– Nie mam żadnych sygnałów od Ministerstwa Zdrowia i służb sanitarnych, które by świadczyły o tym, że grozi nam w jakikolwiek sposób ograniczenie nauki stacjonarnej, więc przygotowujemy się do pełnego trybu stacjonarnego, tak jak w ubiegłym roku – twierdził na początku lipca minister edukacji i nauki, Przemysław Czarnek.
Wielu rodzicom mógł w tym momencie spaść kamień z serca. Każdy z nich pamięta najgorszy czas pandemii, kiedy kolejne szkoły były zamykane, a uczniowie musieli uczyć się w domach. Doszło nawet do tego, że rząd zarządził zdalne lekcje w niemal wszystkich placówkach. Każdy z rodziców pamięta kłopoty ze sprzętem, którego w wielu domach brakowało, nieprzygotowanych do takich lekcji nauczycieli i uczniów, którzy nie potrafili obsługiwać aplikacji.
Ale Czarnek mówił o zdalnej nauce w kontekście COVID-19, a zaznaczmy, że sytuacja się zmienia i przybywa zakażeń. Tymczasem na horyzoncie zaczęło wzbierać nowe zagrożenie, które może wysłać dzieci i młodzież do domów. To kryzys energetyczny. Wszyscy dziś się zastanawiają, czy w Polsce nie będziemy zimą marznąć, bo zabraknie nam węgla i gazu.
Okazuje się, że resort Czarnka przygotował już projekt przepisów dotyczących tej kwestii i nauki zdalnej.
Zgodnie z projektem rozporządzenia, w roku szkolnym 2022/2023 dyrektor przedszkola lub szkoły będzie zobowiązany do zorganizowania zajęć zdalnych w sytuacji, gdy zajęcia zostaną zawieszone z powodu zagrożenia bezpieczeństwa uczniów.
Co się kryje pod tym sformułowaniem? Wyliczono, że nauka zdalna jest możliwa:
- w związku z organizacją i przebiegiem imprez ogólnopolskich lub międzynarodowych,
- w związku z nieodpowiednią temperaturą zewnętrznej lub w pomieszczeniach,
- w związku z zagrożeniem epidemiologicznym.
Uwagę przykuwa punkt numer 2, bo może zwiastować, że rząd bierze pod uwagę kryzys, ograniczenie produkcji ciepła i nieogrzewane szkoły.
Węgiel i gaz
Premier Mateusz Morawiecki polecił państwowym spółkom kupić na zagranicznych rynkach 4,5 mln ton węgla. Mają na tom czas do końca października.
Z kolei rządy państw Unii dogadały się w sprawie planu zmniejszenia zużycia gazu na zimę. Polska i kraje Południa wywalczyły dla siebie sporo wyjątków, dzięki którym potencjalne skutki mają być mniej dotkliwe. Oszczędnościami nie będą objęte kraje, które mają magazyny gazu wypełnione przynajmniej w 80 proc. Obecnie w Polsce to ponad 90 procent.
Komentarze