzoru nad siecią. W tym przypadku komputer wykazał spadek ciśnienia w magistrali, ale pośrednio wykazał też pewien bałagan. Uszkodzonej rury w tym miejscu nie powinno być od dawna. Ile jest jeszcze takich przyłączy grzejących plac przez który biegną na terenie miasta? Było to jedno zatem może być kilka. Chcielibyśmy się mylić w swych podejrzeniach
Komentarze