Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 16 grudnia 2025 21:20
Reklama
Reklama

„Filareci”, miejscy anty-esteci

Rezerwuar zachowań mają szeroki: „sępienie” złotówek, picie w miejscu publicznym, postępowanie nieobyczajne i dość częste, a przykre nie kontrolowanie fizjologicznych potrzeb.
„Filareci”, miejscy anty-esteci

Rezerwuar zachowań mają szeroki: „sępienie” złotówek, picie w miejscu publicznym, postępowanie nieobyczajne i dość częste, a przykre nie kontrolowanie fizjologicznych potrzeb. Stoją zazwyczaj pod łomżyńskimi filarami, na schodkach Galerii Pod Arkadami, miejscy anty-esteci, ogorzali od wódki, niedomyci. Przez mieszkańców traktowani są raczej z przymrużeniem oka, ich wizerunek i zachowanie sugerują, że znaleźli się poza tak zwanym społeczeństwem drobnomieszczańskim. Mijamy ich wielokrotnie, większość z nas nie zna ich twarzy, bo twarz człowieka upadłego odrzuca, budzi obrzydzenie. Spoglądamy na nich z dystansu kilku metrów i z dystansu odmiennych doświadczeń życiowych, gdzie na pierwszym miejscu jest dom i rodzina, jak być powinno. Łomżyńscy „Filareci” zostali z rodzin „wywłaszczeni”, z własnej winy lub ze względu na zbieg okoliczności, są w przeważającej części bywalcami noclegowni i ogrzewalni na pobliskiej ulicy Dwornej. Niektórzy posiadają mieszkania socjalne lub komunalne, będące miejscem ciemnych „schadzek”, nocnego życia. „Filareci” posiadają też swoje dzieje, o których czasem wspominają. Patrząc na przeoraną życiem twarz pana siedzącego nieopodal ławeczki Hanki Bielickiej, trudno uwierzyć, że był lekarzem weterynarii i to z praktyką w zawodzie. Nic już nie wskazuje na lata świetności życiowej, a „sępienie” pod sklepem jeszcze bardziej oddala od tamtego, lepszego, świata. Kryje się za tym dramat rodzinny i nasz upadły bohater mógłby powtórzyć za wielką literaturą: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób” („Anna Karenina” L. Tołstoj).

„Filareci” są zaradni, potrafią korzystać z wsparcia miejskich instytucji pomocowych, organizacji społecznych, a nawet z pomocy dawnych rodzin. W dzisiejszych czasach pozyskanie strawy i ubrania nie jest zresztą zbyt skomplikowane. Można żyć. Można tak żyć od wieków: „W XVI wieku wśród mieszczan łomżyńskich wybijał się patrycjat miejski składający się z bogatych kupców i urzędników władz miejskich, za nim szło tak zwane pospólstwo, drobni kupcy, profesjonaliści i rzemieślnicy, na szarym końcu ludzie bez żadnego zajęcia obejmowani wspólną nazwą hultajstwa” („Dzieje Łomży...” D. Godlewska).

Dlaczego właśnie na starówce „Filareci” ulokowali centrum dowodzenia? Jak ich zmienić, co począć z tym problemem? Straż Miejska ma zablokowane ręce, podstawowym mechanizmem działania strażników jest upominanie, perswazja i kierowanie wniosków za nieobyczajne zachowanie do sądu, gdy suma wniosków się skumuluje – „Filaret” staje przed perspektywą więzienia, grzywny lub odbycia kary robót publicznych. To stwarza teoretyczną szansę na resocjalizację, szansę nikłą, bo trudno zmienić czyjś styl życia, wyleczyć z mnogości nakładających się na siebie chorób: alkoholizmu, zaburzeń psychicznych, braku społecznego wstydu. I wszystko to trzeba jeszcze pomnożyć przez lata życiowej praktyki…

Straż Miejska nie posiada ani własnej izby wytrzeźwień, ani nie może decydować o przyjęciu „Filareta” na jakąkolwiek izbę wytrzeźwień. Łomża izby wytrzeźwień zresztą nie posiada, policyjne pomieszczenia w określonych warunkach przejmują jej funkcję. Ale z punktu widzenia funkcjonariuszy prawa „do wytrzeźwiania” należy wziąć w pierwszej kolejności pijanego sprawcę przestępstwa, albo osobę zagrażającą bezpieczeństwu obywateli. Pijany „Filaret” zachowuje się przeważnie spokojnie i otępiale, błąka się taki chwiejnym krokiem, albo siedzi przykurczony na ławeczce, zapominając o całym bożym świecie, a nawet o kontrolowaniu fizjologicznych potrzeb. I nic nie zmieni fakt, że „Filareci” obłożeni są wnioskami do sądu, i że ich reputację całkowicie pogrąża policyjna i sądowa papierologia. Nie o reputację przecież tutaj chodzi, „Filareci” jak bywalcy zakładów karnych wykształcili osobliwy mechanizm „żerowania” na innych, w którym nie ma poczucia wstydu, zahamowań społecznych, jest tylko codzienna walka o przetrwanie. Wybrali centrum z wielu powodów, są tutaj ławeczki do posiedzenia, w pobliżu ogrzewalnia z noclegownią, jest także sklep z koncesją na sprzedaż ich głównej strawy – alkoholu w przystępnej cenie. Jak porzucić taki raj, raj ludzi upadłych, jak z niego „przepędzić” „Filaretów”?




 
 
 
 
 
 
 
 
 

Mieszkańcy dość często dzwonią do strażników miejskich z prośbą o interwencje, opisują dramatyczne historie: a to „Filaret” wymusza agresywnie datek pieniężny, a to krwiożerczo goni dziecko z nożem. Zgłoszenia są jednak przeważnie nieformalne, patrole straży nie potwierdzają dramatycznych doniesień, a mieszkańcy nie chcą być świadkami zdarzeń, składać formalnych skarg. Przeciwko żebrzącym „Filaretom” świadczą sami strażnicy, mieszkańcy umywają ręce, nie chcą się angażować. Zdarza się za to, że obywatele radzą strażnikom miejskim jak z „Filaretami” postępować: „wywieźć do lasu, i spałować”. Takie są to „dobre” rady.

 

Jolanta Święszkowska

Tekst napisany na podstawie obserwacji własnych i rozmowy z Komendantem Straży Miejskiej w Łomży


Podziel się
Oceń

Komentarze

Gość 30.09.2013 14:45
Nie, tonie jest człowiek. To już tylko istota człekopodobna. Oni sami dobrowolnie wypisali się ze społeczeństwa. Tylko czego bronią? Zapitej świadomości? Obszczanych portek? Robactwa na śmierdzącym ubraniu? Gdyby było w nich choć trochę człowieczeństwa, sami by się wybrali na ten "lepszy ze światów". Uważając, że są ludźmi, są wizerunkiem Pana Boga? Bo podobno Pan Bóg stworzył człowieka na "obraz i podobieństwo swoje". Dobrze, że nie wierzę...
Gość 26.09.2013 20:50
Boicie się poprostu im pomóc każdy ma chociażby jakieś zbędne ciuchy co oddawać do kontenerów daj je człowiekowi który naprawdę tego potrzebuje nie jestem ani po ich stronie ani po waszej..
Reklama