Polskie podziemie niepodległościowe i antykomunistyczne toczyło walkę ze służbami bezpieczeństwa Rosji sowieckiej i podporządkowanymi im agendami w Polsce, sprzeciwiało się powojennej okupacji kraju. Bezpieka zwalczała konspirację niepodległościową na rozmaite sposoby, w 1945 roku utworzono Centralną Komisję Likwidacyjną AK. Ujawniło się wtedy pięćdziesiąt tysięcy patriotów, których ubecy mieli instrukcję „internować i odosobnić”. Podobnie było po „amnestii” z 47. roku, ujawniło się wtedy ponad sześćdziesiąt siedem tysięcy osób. Pozyskana podczas przesłuchań wiedza posłużyła ubekom do represji wobec ujawnionych i pomogła w wyłapywaniu bojowników toczących nadal walkę. Na Ziemi Łomżyńskiej i w ościennych powiatach, podziemie niepodległościowe działało bardzo prężnie, wystarczy przypomnieć takie osobowości jak: Jan Tabortowski pseudonim „Bruzda” czy Stanisław Marchewka „Ryba”, który zginął w nocy z 3 na 4 marca w Jeziorku w roku 1957 jako ostatni partyzant w Polsce północno-wschodniej. „Żołnierze Wyklęci” – termin upowszechnił w latach dziewięćdziesiątych dziennikarz i pisarz Jerzy Ślaski. Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” to polskie święto państwowe, które pierwszego marca będziemy obchodzić już po raz czwarty.
Powstanie film o Żołnierzu Wyklętym
„Oświęcim przy nich to była igraszka” – zdążył powiedzieć żonie po trwających miesiącami przesłuchaniach i torturach. Niedługo przed śmiercią z rąk UB.
Rotmistrz Witold Pilecki do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz trafił jako ochotnik. Współtworzył w nim Związek Organizacji Wojskowej, który przekazywał aliantom pierwsze na świecie raporty o Holokauście. Po spektakularnej ucieczce z obozu zagłady Pilecki kontynuował pracę w konspiracji. Zasłynął jako wyśmienity dowódca liniowy w Powstaniu Warszawskim. W 1947 roku został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i skazany w procesie pokazowym na karę śmierci. Wyrok wykonano 25 maja 1948 r.
Stowarzyszanie Auschwitz Memento postanowiło zrealizować pełnometrażowy film dokumentalny o ikonie polskiego patriotyzmu. W ciągu kilku lat inicjatorzy projektu próbowali bezskutecznie zainteresować postacią Witolda Pileckiego Polski Instytut Sztuki Filmowej, Ministerstwo Kultury, Ministerstwo Obrony Narodowej, Małopolski Urząd Marszałkowski oraz Muzeum Historii Polski.
O wypowiedź poprosiliśmy Bogdana Wasztyla, dziennikarza, publicystę, trzykrotnego zdobywcę nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, oraz przewodniczącego rady programowej Stowarzyszenia Auschwitz Memento.
- W sprawie filmu rozmawiałem z przedstawicielami Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej będąc jeszcze dyrektorem TVP Kraków. Moim zamysłem była produkcja filmów związanych z tematyką Auschwitz, chodziło głównie o dzieła dokumentalne opowiadające o polskich ofiarach niemieckiego obozu. Wyczułem u mojego rozmówcy wyraźną niechęć do ukazywania Auschwitz poprzez pryzmat polskich ofiar obozu, jakiś irracjonalny lęk, że takie ujęcie tematu może doprowadzić do kolejnej awantury wokół Auschwitz. Przy takim nastawieniu urzędników ubieganie się o dotacje PISF wydało mi się bezcelowe. Postanowiliśmy poszukać pieniędzy składając projekty w konkursach organizowanych przez inne instytucje publiczne. Wnioski nie zyskały uznania. Tymczasem inne nasze pomysły, odległe od tematyki Auschwitz, otrzymywały dofinansowanie. To zaskakujące, że postać Witolda Pileckiego budzi taki niepokój. Zwłaszcza, że z perspektywy oceny historycznej i moralnej, to najjaśniejsza twarz polskiego patriotyzmu.
Jolanta Święszkowska: Stowarzyszenie nie otrzymało wsparcia instytucjonalnego na realizacje filmu o rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Czy przy udziale „społeczeństwa obywatelskiego” uda się zrealizować projekt?
Bogdan Wasztyl: Siła społecznego zaangażowania jest olbrzymia. Akcja zdobyła rozgłos, co przekłada się także na zebrane fundusze – zdobyliśmy 180 tysięcy i brakuje nam już tylko około 34 tysięcy. Planujemy zrealizować film wczesną jesienią obecnego roku, premiera odbędzie się 25 września, bo wtedy planowany jest także uroczysty pogrzeb ofiar systemy komunistycznego, których ciała spoczęły na tak zwanej „Łączce” przy Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Do wypicia jest jednak i czara goryczy. Prosiliśmy o pomoc przedstawicieli społeczeństwa wywodzących się z wyborów powszechnych. Zwróciliśmy się do parlamentarzystów oraz europarlamentarzystów z prośbą o wsparcie projektu. Wyłączyliśmy z tego grona przedstawicieli Ruchu Palikota, gdyż nie uznajemy za partnerów w dyskusji osoby uznające za zbędne hymn i godło narodowe. Wysłaliśmy indywidualnie wiele listów elektronicznych z prośbą o wpłacenie na zbiórkę publiczną ledwie stu złotych. Odzew parlamentarzystów był minimalny (konto zbiórki zasiliło tylko 7 posłów – 5 z PiS i 2 z PO). Jeszcze gorzej było z przedstawicielami państwa w Europarlamencie. Prawdziwy dramat ujawnił się także na szczeblu samorządowym, ledwie jedna gmina odpowiedziała na nasz apel. Otrzymaliśmy za to kilkadziesiąt odpowiedzi, z których wynika, że ludzie z wyższym wykształceniem, reprezentanci społeczności lokalnych nie rozumieją prostego pisma. Prosiliśmy o wsparcie prywatne „nie uszczuplające domowego budżetu”. A otrzymywaliśmy odpowiedzi, że gminy nie mają możliwości prawnych wspierania zbiórek publicznych... To chyba znak czasu albo choroby drążącej społeczeństwo. W wielu sytuacjach utożsamiamy publiczne z prywatnym. Natomiast, gdy trzeba sięgnąć do własnej kieszeni, następuje gwałtowny odwrót od tematu, bądź elementarne niezrozumienie..
Wspaniała biografię Witolda Pileckiego „Ochotnik” napisał włoski historyk Marco Patricelli. Czy stanie się ona podstawą scenariusza filmowego?
B.W: Tylko na poziomie badania mentalności i wrażliwości historycznej zachodniego odbiorcy. Chcemy z naszym dziełem wyjść poza polski rynek. Film będzie posiadał kilka wersji językowych (napisy). Zaznaczam jednak, że nie będzie dziełem komercyjnym lecz misyjnym. Udostępnimy go nadawcom telewizyjnym za symboliczną złotówkę, oraz w całości umieścimy w Internecie. Film wyreżyseruje Dariusz Walusiak, zajmujący się m.in. dokumentowaniem historii Polaków na wschodzie i tematyką Żołnierzy Wyklętych. W gronie ekspertów jest Tadeusz M. Płużański, syn znanego Tadeusza Płużańskiego, najbliższego współpracownika rotmistrza. Wspierają nas także dr Adam Cyra, autor pierwszej biografii o Witoldzie Pileckim, oraz dr Jacek Pawłowicz z IPN-u, autor pięknego albumu o rotmistrzu.
Skąd niechęć by przypominać o bohaterach naszego kraju poprzez dzieła filmowe i inne aktywne akcje?
B.W: Wydaje mi się, że mamy tendencję do przedstawiania siebie gorszymi niż jesteśmy w rzeczywistości. To czym powinniśmy się szczycić wydaje nam się wstydliwe, nie na miejscu. A jesteśmy przecież narodem tak doświadczonym, który musiał zmierzyć się z dwoma totalitarnymi systemami. Kluczem do odpowiedzi na to pytanie może być anegdota, którą przytoczę. Pod koniec lat 80-dziesiątych napisałam tekst o obecnym Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wtedy było ono niezbyt dobrze zabezpieczone. Skutkowało to haniebnym procederem grzebania w stosach spaleniskowych i szukania tam stopionego z prochami złota. W ‘88 roku moja publikacja na ten temat ukazała się w „Dzienniku Polskim” i miesięczniku „Reporter”. Jerzy Urban, rzecznik rządu PRL poświęcił sprawie konferencję prasową. Zarzucił mi kłamstwo. Wtedy wiedza jaką zaprezentowałem została odrzucona jako niewygodna. Ponad dwadzieścia lat później Jan Tomasz Gross opisał podobny proceder w kontekście Majdanka. Te same osoby, które mnie atakowały, dziś gloryfikują wersję przedstawioną przez Grossa. Zmienił się kontekst historyczny i obecnie najbardziej akceptowalną wersją antropologiczną Polaka stała się cmentarna hiena, element aspołeczny. Stąd popularność Grossa i towarzyszące sprawie kampanie medialne. Opowieść o Witoldzie Pileckim łamie te nieprzychylne stereotypy o Polakach, które również na świecie zyskują dużą popularność.
Dziękuję za rozmowę.
Pieniądze na film o Witoldzie Pileckim można wpłacać na konto bankowe 31 8110 1023 2003 0300 3381 0002 Bank Spółdzielczy o/Oświęcim
Komentarze