„W Łomży nie ma teraz żadnej roboty” – cytatem z popularnej piosenki Kazika Staszewskiego rozpoczął gospodarczą debatę Marcin Chludziński.
Prezes Fundacji Republikańskiej spotkał się w Wyższej Szkole Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Bogdana Jańskiego w Łomży z dr Jarosławem Poterajem, wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Informatyki i Przedsiębiorczości oraz z Maciejem Zajkowskim, prezesem Łomżyńskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Przez ponad dwie godziny paneliści dyskutowali nad ożywieniem gospodarczym miasta oraz możliwością powstania w Łomży nowych miejsc pracy. Najpierw zarysowali niebyt optymistyczną, mówiąc eufemistycznie, diagnozę: w mieście obowiązują zbyt wysokie podatki od nieruchomości i od środków transportu, odstraszają ceny gruntów pod inwestycje, samorząd nie kreuje przewag konkurencyjnych miasta i nie szuka inwestorów, a urzędnicy miejscy są z reguły niekompetentni. Jednym słowem Łomża to „orwellowski”, ponury światek.
- W całym kraju samorządy zabiegają o nowe inwestycje, między innymi te z zakresu logistyki i usług, oferują przedsiębiorcom atrakcyjne podatki lokalne – stwierdził Marcin Chudziński. – W ten sposób samorząd podejmuje dialog z osobami posiadającymi poważne zaplecze finansowe. W Łomży sytuacja jest odwrotna. Dwa razy wprowadzałem do miasta poważnych przedsiębiorców. Pierwszy miał produkować grzejniki, ale odstraszyła go cena gruntów, założył firmę w innej miejscowości. Kolejny przez trzy dni „pukał” do urzędu, ale sekretarka odsyłała go z kwitkiem mówiąc, że nie ma kto z nim aktualnie porozmawiać – dodał prezes Fundacji Republikańskiej.
Polityka interwencjonistyczna
Urzędnicza indolencja oraz brak na szczeblu lokalnym interwencjonizmu, czyli kreowania gospodarczej rzeczywistości za pomocą dostępnych instrumentów prawnych, wywołują szereg negatywnych zjawisk: z jednej strony nie powstają nowe miejsca pracy, ale co równie istotne - przedsiębiorstwa działające w Łomży rejestrują działalność w Warszawie albo Ostrołęce, bo tam bardziej się opłaca podatek zapłacić. Kalkulacja finansowa jest prosta: do budżetu narwiańskiego miasta nie wpływają wobec tego pieniądze z PIT i CIT, w rezultacie oznacza to mniej „kasy” na żłobki, przedszkola, inwestycje publiczne. Koło się zamyka. Urzędnicy mogą oczywiście sparafrazować klasyka, że przecież „rząd sam się wyżywi”, ale w realiach gospodarki wolnorynkowej ta nadzieja może okazać się co najmniej zwodnicza.
- W Estonii wysokie wydatki publiczne w połączeniu z małymi wpływami podatkowymi, doprowadziły do zwolnień połowy pracowników sektora publicznego – powiedział Marcin Chudziński. – Założę się o dobrą whisky, że jeśli nie zostaną podjęte środki zaradcze, to za cztery lata Łomża będzie w takiej sytuacji. Miasto przeinwestuje i będzie to oznaczało konieczność cięcia etatów w administracji publicznej – dodał prezes Fundacji Republikańskiej.
Zdaniem panelistów istotne jest na jakie cele miasto przeznacza pieniądze i czy można te finansowe transfery nazywać inwestycjami. Nie po raz pierwszy w debacie publicznej narwiańskie bulwary nazwane zostały „dwustumetrowym chodnikiem z polbruku, który został zbudowany trzy razy za drogo”.
- Zastanówmy się co może być przewagą konkurencyjna miasta – zaproponował Marcin Chudziński. W wyniku burzy pomysłów padło kilka luźnych propozycji. Łomża leży na trasie tranzytowej, warto to wykorzystać i zbudować duży zakład produkcyjny. Zdaniem dr Poteraja walorem miasta jest szpital, który może stać się szpitalem klinicznym, wystarczy „kilku lekarzy z habilitacjami”. W powiązaniu z ciekawymi walorami przyrodniczymi i kształconym w mieście średnim personelem medycznym (pielęgniarki) można w Łomży, albo najbliższej okolicy zbudować ośrodek rehabilitacyjno-wypoczynkowy, „może uzdrowisko”, albo ekskluzywny dom spokojnej starości. Miasto emerytów, pozostałoby miastem emerytów, ale nareszcie z pożądanym naddatkiem ekonomicznego sukcesu…
- Działające w mieście placówki naukowo-dydaktyczne należy przekształcić w naukowo-techniczne – proponował Jarosław Poteraj. - Nadzieją dla miasta jest także łomżyńska podstrefa ekonomiczna, o ile znajdą się poważni inwestorzy, którzy zechcą lokować w niej działalność – dodał ekonomista.
Przewagą konkurencyjną jest także, mówiąc żargonem Unii Europejskiej, kapitał ludzki oraz sprawny samorząd
- W Nowej Soli burmistrz wymusił na urzędnikach poszukiwanie inwestorów, pracują oni nie tylko za biurkiem, ale także w terenie. Negocjują, zachęcają do inwestycji, nie uprawiają turystyki konferencyjnej, tylko solidną pracę na rzecz rozwoju lokalnej społeczności – powiedział Marcin Chudziński. – Takich przykładów jest wiele, w gminie Michałowo pod Białymstokiem zwolniono wszystkich mieszkańców z podatku od nieruchomości. To pierwszy taki przypadek w kraju. Aby osiągnąć przewagę nad innymi należy zmienić tego, kto jest liderem zmiany, czyli samorząd – dodał prezes Fundacji Republikańskiej.
Komentarz
Debata, choć dość merytoryczna, poruszała się po linii dogmatyki ekonomicznego pragmatyzmu. Choć nowe miejsca pracy, to rzecz bezwarunkowo istotna, to jednak równie ważną sprawą jest ich trwałość i jakość, przez moment ten aspekt próbował do dyskusji wprowadzić szef Fundacji Republikańskiej, niestety bezskutecznie. W debacie zabrakło podejścia humanistycznego, refleksji interdyscyplinarnej. Sieć rozwiązań natury techniczno - ekonomicznej nie wykreuje pożądanego ładu społecznego, potrzebne są dodatkowe komponenty: siatka powiązań międzyludzkich, społeczna infrastruktura. Tego poziomu nie osiąga się z pominięciem humanistyki. W USA największa uczelnia techniczna, Massachusetts Institute of Technology, to jednocześnie poważny ośrodek kształcenia humanistycznego, i nie ma w tym żadnej sprzeczności. W Niemczech gospodarczy sukces osiągnięto dzięki ordoliberalizmowi, czyli koncepcji polityczno - ekonomicznej zakładającej bardzo wysoki pułap odniesień do szeroko rozumianej humanistyki. Nowe miejsca pracy powstają, gdy zostaje spełniony warunek ekonomiczny, ale także wtedy, gdy określana miejscowość jest atrakcyjna od strony społecznej i kulturowej. Miasta brzydkie, nieestetyczne, zaniedbane i pozbawione poważnych instytucji kultury są drenowane z ludzi młodych, wykształconych i z ambicjami. W takiej atmosferze społecznej „dziury” tworzy się porządek pozbawiony elementów debaty, nijaki i słaby intelektualnie, co w dalszej konsekwencji przekłada się na gospodarczą stagnację. Może Łomża potrzebuje humanistów, takich „szaleńców” jak Adam Chętnik, który zbudował w Nowogrodzie muzeum na wolnym powietrzu, choć pragmatyczni Kurpie radzili mu by lepiej zrobił dobry interes, czyli „postawił solidny młyn parowy”….
J. Święszkowska
Komentarze