PiS co jakiś czas wraca z nowymi pomysłami dotyczącymi zmian w ordynacji wyborczej i kodeksie wyborczym. Część udało się wcielić w życie. Na przykład wydłużenie kadencji samorządów z 4 do 5 lat. Udało się też przesunąć wybory samorządowe na 2024 r., choć miały się odbyć w tym roku.
PiS tłumaczy się frekwencją wyborczą
Teraz PiS idzie dalej. Sejm rozpoczął właśnie prace nad poważnymi zmianami w kodeksie wyborczym. Jedna z głównych propozycji dotyczy zmiany minimalnej liczby mieszkańców, dla której może zostać utworzony obwód do głosowania. Dziś przepisy określają ją na poziomie od 500 do 4 tysięcy wyborców. Nowela proponuje obniżenie dolnej granicy do 200 osób.
„Biorąc pod uwagę strukturę zaludnienia i sytuację demograficzną na wsiach, należy wskazać, że miejscowości zamieszkałych głównie przez osoby starsze i mniej mobilne, w których mieszka mniej niż 500 mieszkańców, są tysiące. Oznacza to rzesze ludzi, dla których dotarcie do lokalu wyborczego, który jest zlokalizowany poza miejscowością, w której mieszkają, jest sporym wyzwaniem” – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Podział obwodu odbywałby się na wniosek wójta lub grupy co najmniej 5 proc. wyborców. Władza szacuje, że w taki sposób w Polsce może przybyć 6 tys. lokali wyborczych.
Kolejne zapisy w projekcie dotyczą ułatwień w dotarciu do lokali wyborczych. Na bezpłatny transport będą mogły liczyć osoby niepełnosprawne oraz seniorzy powyżej 60 lat, ale pod warunkiem złożenia odpowiedniego wniosku najpóźniej na 15 dni przed głosowaniem. Podobną możliwość mają mieć mieszkańcy gmin, w których nie funkcjonuje komunikacja zbiorowa.
Jak PiS tłumaczy zmiany? Politycy mówią, że przysłuży się wyższej frekwencji podczas wyborów.
Polacy nieufni
Tymczasem okazuje się, że Polacy nie mają zaufania do polityków PiS i ich planów. Aż 47 proc. ankietowanych obawia się, że jesienne wybory mogą zostać sfałszowane. Niemal tyle samo, bo 48 proc., nie ma takich obaw. To wyniki sondażu United Surveys dla „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM.
Dziennik zaznacza, że choć wyniki pokazują remis, to widać rozjazd poglądów.
„Wyborcy obozu rządowego generalnie takich obaw nie mają – nie boi się niemal 80 proc. z nich, a obawy ma 16 proc. Odmienne proporcje są wśród wyborców opozycji i niezdecydowanych. Tu ok. 70 proc. uważa, że rezultaty mogą być sfałszowane, a odpowiednio od 27 proc. do 33 proc. jest odmiennego zdania” – czytamy.
Komentarze