Państwowa Agencja Atomistyki uspokaja, że nie ma żadnego zagrożenia skażeniem radioaktywnym.
– PAA nie odnotowała żadnych niepokojących wskazań aparatury pomiarowej. Obecnie na terenie Polski nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi oraz dla środowiska – to komunikat agencji z poniedziałkowego poranka.
Jeżeli ktoś chce sam sprawdzić wyniki, to może to zrobić za pomocą interaktywnej mapy. PAA ma w całym kraju ponad 70 przyrządów pomiarowych, w tym ok. 40 stacji wczesnego wykrywania skażeń promieniotwórczych, tzw. stacje PMS. Stawiane są kolejne.
Ale wieści, które ostatnio płynęły z Ukrainy i Niemiec nie są dobre. Rosjanie ostrzelali południowoukraińską elektrownię atomową. Nic się nie stało, ale rakiety spadły 300 metrów od instalacji.
Dzień później w Niemczech doszło do awarii – wycieku. Strona niemiecka, a także polska, zapewniają, że nie ma zagrożenia dla ludzi.
Niepokoje pobudzają doniesienia zachodnich mediów, że prezydent Rosji może rozważać atak atomowy na Ukrainę.
I może strach w Polsce byłby mniejszy, gdyby nasze MSWiA nie wydało komunikatu, w którym informuje, że powiatowe straże pożarne zostały wyposażone w tabletki jodku potasu. To nieorganiczny związek chemiczny stosowany m.in. jako środek wykrztuśny. Przeciwdziała skutkom skażenia radioaktywnego, hamując wnikanie radioaktywnych izotopów do tarczycy. Jodek jest jednym ze składników płynu Lugola, który był podawany po katastrofie atomowej w Czarnobylu w 1986 roku.
– Jest to standardowa procedura, przewidziana w przepisach prawa i stosowana na wypadek wystąpienia ewentualnego zagrożenia radiacyjnego – zaznacza w komunikacie o jodku potasu MSWiA.
I dodaje: – Jednocześnie informujemy, że w obecnej chwili takie zagrożenie nie występuje, a sytuacja jest na bieżąco monitorowana przez Państwową Agencję Atomistyki. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa są w ciągłej gotowości, a odpowiednia ilość jodku potasu jest zabezpieczona dla każdego obywatela Polski – dodaje.
To nie uspokoiło ludzi. – Dzwoniła moja matka. Mówiła, że w elektrowni atomowej doszło do wycieku i prosi, żeby załatwić jej jodek potasu – opowiada N4M pani Dominika z Lublina. – Prosiła, żebym szybko sprawdziła te informacje.
Dodajmy, że lekarze nie zalecają przyjmowania jodku bez powodu. Nie ma działania profilaktycznego. To po prostu zbędne przyjęcie leku.
– Skutkiem ubocznym stosowania preparatów ze stabilnym jodem może być nadmierne uaktywnienie tarczycy, co może doprowadzić do jej nadczynności. U niektórych pacjentów, w tym cierpiących na zaburzenia układu krążenia, może to doprowadzić do zagrożenia zdrowia i życia – przypomina też PAA.
Ale takie zapewnienia nie działają.
– Mamy bardzo wiele telefonów w sprawie jodku potasu. Nie możemy go sprzedać bez recepty i proszenie nic tu nie da. Ale klienci są nieźle zorientowani. Wiedzą, że dostępne są produkty z jodkiem potasu bez recepty. I takie kupują, choć to suplementacja i na pewno nie ma takiego działania jak lek – mówi N4M jedna z farmaceutek w Puławach.
Okazuje się, że natłok klientów pytających o jodek czy płyn Lugola zaczął się już wcześniej. Zaraz po ataku Rosji na Ukrainę.
– Sprzedaż tego rodzaju preparatów wyraźnie wtedy wzrosła – przyznaje farmaceutka jednej z aptek internetowych.
Na tę panikę zareagował wojewoda lubelski. Na konferencji prasowej o tabletkach z jodkiem mówił tak:
– Mamy je zabezpieczone w takiej ilości, która przekracza liczbę mieszkańców województwa. Dlatego nie powinni oni podejmować w tym zakresie absolutnie żadnych działań – przekonywał Lech Sprawka.
I dodał, że jeśli zajdzie potrzeba, każdy otrzyma lek w jak najkrótszym czasie.
Przypomnijmy, że 1 czerwca tego roku w życie weszło rozporządzenie ministra zdrowia dopuszczające prowadzenie przez apteki dystrybucji produktów leczniczych, wyrobów medycznych. W czasie kryzysu jodek potasu będzie rozdawany w aptekach. Trafi także do szkół.
Komentarze