Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 14:12
Reklama

„Chcę tylko uczciwie pracować”

Z byłym Prezesem Zarządu Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego „Jedność” Marianem Kuprelem i z byłym Zastępcą Prezesa oraz Głównym Księgowym spółdzielni Elżbietą Steczkowską rozmawia Jolanta Święszkowska.

Z byłym Prezesem Zarządu Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego „Jedność” Marianem Kuprelem i z byłym Zastępcą Prezesa oraz Głównym Księgowym spółdzielni Elżbietą Steczkowską rozmawia Jolanta Święszkowska.

 Dwanaście lat sprawował Pan funkcję prezesa SBM „Jedność”. Co Pan zastał przyjmując stanowisko?

 Marian Kuprel: Sytuacja, jaką zastaliśmy w spółdzielni była katastrofalna. Spółdzielnia posiadała ponad siedemset tysięcy kredytu, z miesięczną spłatą odsetek ponad dwadzieścia tysięcy. Kredyt miał być refundowany z budżety państwa, ale by wystąpić o zwrot należało doprowadzić do jego spłaty. A kasa spółdzielni była pusta. Do tego doszła jeszcze słaba koniunktura w kraju. Rozpoczęliśmy działania mające przywrócić stabilną sytuację w spółdzielni. W niecały rok udało się „odbić od dna”. Kolejnym problemem okazała się niemożność przeprowadzenia jakiejkolwiek inwestycji, gdyż wszystkie tereny w posiadaniu spółdzielni były obciążone hipoteką.

 Elżbieta Steczkowska: Hipoteka była ustanawiana na rzecz Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie, to bank niemiejscowy, co utrudniało konstruktywną współpracę.

 M.K: Udało się ten problem rozwiązać, po ponad roku uwolniliśmy tereny od hipoteki i zabudowaliśmy je.  Nie zwiększając zatrudnienia powiększyliśmy zasoby mieszkaniowe spółdzielni trzykrotnie. Mimo, że koniunktura była słaba nie zwiększaliśmy kosztów eksploatacji, pozostawiliśmy czynsze na tym samym poziomie. Kluczem do sukcesu był rozwój spółdzielni, budowanie nowych bloków. Powstało siedemnaście nowych obiektów, nowe atrakcyjne osiedle mieszkaniowe. Inny problem, z którym musieliśmy się wziąć za bary, to przejęcie „schedy” po PPS-ach. Spółdzielnia przejęła nieodpłatnie budynki z mieszkaniami zakładowymi, które w większości przeszły już procedurę przekształceń własnościowych. Pieniędzy z przekształceń na koncie spółdzielni już nie było, ale pozostał problem związany z remontami: krycie dachów, poprawa stanu technicznego, przebudowa kanalizacji, centralnego ogrzewania, zorganizowanie terenu wokół budynków.

 E.S: A na fundusz remontowy z osiedla wpływało do kasy spółdzielni tylko czterdzieści groszy, tyle co w nowych osiedlach, gdzie nie jest konieczna diametralna przebudowa infrastruktury.

 M.K: Zostało jeszcze dużo do zrobienia, wykonanie elewacji, wymiana elektryki. Mieliśmy ten problem rozwiązać dzięki unijnemu wsparciu. W nowym rozdaniu środków UE spółdzielczość mieszkaniowa w województwie podlaskim została w końcu włączona jako beneficjent. Wcześniej spółdzielczość mieszkaniowa nie mogła być dofinansowywana ze środków UE, bo tak zadecydowali nasi samorządowcy, co stanowiło przykry ewenement w skali kraju.  W nowym rozdaniu finansowym do 2020 roku nastąpiła zmiana. Wiedząc o tym przygotowywaliśmy audyty, opracowania przybliżające nas do uzyskania tych pieniędzy. Po dwunastu latach spółdzielnia jest w świetnej kondycji. Zastaliśmy pustą kasę, długi, a na koncie zostawiliśmy ponad cztery miliony złotych.

 Dlaczego Rada Nadzorcza podjęła w końcówce 2012 roku decyzję by odwołać Pana z funkcji prezesa?

M.K: To już pytanie do Rady Nadzorczej. Ostanie trzy lata współpracy z radą były kiepskie. Wszystkie nasze działania zmierzające do rozwoju spółdzielni, zakupu nowych terenów pod budowę były blokowane, bez podania racjonalnych powodów. Takie bojkotowanie inwestycji nie napędza koniunktury, podwaja tylko koszty funkcjonowania spółdzielni. Efektem może być tylko wzrost czynszu i zastój w spółdzielni.

 Odwołując Pana ze stanowiska Rada Nadzorcza stwierdziła dość enigmatycznie, że „utraciła do Pana zaufanie”.

 M.K: Ustawa o spółdzielczości mieszkaniowej jest tak skonstruowana, że można zarząd odwołać bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Wobec mnie postawiono zarzuty, nic nie mówiące, fałszywe, albo wręcz śmieszne: „brak nadzoru nad remontami, czy brak reakcji na zgłaszane przez mieszkańców usterki”. Komisja rewizyjna rady miesiąc wcześniej sprawdzała te sprawy i nie postawiła nam zarzutów. „Brak dbałości o stan zasobów mieszkaniowych”, to kolejny zarzut wyssany z palca. Nasze mieszkania są zadbane, ludzie chętnie je kupują, na osiedlu jest czysto i ładnie. Gwoździem programu, jeśli idzie o oficjalne powody odwołania jest „samowolne wstrzymanie wypłacania ryczałtu członkom rady”. To nie zarząd decyduje o sposobie wypłacenia wynagrodzeń radzie, te kwestie reguluje ustawa, a decyzja o wysokości wynagrodzeń zapad na walnym zgromadzeniu. Rada należne wynagrodzenia za posiedzenia zawsze otrzymywała. Najśmieszniejsze, że ci ludzie startując do rady deklarowali, że nie idą tam po pieniądze tylko ze względu na interes społeczny. Zarzucano mi też „wykraczanie poza oficjalne plany remontu”. Rzeczywiście czasem planuje się remont, ale zjawiska atmosferyczne, na przykład trudna zima sprawiają, że remont trzeba przyśpieszyć. Rozumiem, gdyby mi zarzucano, że nie wykonuję remontów….

 To oficjalne powody odwołania, a czy są powody zakulisowe?

 M.K: Na pewno są, ale nie chcę o nich zbyt szeroko mówić. Personalne zależności, układy zadecydowały o moim odwołaniu. Całe życie zakładałem, że należy działać, wykonywać uczciwie własną pracę, a nie zabiegać o uznanie, umizgiwać się odpowiednim osobom. Na zebraniu, na którym mnie odwołano została przedstawiona sytuacja finansową spółdzielni, harmonogram wydatków, ale o tym nikt nie chciał rozmawiać.

 Była Pan zaskoczony odwołaniem?

 M.K: Byłem zaskoczony tym jak ze mną postąpiono, chociaż współpraca z radą przez trzy lata była bardzo trudna. Wcześniejsze rady działały konstruktywnie. Celem obecnej rady było ubezwłasnowolnienie zarządu. Blokowano wszystkie plany zakupu gruntu, mimo, że niejednokrotnie mogliśmy nabyć działki po bardzo atrakcyjnych cenach, lub o świetnej lokalizacji.

 Dlaczego rada niechętnie odnosiła się do zakupu terenów pod budowę?

 M.K: Możliwe, że chcieli zablokować moje działania, by potem móc wykazać moją niekompetencję.

 Nie chciał Pan wnieść sprawy do Sądu Pracy?

 M.K: Nie. Odwołując mnie rada obiecała, że zostanę w spółdzielni inspektorem nadzoru budowlanego. Ja nie jestem chory na stanowisko, chce tylko uczciwie pracować. Pomyślałem, że dobrze, będę miał spokojniejsza pracę. Z tych obietnic się nie wywiązano, oszukano mnie podwójnie.

 Żałuje Pan, że się nie odwołał do Sądu Pracy?

 M.K: Tak, żałuję. Aczkolwiek na odwołanie miałem tylko półtorej dnia, był świąteczny, listopadowy weekend. Myślę, że celowo wybrano taki termin, bym nie mógł się bronić. Z panią księgową również tak postąpiono, odwołano ją przed weekendem majowym. Nasze odwołanie planowano już od dawna.

 E.S: Dwadzieścia osiem lat pracowałam w spółdzielczości mieszkaniowej w dziale księgowości. (Płacz).

 M.K: Tak się postępuje z ludźmi. Nie da się tego opowiedzieć, w radzie zasada dwóch prawników. Nie możemy się nawet bronić.

 E.S: Odwołano mnie z funkcji zastępcy prezesa spółdzielni dziewiątego stycznia, a dwudziestego szóstego kwietnia dostałam wypowiedzenie ze stanowiska głównego księgowego.

 M.K: Jak już pani księgowa zrobiła wszystkie rozliczenia, łącznie z bilansem, to jej „ładnie” podziękowano. Odwołano nas przed sporządzeniem protokołu lustracji spółdzielni. Lustratorzy z lubelskiego związku rewizyjnego spółdzielni mieszkaniowych przeprowadzili kontrolę w spółdzielni „Jedność”. Tuż przed zakończeniem lustracji kontaktowali się ze mną by dopytać o powód mojego odwołania, ponieważ nie dopatrzyli się nadużyć. Niedługo, w ostatni piątek czerwca odbędzie się walne zgromadzenie spółdzielni. Mam nadzieje, że do tego czasu wyniki lustracji zostaną podane do wiadomości publicznej, umieszczone na stronie spółdzielni. To są dowody naszej uczciwej pracy.

 E.S: Wszystkie oficjalne dokumenty z działalności finansowej spółdzielni pokazują, że zarzuty wobec nas stawiane są sztuczne.

 Spółdzielnie mieszkaniowe to prywatne folwarki?

 M.K: Ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych pozwala na wszystko. Przeszła ona wiele nowelizacji, Trybunał Konstytucyjny uchylał niektóre jej paragrafy. Wszystko to jest chore. Ja dla spółdzielni zostawiłem dwanaście lat swojego życia, dorobiłem się operacji serca. Każdy problem mieszkańca spółdzielni traktowałem jak własny, bolało mnie, że ludzie są w trudnej sytuacji finansowej, nie mają pracy, mają niepełnosprawne dzieci. Moim zadaniem było egzekwowanie należności i z jednego jestem dumny: nikogo nie wystawiłem na ulicę. Przez dwanaście lat nie było żadnej eksmisji w spółdzielni. Przez dwanaście lat spółdzielnia nie popadła w żadne kłopoty finansowe. Nazwisko ma się jedno, zarzuty stawiane pod moim adresem sprawiają, że ludzie mogą pomyśleć „a może rzeczywiście on coś nabroił”. Nie dopuściłem się nigdy żadnego „przekrętu”. Mogę każdemu spojrzeć prosto w oczy, nikogo nie oszukałem. Nie zasłużyłem na to by potraktowano mnie jak psa. Następnego dnia po odwołaniu nie miałem wstępu do biura. Pracownicy otrzymali zakaz wydawania mi jakichkolwiek dokumentów, mimo, że ustawa nakazuje wydać mi na żądanie każdy dokument, jako członkowi spółdzielni. Wykluczono mnie w końcu z członkostwa w spółdzielni. Jeśli Radzie Nadzorczej sumienie pozwala spać spokojnie, to niech śpią spokojnie…

 Dziękuję za rozmowę.

 Członkowie Rady Nadzorczej SBM „Jedność”:

 Grabias Kazimierz – Przewodniczący Rady Nadzorczej
Polesiński Wojciech – Z-ca Przewodniczącego Rady Nadzorczej
Forenc Zbigniew – Sekretarz Rady Nadzorczej
Wróblewska Jadwiga – Przewodnicząca Komisji Rewizyjnej
Lendzioszek Dariusz – Przewodniczący Komisji Inwestycyjnej
Łysiak Jan – Członek Rady Nadzorczej
Potocki Andrzej – Członek Rady Nadzorczej
Fiega Janusz – Członek Rady Nadzorczej
Bogucki Włodzimierz – Członek Rady Nadzorczej

 


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama