Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 23 listopada 2024 06:10
Reklama

Wszechświat, grafika artystyczna oraz polscy monachijczycy

Piątek, sobota i niedziela – trzy dni i trzy wystawy zaprezentowane w miejskich instytucjach kultury w Łomży.
Wszechświat, grafika artystyczna oraz polscy monachijczycy

Wszechświat, grafika artystyczna oraz polscy monachijczycy

 

Piątek, sobota i niedziela – trzy dni i trzy wystawy zaprezentowane w miejskich instytucjach kultury w Łomży.

 

Piątek w Galerii „Pod Arkadami” – wszechświat i jedwab

„Wszechświat” to tytuł wystawy zaprezentowanej w Galerii „Pod Arkadami” w Łomży. Autorka prac Angelika Saniewska jest absolwentką Liceum Plastycznego im. Wojciecha Kossaka w Łomży oraz Instytutu Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego w Olsztynie. Wystawa jest cyklem grafik wykonanych w technikach mieszanych: akwatinta, mezzotinta, sucha igła, miękki werniks.

- Lubię oglądać programy związane w wszechświatem, kosmosem. Szukam tej przestrzeni, próbuję odtworzyć to, jak może w niej odbijać się światło, jakie mogą być struktury planet – podkreśla Angelika Saniewska. – Techniki grafiki warsztatowej, które stosuję są dość trudne, wymagają sporego nakładu pracy. Często wykorzystuję akwatintę, której nauczyłam się w liceum w Łomży i stosowałam systematycznie także na studiach. Tworzę również prace na jedwabiu, bo jest to materiał, który pozwala ukazać kolor z większą intensywnością niż tradycyjne malarstwo – dodaje laureatka nagrody Fundacji Środowisk Twórczych – Talent Roku 2012.

Profesor Aleksander Wolszczan, astrofizyk i astronom, zapytany ile wiemy o wszechświecie, odpowiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” – zero procent.

I choć ta niewiedza jest sokratejska i olbrzymia, to „Wszechświat” w interpretacji Angeliki Saniewskiej można zwiedzać do 13 marca 2014 roku w Galerii „Pod Arkadami” w Łomży.

 

Sobota w Galerii Sztuki Współczesnej – grafika warsztatowa

W Galerii Sztuki Współczesnej zaprezentowane zostały prace wykonane przez pedagogów Katedry Grafiki Warsztatowej ASP w Łodzi. Na wystawie zostały przedstawione grafiki czternastu artystów, stosujących rozmaite techniki, od tradycyjnego linorytu po akwatintę i akwafortę oraz druk cyfrowy. Wystawę można zwiedzać do 21 marca 2014 roku.

 

Z Pawłem Kwiatkowskim, artystą i pracownikiem łódzkiej ASP, rozmawia Jolanta Święszkowska.

 

Pańskie prace zaprezentowane na wystawie z Galerii Sztuki Współczesnej kojarzą mi się z cyklem malarskim „Rozstrzelania” Andrzeja Wróblewskiego. Na ile to spostrzeżenie może być słuszne?

Paweł Kwiatkowski: Być może to skojarzenie jest uzasadnione, bo Wróblewski to mój ulubiony malarz. Natomiast mamy tutaj oczywiście zupełnie inną technikę, ale tak jak u Wróblewskiego punktem odniesienia jest dla mnie człowiek. Człowiek widziany na ulicy, w zwykłych, codziennych sytuacjach i wyciągnięty z kontekstu, w którym się znajduje oraz umieszczony w mojej kompozycji. To pewna refleksja snuta na temat ludzkiej egzystencji, ale nie w tak dramatycznych okolicznościach, jak u Wróblewskiego.

 

Widząc te prace myślę także o idei panoptikonu, czyli więzienia, w którym każdy każdego obserwuje i to bycie nieustannie widzianym staje się źródłem cierpienia i kary. Człowiek, którego pan opisuje w swej twórczości to byt metafizyczny, socjologiczny, jaki?

P.K: Myślę, że człowiek osamotniony w tłumie. To najbardziej ogólne spostrzeżenie dotyczące moich prac, natomiast ja osobiście, przed procesem twórczym oraz w jego trakcie, nie posiadam rozbudowanych założeń, jakie mogą być sposoby interpretowania. Pozostawiam dowolność odbiorcy i sam teraz opisuję własne dzieła właśnie z perspektywy odbiorcy. I jeśli mam cokolwiek na ten temat powiedzieć, to mówią one o człowieku w kontekście społecznym, gdzie samotność jest jednym z jego podstawowych atrybutów.

 

Egzystencjalizm filozoficzny jest dla pana punktem odniesienia?

P.K: Camus i Sartre, choć ten ostatni mniej ze względu na pewną zamkniętość myśli, jej hermetyczność.

 

Pana przedstawienie zawsze są figuratywne?

P.K: Odkąd pamiętam zajmuję się twórczością figuratywną i nic nie zapowiada by miało się to zmienić. Artysta powinien zajmować się tym, co mu najlepiej wychodzi, ja korzystam z dwóch metod przekazu: grafiki i malarstwa. Każde z tych narzędzi ekspresji posiada własną specyfikę, siłą grafiki jest biel i czerń, monochromatyczność, choć czasem pojawiają się subtelne wartości kolorystyczne. Natomiast moje malarstwo, którego na wystawie nie ma, jest z dużymi natężeniami kolorystycznymi, z nasyceniem i kontrastowymi walorami. W każdej z technik wydobywam jej największe atuty.

 

To pierwsza pana wystawa w Łomży?

P.K: Tak. W pobliskim Białymstoku miałem rok temu wystawę grafiki. Po skończeniu studiów debiutuję na terenie północnego Mazowsza. Mam do Łomży stosunek sentymentalny, bo tutaj pretendowałem do liceum plastycznego, co prawda się nie dostałem, ale pozostało ulotne wspomnienie miejscowości.

 

Pochodzi pan z Tykocina i czy zdarza się, że fakt ten ma odbicie w pana twórczości? Może porusza pan tematy związane z wielokulturowością?

P.K: W jakimś stopniu chyba tak, ale trudno mi to skategoryzować. Zwłaszcza, że najgłębsze źródło inspiracji było spowodowane zmianą miejsca zamieszkania na Łódź. To był to dla mnie potężny szok kulturowy. Mówi się, że Polska jest jednorodna, ale to zupełna fikcja. W aglomeracji obowiązują inne kody językowe, obyczajowe, inaczej wyglądają relacje międzyludzkie. W głównej mierze inspiruje mnie człowiek z dużego miasta. Prace stają się emanacją miejsca i czasu, w którym się aktualnie znajduję. Natomiast nie jest to emanacja bezpośrednia, tworzona pod wpływem impulsu, jak w przypadku twórczości Jacksona Pollocka, czy ekspresjonistów, jest to raczej refleksja zsumowana, bardziej analityczna, a może nawet próba rekonstrukcji tego, co widziałem. Zdjęcia, z których korzystam pochodzą z różnych źródeł i z różnych czasów, i to się wszystko w jednej pracy kumuluje, jako wypadkowa różnych nastrojów, sytuacji, lęków.

 

Prace przez to mieszanie teraźniejszości z przeszłością stają się ahistoryczne?

P.K: Niekoniecznie, bo widać na nich jednak, że ciągle mowa o człowieku współczesnym. Po pewnych detalach, dość skromnie sugerowanych, można wyciągnąć wniosek, że jest to człowiek przynajmniej dwudziestowieczny aż do chwili obecnej.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Niedziela W Muzeum Północno – Mazowieckim i wilki Alfreda Wierusz – Kowalskiego

 

W Muzeum Północno – Mazowieckim w Łomży otwarta została wystawa „Malarstwo polskie przełomu XIX i XX wieku. Alfred Wierusz – Kowalski i inni”. Ekspozycję można było zorganizować dzięki uprzejmości Muzeum Okręgowego w Suwałkach, stamtąd pochodzą w przeważającej części zbiory zaprezentowane w łomżyńskiej placówce.

 

- W ubiegłym roku stworzyliśmy wystawy stałe dotyczące życia i twórczości Alfreda Wierusz-Kowalskiego, archeologiczną i historyczną. A stworzenie stałej wystawy polskiego malarstwa przełomu XIX i XX wieku planujemy w najbliższym czasie – powiedział Jerzy Brzozowski. – Zręby kolekcji stworzył mój poprzednik, zmarły w ubiegłym roku Zygmunt Filipowicz. To on dzięki dobrym kontaktom z rodziną Wierusz-Kowalskiego, pozyskał do naszych zbiorów liczne obrazy oraz pamiątki, między innymi meble z monachijskiej pracowni – dodał dyrektor suwalskiego muzeum.

Eliza Ptaszyńska, specjalistka od twórczości Alfreda Wierusz – Kowalskiego i malarzy monachijskich oraz kurator wystawy, wprowadziła zebranych w świat malarstwa polskiego przełomu dwóch wieków.

- Główną cechą dziewiętnastego wieku były dynamiczne zmiany, postęp techniczny oraz demograficzny. Zmieniał się wtedy także obraz polskiej kultury, powstawały pracownie artystyczne i kluby, ale jednocześnie utrata państwowości oraz restrykcje zaborców i brak mecenatu państwowego, kościelnego i mieszczańskiego, sprawiały, że malarstwo polskie rozkwitało jednak na obczyźnie, w Monachium – zaznaczyła Eliza Ptaszyńska. – Na wystawie zaprezentowane zostały prace artystów ze szkoły monachijskiej oraz krakowskiej – dodała pracownica Muzeum Okręgowego w Suwałkach.

 

Alfred Wierusz – Kowalski urodził się w 11 października 1849 roku w Suwałkach, jako syn notariusza i córki zarządcy majątku, w rodzinie dobrze sytuowanej. Zmarł 16 lutego 1915 roku w Monachium. W latach 90. XIX wieku malarz otrzymał prestiżowe wyróżnienie – medal pierwszej klasy na międzynarodowej wystawie malarstwa w Monachium. Nagrodzony został wizerunek wilka odrzuconego przez stado. Włodzimierz Kalicki, pisarz i dziennikarz, twierdzi, że artysta odkrył, tak jak i inni monachijczycy, zasobny w gotówkę rynek amerykański, a temat wilka, był dla niego niczym „produkcja seryjna”. „Nie raz w listach do rodziny w majątku Mikorzyn domagał się przysyłania najświeższych fotografii trzymanej tam w niewoli pary wilków, Wilusia i Wilii, bo już mu się pomysły na upozowanie wilczych bohaterów kończyły.” (GW)

Był jednak Alfred Wierusz – Kowalski artystą, który doskonale opanował warsztat malarski i w tym względzie wyprzedzał innych reprezentantów szkoły monachijskiej. Choć jednocześnie… w czasie, gdy tworzył pejzaże o jednorodnej tematyce, dogorywał już impresjonizm, a Paul Cezanne otwierał drogę sztuce nowoczesnej.

Na wystawie w Muzeum Północno - Mazowieckim w Łomży zaprezentowane zostały prace sześćdziesięciu artystów polskich urodzonych w latach 1849 – 1930, między innymi dwie prace genialnego Jacka Malczewskiego.

Wystawę można zwiedzać do 27 kwietnia 2014 roku.

 

Jolanta Święszkowska


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama