Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 10:07
Reklama

Lekcja Nienawiści

– Poznajemy ją przez epifanie i epifenomeny. Opisy naskórkowej rzeczywistości, fabularne narracje nie oddające jej natury. Przyglądamy się zgliszczom, które stwarza. W I LO im. Tadeusza Kościuszki w Łomży filozof i religioznawca, profesor Zbigniew Mikołejko otworzył „lekcję nienawiści”. Na XVII

Lekcja Nienawiści

 

 

 

 – Poznajemy ją przez epifanie i epifenomeny. Opisy naskórkowej rzeczywistości, fabularne narracje nie oddające jej natury. Przyglądamy się zgliszczom, które

stwarza. 

 

W I LO im. Tadeusza Kościuszki w Łomży filozof i religioznawca, profesor Zbigniew Mikołejko otworzył „lekcję nienawiści”. Na XVIII Spotkaniach Humanistów Szkół Twórczych.

 

Naród Wybrany dzięki nienawiści zachował poczucie wspólnoty i jedności. Złorzecząc wrogom, oczekując boskiego gniewu:

„Niech jego synowie będą sierotami,

a jego żona niech zostanie wdową!

Niech jego potomstwo ulegnie zatracie;

niech w drugim pokoleniu zginie ich imię!” (Psalm 109)

Romantyzm, tak bliski miłosnym egzaltacjom, uczynił z niej protezę wielkości, narracyjnej pełni i mistycznej euforii. Nienawiść. Rozdymana, obalająca majestat Istoty Doskonałej: „zemsta na wroga z Bogiem i choćby mimo Boga”.  Jej śladami podążają żywi i zmarli. Trupi przodkowie odżywają by dokonać napaści.

 

 – Ciągle karmimy się  okruchami romantycznej wyobraźni - twierdzi Profesor. – W „Kordianie” na króla Polski ma być koronowany "car północy". W podziemiach

Katedry Warszawskiej zbierają się spiskowcy. „Przy grobach królów” sugeruje nam wieszcz. Ale tam nie ma grobów władców, a spoczywają zaledwie szczątki dwóch książąt mazowieckich. Trumny królów są jednak Słowackiemu niezmiernie potrzebne. W chwili słabości Kordiana rolę zabójcy podejmują trupy. Wspinają się po murze by zabić cara

Mikołaja I. Dziś odżywają  „trumny smoleńskie”.

 

W „Nocy żywych Żydów” Igora Ostachowicza zmarli wychodzą z katakumb. Po traumie holokaustu budzą się, martwi ale w przedziwny sposób ożywieni. Żydzi, kilku Polaków i jeden Niemiec. Pozostali Niemcy, oraz ich potomkowie do szóstego pokolenia mają trafiać do piekła. I to bez wyroku Sądu Ostatecznego. Żywe trupy robią zakupy w supermarketach, karmią się nowoczesną popkulturą. Tak samo martwą jak oni. Oraz pozostają raz na zawsze obcy. Trumny obcych, zwłaszcza gdy ktoś je nieopatrznie otwiera, nie stają się przedmiotem zbiorowej świadomości. Budzą niepokój i obrzydzenie. Wymazujemy je nawet z doświadczeń językowych.

 

„Wasza śmierć - to śmierć od kul
dla czegoś - ...dla Ojczyzny.
Nasza śmierć - to głupia śmierć,
na strychu lub w piwnicy” -  pisał peta getta warszawskiego, Władysław Szlengel. Pierwszą śmierć dokarmia romantyczny mit. Druga staje się przedmiotem zbiorowej amnezji. 

 

Danse macabre

W mrocznych wiekach średnich, "czarna śmierć", dżuma zbierała swoje obfite plony. Ludzie napędzani egzystencjalnym i fizycznym lękiem, masowo gromadzili się na

przedmieściach, gdzie ekstatycznie tańczyli. Spazmy rozkoszy łączyły się z ostatnim tchnieniem. W Powstaniu Warszawskim, w momentach największej trwogi, dochodziło do największej też eksplozji seksualności. Akty miłości, gwałtownej, czynionej w pośpiechu. Tego faktu nie utrwalają zbiorowe przekazy. „W świecie wszechmogącym” Zbigniew Mikołejko sięga jeszcze dalej, do początków fenomenu miłości i wojny. Przywołuje

biblijne opisy gwałtu. Napaść na kobietę, staje się emocjonalnym oczyszczeniem mężczyzny. Bowiem w świecie ubóstwa językowego, gdzie mowa nie nadąża za wewnętrznym

drżeniem, gwałt staje się wyznaniem miłości albo pożądania.

 

 – Jesteśmy więźniami, zakładnikami średniowiecza, oraz biblijnych i romantycznych banków gniewu - twierdzi Profesor.

 

Kult wiecznie żywej młodości, młodości trupiej. Kult karmiony lękiem przed śmiercią. Wyrazem tego lęku staje się prostacki przymus uczestnictwa w ferworze

hałaśliwych barw i dźwięków zalewającej popkultury. Taniec śmierci w wieku obfitym w jadło i napoje. Nieliczni się buntują, szukają języka, który im odnajdzie inną rzeczywistość. „Wy ludzie psy” - wykrzykuje w piosence Maria Peszek. Nienawiść karmi nienawiść, rozlewa się na własny byt biologiczny i społeczeństwo. Dzięki ekspresji artystycznej możemy wyjść z tego rozległego rozlewiska cało. Może poturbowani, ale odrzucając fetor śmierci.

Przynajmniej w momencie dokonywania refleksji.

Na spotkaniu młodych humanistów Anna Wądołowska z I LO w Łomży przytoczyła opowieść o Marii Peszek, artystce, która nienawidzi bo została znienawidzona.

 

Odkupienie

W książce „Wizje Gerarda” genialnego Jacka Kerouacka odnajdujemy historię umierającego chłopca. Dziecka, które będąc w kleszczach śmierci odrzuca wszelkie przejawy

nienawiści. Nawet te drobne, które każą ludziom sporządzać tak okrutne rzeczy jak pułapki na myszy. Gerard ratuje z potrzasku małą myszkę, bo rozumie, że ból, który łamie jej kości jest ten sam w ciele myszy, w jego ciele i we wszechświecie. Niepodzielny. Zaprzyjaźnia się z szara istotą. Na krótko. Bowiem w doskonałym dziele stworzenia koty zjadają myszy. Po przyjaciółce Gerarda zostaje makabryczny ogonek, drwiący śmiech małego miasteczka i opowieści ojca o naturalnym porządku przemocy. Gerard dokonuje jednak kolejnej transgresji, upomina moralnie kotkę-zbrodniarke, wybacza jej i liczy, ze w dziele odkupienia znajdą się on, mysz oraz kotka. Wszyscy zostaną zbawieni. Bez wyjątku, jak u Orygenesa, który nawet szatana  pragnął widzieć odkupionym u końca dziejów.

 

– Utraciłem wiarę, jestem agnostykiem - twierdzi w profesor Mikołejko. – Nastąpiło to naturalnie, odkryłem własną śmiertelność w wieku jedenastu lat i odczułem bardzo mocno

związaną z tym niesprawiedliwość. Nie oznacza to, że nie odczuwam metafizycznych lęków. Wręcz przeciwnie, czasem potrzeba sacrum jest bardzo silna. Emanację

świętości często odnajduję w sztuce. Jestem zachwycony akrylowymi obrazami łomżyńskiego malarza Roberta Sokołowskiego, zawartym w nich, istotnym także dla mnie połączeniem, tego co jest metafizyczną rozprawą o nicości, a może nawet rozprawą o Bogu, z rozprawą o materiach tego świata.

 

Stąd do wieczności 

„Ten kto nie może zobaczyć co jest za zasłoną, nie ma prawa powiedzieć, że tam nie ma niczego” - stwierdził w „Małym traktacie o początku wszystkiego” Hans

Küng, czołowy teolog Soboru watykańskiego II, suspendowany w roku 1979.

Cytat z Künga stanowi także motto metafizycznego płótna.

 

 – Coś ważnego z malarzy południa, z Caravaggia, pan Robert wydestylował - dodaje Profesor. – Są dwa rodzaje światła. Światło południa, które się o dziwo w

Łomży, tym mieście północy pojawia. Lux i lumen. Lux jest przyrodzonym, naturalnym światłem fizycznym. Lumen jest światłem metafizycznym, przychodzącym z

południa, nadzmysłowym. Co ciekawe w tym obrazie, który mi się najbardziej podoba, nie ma typowych symboli sacrum. A jednocześnie jest to niezwykle religijne płótno: grecka amfora, drobne przedmioty, światło, deska zawieszona jakby w pustej przestrzeni, płótno kojarzące się z całunem, prześcieradłem, obrusem.  Obraz odsyła do „platońskiej jaskini”, to co widzimy jest cieniem zupełnie innego porządku. Materie świata

widoczne na obrazie są w wyrazisty sposób odesłaniem do porządku świata idealnego, może nawet pozamaterialnego. Stąd do wieczności.

 

Jolanta Święszkowska

 


Fot. Robert Sokołowski


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama