Informatyczny przewrót w edukacji jako pierwszy zapowiedział premier Donald Tusk. Był rok 2008. Cztery lata później pilotażowo wdrożono „Cyfrową szkołę”. Koszt wstępnie oszacowano na ponad 60 mln zł.
Kolejny rząd uruchomił kolejny program: „Aktywna tablica”. Na sprzęt, szkolenie uczniów i nauczycieli z technologii informacyjno-komunikacyjnych przeznaczono prawie 280 mln zł. Wprowadzono też program budowy publicznej sieci telekomunikacyjnej, żeby szkoły mogły zostać podłączone do bezpłatnego i bezpiecznego internetu. Teraz popularnością cieszą się „Laboratoria przyszłości”.
Choć inicjatyw jest więcej i są realizowane z różnymi skutkami, to wydawało się, że w sumie pomogą dogonić „cyfrową” zagranicę. Okazuje się jednak, że to wciąż za mało, żeby polskie szkoły mogły się równać z zachodnioeuropejskimi. Wszystkie słabości brutalnie obnażyła pandemia, która pokazała że wielu uczniów i nauczycieli jest technologicznie upośledzonych.
Jednocześnie pandemia okazała się tym, co przyspieszyło cyfryzację polskich szkół. Przejście na zdalny tryb nauki wymusiło szybką „reformę” systemu edukacji. Z jednej strony młodzież w większym stopniu zaczęła pracować z wykorzystaniem urządzeń IT (blisko połowa uczniów i nauczycieli w dni robocze spędzała w internecie minimum 6 godzin dziennie!).
Z drugiej strony edukacyjna „rewolucja” uwidoczniła skalę niedoborów, m.in. brak wystarczających kompetencji cyfrowych czy niedostatecznie rozwiniętą infrastrukturę technologiczną. To sprawiło, że część dzieci zaczęło „płacić” podatek od cyfrowej biedy, nie radząc sobie z oderwaniem od nauki stacjonarnej.
Wojciech Sak, wiceprezes Vulcana (polskiej firmy zajmującej się kompleksową komputeryzacją szkolnictwa) i dyrektor rozwoju biznesu w Nowej Erze (razem tworzących największy w Polsce edtech), w rozmowie z Newserią Biznes podkreśla, że jesteśmy na bardzo początkowym etapie wykorzystywania w szkolnictwie nowoczesnych technologii (jak wirtualna rzeczywistość czy druk 3D), w tym masowego zastosowania ich do wspierania pracy z uczniami mającymi specjalne potrzeby edukacyjne. A wyzwań jest coraz więcej – tym bardziej że do szkół podstawowych już wkroczyło pokolenie Alfa (osoby urodzone po 2010 roku), których potrzeby są zupełnie inne niż ich poprzedników z pokolenia Z. Pomóc w tym mogą właściwie wykorzystywane technologie cyfrowe.
Czy polskie szkoły są do tego przygotowane?
– W polskich szkołach widać postęp technologiczny – uważa Agata Bartkiewicz, dyrektorka Centrum Szkolenia Lotniczego. Technikum Lotniczego w Nagoszewie koło Ostrowi Mazowieckiej. – Jest coraz więcej laptopów czy tabletów, z których mogą korzystać uczniowie i nauczyciele. To z pewnością dobry kierunek, ponieważ dziś nie można skutecznie przygotowywać młodych ludzi (nastolatków 3.0.) do dorosłego życia, nie bazując na świecie cyfrowym. Dla młodzieży jest to przecież naturalne środowisko.
Z raportu Komisji Europejskiej dotyczącym postępu cyfrowego Polska zajęła 24 miejsce na 27 krajów UE.
Komentarze