Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 09:39
Reklama

To tylko symulacja i aż symulacja [FOTO]

– Halina co ci jest, ocknij się, wstawaj! Ona ma moją butelkę w kieszeni, oddajcie butelkę, ja za nią zapłaciłem!!! – krzyczy zataczający się około pięćdziesięcioletni mężczyzna do grupy młodych dziewczyn udzielających pomocy nieprzytomnej, nieoddychającej kobiecie. Dochodzi do szarpaniny. Wszystko dzieje się na ulicy Akademickiej 1 w sobotę. Na szczęście to symulacja medyczna, dzięki której studenci pielęgniarstwa Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości dowiadują się jak nieść pomoc w warunkach ulicznych, takich jak kolizje, wypadki, zdarzenia z udziałem gapiów. Poznają sprzęt ratowników medycznych, ich metody działania, „dotykają” unikalnej wiedzy, której nie ma w książkach.

Autor: PWSIiP w Łomży

– To sytuacja z mojego życia wzięta, jedna z wielu podobnych – mówi Dariusz Fiedorowicz, ratownik medyczny z 25-letnim stażem w Wojewódzkiej Stacji Pogotowie Ratunkowego w Łomży. – Nie wszystko jest takie piękne jak w książkach. Uczymy się schematów postepowania, i super, ale życie pisze swoje dziwne scenariusze. Wszystkie zajęcia w formie ćwiczeń, symulacji, przygotowują do tego, że udzielanie pomocy to wiele nieprzewidywalnych zdarzeń. Każdy przypadek jest inny, każdy człowiek jest inny,  jest inne otoczenie. Do tego dochodzą stres oraz obciążenie psychiczne, gdy jedziemy do wypadku. Dlatego im więcej ćwiczeń, tym później prościej w pracy.

Warsztaty interdyscyplinarne z udziałem służb ratunkowych są częścią projektu Centrum Symulacji Medycznej.  Studenci pielęgniarstwa ćwiczyli w sobotę w PWSIiP w Łomży tak zwane zdarzenia masowe: wypadki, kolizje, uliczne zasłabnięcia. Udział w warsztatach był dobrowolny, a zostały one zaaranżowane z udziałem ratowników medycznych, profesjonalnych karetek pogotowia.

– Studenci uczą się dziś pracy w zespole, w warunkach losowych, gdzie reakcje chociażby obserwatorów danego zdarzenia są nieprzewidywalnie. Pielęgniarki mogą pracować w zespołach ratownictwa medycznego, czyli szpitalnych oddziałach ratunkowych, stacjach ratownictwa medycznego, a to oznacza, że oswojenie się ze sprzętem i procedurami oraz codziennością zawodową ratowników medycznych, są niezwykle potrzebne. Szybka reakcja w warunkach ulicznych jest kluczem do udzielenia pomocy – mówi dr n o zdr. Joanna Chilińska, pielęgniarka, prodziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu PWSIiP oraz wicedyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Łomży przekształconego w jednoimienny.

Podczas warsztatów studenci mogli założyć i bezpiecznie zdjąć uniform, z którego korzysta się podczas kontaktu z pacjentem „covidowym”. Zobaczyli także specjalny namiot do transportu pacjenta zakażonego.

Agnieszka Siedlecka jest na drugim roku pielęgniarstwa w PWSIiP w Łomży.

– Symulacja medyczna umożliwia doskonalenie czynności na trenażerach i fantomach. Później, gdy będziemy pracować z pacjentami, będzie nam łatwiej – mówi młoda dziewczyna.

W symulacji medycznej brała udział wielokrotnie, przede wszystkim w prowadzonym przez uczelnię Centrum Symulacji Medycznej, naszpikowanym nowoczesna aparaturą i przede wszystkim prowadzonym przez zespół profesjonalnych szkoleniowców symulacji medycznej. Wśród nich jest między innymi dr Ewa Fiega, pielęgniarka, nauczyciel akademicki, kierownik Zakładu Pielęgniarstwa w PWSIiP.

– Zdarzało mi się w życiu pomagać ludziom nie tylko w bezpiecznych warunkach oddziału, ale także na ulicy. W takich sytuacjach trzeba po prostu wykonywać swoją robotę, ale także reagować na otoczenie. Raz usłyszałam, przy reanimacji kobiety po wypadku, żebym się odsunęła i nie robiła  krzywdy poszkodowanej. Pomoc na ulicy polega także na uspokajaniu emocji tłumu – mówi dr Ewa Fiega.

Dwuosobowe zespoły

W karetkach pogotowia w całym kraju coraz częściej zdarzają się redukcje składu osobowego do dwóch osób. Umożliwia to art. 36 Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Społeczny Komitet Ratowników Medycznych krytykował wprowadzone w 2020 roku rozwiązanie, wzywając decydentów do „zaprzestania redukcji składu zespołów ratownictwa medycznego i wprowadzenia w całym kraju jednolitego modelu trzyosobowych zespołów ratownictwa medycznego”.

– Torba reanimacyjna waży 30 kilogramów, torba z lekami 10 kilogramów, podobnie defibrylator, respirator. Około 60 kilogramów samego sprzętu trzeba wnieść i znieść, czasem na czwarte piętro. Do tego dochodzi często pacjent. Dobrze, że jest z nami Lucas – mówi Krzysztof Szuba, ratownik medyczny oraz absolwent pielęgniarstwa w PWSIiP. Lucas to urządzenie, które jest w standardzie Łomżyńskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, służy do dekompresji klatki piersiowej. – To trzecia osoba w zespole, ułatwia prace, ale jego także trzeba wnosić i znosić, a trochę waży – mówi  z uśmiechem ratownik.

Krzysztof Skuba podkreśla, że studenci PWSIiP mają obecnie świetne warunki do nauki, mogą poznać sprzęt, przećwiczyć różne zdarzenia i procedury dzięki symulacji medycznej.  – My kiedyś ćwiczyliśmy na sobie, teraz są fantomy i trenażery. I takie zajęcia, jak dzisiejsze.

„Nie kłam medyka, nie kłam ratownika” i nieś pomoc

– Świadomość społeczna rośnie, zwłaszcza u młodzieży i dzieci. Jeździmy do szkół, pokazujemy sprzęt, uczymy jak udzielać pomocy i są tego efekty. Pamiętam sześcioletnią dziewczynkę, która wezwała do swojej babci, konkretnie do zasłabnięcia, zespół ratowników. Samodzielnie ułożyła babcię w pozycji bocznej ustalonej, w ten sposób uratowała życie starszej kobiecie, która zachłysnęła się jedzeniem – mówi Mariusz Dzbeński, ratownik medyczny Wojewódzkiej Stacji Pogotowia w Łomży.

Od momentu wprowadzenia w Polsce stanu zagrożenie epidemicznego, media krajowe i lokalne zachwycały się postawą ratowników, którzy znaleźli się na pierwszej linii frontu waliki z koronawirusem.

– Słyszymy miłe słowa z przestrzeni medialnej, miłe słowa od pacjentów, ale też przykre słowa od innych pacjentów, którzy nie rozumieją, że pandemia wymusiła na nas określone procedury. Do każdego pacjenta ubieramy nowe maski, w zależności od zgłoszenia, także kombinezony. Musimy odkażać za każdym razem sprzęt. Ludzie niestety nie akceptują faktu, że na przykład powinni zaliczyć konsultację na oddziale zakaźnym, bo ze względu na objawy nie mogą trafić wprost na SOR. Hasło szpital jednoimienny wzbudza w nich strach, odmawiają transportu, co ma czasem tragiczne konsekwencje – mówi Mariusz Dzbeński.

Akcja „Nie kłam medyka, nie kłam ratownika” zatoczyła szerokie echo w całej Polsce. Czy jest potrzebna? Z pewnością.

 – Zdarza się, że pacjenci nas okłamują. Zatajają objawy duszności, gorączki. Jeśli do takiego pacjenta wejdziemy bez kombinezonu, naszym obowiązkiem jest wyjść, założyć kombinezon, wejść ponownie. Tracimy czas. Zdarza się, że przez takie incydenty nasz zespół trafia na kwarantannę, jest wyłączony z niesienia pomocy, karetka stoi. Nie kłamcie nas! My i tak przyjedziemy, i tak wam pomożemy. Ale musimy wiedzieć do czego jedziemy, z czym się zmierzymy, aby się dobrze przygotować – apeluje Mariusz Dzbeński.

Warsztaty zwieńczyła symulacja wypadku drogowego, w którym było sześciu poszkodowanych. Ratownicy i studenci sprawnie udzielali im pomocy.

Opublikowała: M.S

 



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama