Spółdzielnia socjalna „Alexis” w Łomży liczy na wsparcie władz lokalnych. Z Barbarą Dudą, prezesem zarządu spółdzielni rozmawia Jolanta Święszkowska
Jak wyglądało zakładanie pierwszej w Łomży spółdzielni socjalnej?
Barbara Duda: Początki były trudne, borykałyśmy się z problemami natury prawnej, organizacyjnej. Pięć kobiet, które nagle znalazły się w trudnej sytuacji zawodowej, musiało zacząć działać. Firma tekstylna, w której pracowałyśmy utraciła płynność finansową, a tej branży poświęciłyśmy dwadzieścia lat zawodowego życia. Do PUP w Łomży trafiłyśmy w przekonaniu, że założymy działalność gospodarczą. Wyczerpała się jednak pula finansowa na klasyczne środki aktywizacji bezrobotnych i zaproponowano nam rozważenie założenia spółdzielni socjalnej. Nie znałyśmy uwarunkowań prawnych, temat na ziemi łomżyńskiej był nowy. Problemem było ułożenie samego statusu, dziś to się diametralnie zmieniło, w Internecie można znaleźć gotowe wzory do wykorzystania. My musiałyśmy szukać na ślepo, chciałyśmy by zarząd spółdzielni był jednoosobowy, bo to oznacza mniejsze koszty, gdy trzeba jeździć i podpisywać rozmaite umowy. Dwie osoby przy załatwianiu formalności, to kilka osób mniej przy linii produkcyjnej. Dowiedziałyśmy się w rezultacie, że w spółdzielniach socjalnych zarząd nie może być jednoosobowy.
Spółdzielnia socjalna to osobliwy twór: organizacja pożytku publicznego i przedsiębiorstwo jednocześnie.
B.D: Spółdzielnie socjalne w Polsce, na dzień dzisiejszy, to twór niezbyt skutecznie wpisany w krajową praktykę gospodarczą. W zasadzie niewiele różnimy się od przeciętnego przedsiębiorstwa, płacimy te same podatki: dochodowy, od wynagrodzenia, VAT. Dostałyśmy na przykład lokal od władz miasta, ale bez ulg, musiałyśmy opłacić czynsz i podatek od nieruchomości. Nawet jeżeli produkcja kuleje, musimy i tak wypłacać pensje. Stosujemy zapisy Kodeksu Pracy i jak inne firmy podlegamy kontrolom i obostrzeniom prawnym. Pamiętajmy też, że osoby wykluczone, długotrwale bezrobotne, niepełnosprawne, które znajdują u nas zatrudnienie, mają często problemy z motywacją do pracy. Dla nas najważniejszy jest człowiek, wprowadzamy go na rynek pracy, dajemy wiarę w siebie. I chcemy żeby nas w tym wspierano. Otrzymujemy z projektu, co prawda, wsparcie pomostowe na pokrycie kosztów związanych z ubezpieczeniem społecznym, środki na stworzenie stanowiska pracy. Wsparcie jest jednak terminowe. Aspektem kluczowym spółdzielni socjalnych jest integracja społeczna, ale ich członkowie mają rodziny, wynajęte mieszkania – liczy się zatem zysk, zysk, który trudniej wypracować z osobami długotrwale wykluczonymi z rynku pracy. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, ale działamy w realiach wolnorynkowych, nie możemy ustalać nieatrakcyjnych cen za nasze jaśki, poszewki i inne artykuły, bo nikt tego od nas nie kupi.
Do tego dochodzi walka z popularną chińszczyzną. Czy fakt, że jesteście polską spółdzielnią socjalną sprawia, że krajowi i lokalni odbiorcy patrzą na was przychylniejszym okiem?
B.D: Raczej nie, mało kogo to obchodzi, choć bezrobocie w kraju w dużym stopniu wynika z zalewu importowanych towarów.
Kilka miesięcy temu spółdzielnia socjalna „Alexis” została zgłoszona do konkursu na Przedsiębiorstwo Społeczne Roku, co stanowiło duże wyróżnienie.
Rzeczywiście, spółdzielnia znalazła się w finale, chociaż nie otrzymała nagrody. Ten epizod miał miejsce w drugim roku funkcjonowania, wtedy jeszcze wierzyłam w pewne ideały, dziś podchodzę do sprawy bardziej pragmatycznie. Z PUP w Łomży otrzymywałyśmy przez pierwsze dwa lata 100 proc. i przez trzeci rok funkcjonowania 50 proc. środków finansowych na pokrycie ubezpieczenia społecznego, ale teraz nam się kończy wsparcie. Otwierając spółdzielnię wiedziałyśmy, że tak będzie, wsparcie okazało się przydatne, ale gdybyśmy same nie poszukały tanich surowców – wsparcie finansowe nie miałoby najmniejszego znaczenia. Oczywiście pomiędzy ubiegłym rokiem a obecnym, nastąpiły pewne zmiany w traktowaniu spółdzielni, mogą one z przeznaczonych do tego instytucji ubiegać się o kredyt. Wcześniej dochodziło do kuriozalnych sytuacji, na przykład w jednym z banków komercyjnych odmówiono nam kredytu. Pracownik motywował to tym, że „nie dają kredytów pomocy społecznej”. To absurd, bo spółdzielnia jest firmą, a pracownik banku okazał się niekompetentny i uprzedzony.
Spotykałyśmy się na konferencji w Wyższej Szkole Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Bogdana Jańskiego w Łomży, na której wykłady wygłosili włoscy praktycy spółdzielczości. Polska ustawa o zatrudnieniu socjalnym i spółdzielniach socjalnych została importowana z Włoch właśnie.
B.D: Niestety tylko częściowo importowana. W inicjatywie spółdzielczej Włosi nas wyprzedzają i nokautują. Rozmawiałam przy okazji konferencji z włoskim pracownikiem spółdzielni socjalnej „Azalea” Giuseppe Turrinim, wcześniej uczestniczyłam w wyjeździe studyjnym do Werony, by podpatrywać włoskie prawo spółdzielcze. Przy zatrudnieniu 70 procent osób niepełnosprawnych, a tak jest w naszej spółdzielni, we Włoszech byśmy otrzymały 22 proc. ulgi w podatku dochodowym. Dodatkowo we Włoszech samorządy nie boją się wspierać spółdzielni socjalnych przekazując nieruchomości bądź grunty. A my mieliśmy problemy nawet z najmem lokalu, a teraz musimy rozglądać się za nowym. Dotychczasowy, w którym mamy siedzibę i hale produkcyjne, przeszedł w ręce Parku Przemysłowego Łomża, który planuje wprowadzenie stawek, na które nie będzie nas stać przy powierzchni400 metrów kwadratowych, dlatego rozglądamy się za nowym lokalem i liczymy na przychylność władz lokalnych.
„Alexis” stała się symbolem łomżyńskiej spółdzielczości socjalnej, więc takie wsparcie jest miejmy nadzieję realne. Samorządy bez procedury przetargowej mogą spółdzielniom zlecać wykonywanie niektórych zadań, mam na myśli tak zwane klauzule społeczne. Jak jest w praktyce?
B.D: Zna pani przypadek by w Łomży stosowano klauzule społeczne? Na szczeblu krajowym daleko nam do stworzenia prawa spółdzielczego, które ma pełne zastosowanie. Samorządy boją się stosować te rozwiązania, traktują nas podejrzliwie. Nic dziwnego, że spółdzielnie radzą sobie w okresie trwania projektu, a potem upadają. Bo przywileje są znikome i się kończą. Prosty przykład, jeśli założę działalność gospodarczą, to przez dwa lata też mam ulgę, płacę niższy ZUS, ale nie „ciągnę” za sobą osób słabszych. O tym jak traktowany jest temat spółdzielczości widać też po konferencji w „Jańskim”, samorządowcy, pracownicy gmin zignorowali temat, i poza nielicznymi wyjątkami, nie zaszczycili łomżyńskiej uczelni obecnością. Był starosta, ale nie udało mu się zmotywować wójtów i ich współpracowników by zainteresowali się tematem spółdzielczości, klauzuli społecznych itp. To o czymś świadczy.
Jakie ma Pani rady dla osób chcących założyć spółdzielnię socjalną?
Niech dobrze to przemyślą, stworzą plan biznesowy. Jestem spółdzielcą w branży tekstylnej, może w innych branżach będzie łatwiej. Pomysł jest kluczem zachowania płynności finansowej, ale pamiętajmy, że projekty się kończą, a my nadal będziemy odpowiedzialni za ludzi, których zatrudniliśmy. Odpowiedzialni za człowieka.
Komentarze