Król znalazł się w niebezpieczeństwie. Rycerz Trzaska rzucił się do jego obrony z takim zapałem, że złamał miecz. Monarcha podał mu swój. Ostrze ponownie nie wytrzymało. Ale losy bitwy zaczęły się już zmieniać. Król ocalał. Dzielnego i bardzo silnego rycerza nagrodził herbem.
Tyle legenda, w której pojawia się najczęściej Bolesław Chrobry. Wydarzenie i jego główny bohater może należeć do sfery wyobraźni, a może do sfery faktów. Na pewno realny jest herb Trzaska: dwa złamane miecze, a między nimi półksiężyc na błękitnym tle. Jak każe heraldyka, złoto, błękit, pawie pióra nad herbową tarczą. Trzymają ją pawie, ptaki o niezwykłe symbolice. Z jednej strony próżność i pycha, z drugiej - nieśmiertelność i wieczność.
Herb w pracowni mistrza Mieczysława Mazura jest szczególny jeszcze z kilku powodów. Nad tarczą ma szlachecką koronę, a na pawich ogonach - godło nie pradawne, tylko zupełnie współczesne. Symbolika słowiańska, ale też credo z innego kręgu kulturowego i spod opieki zupełnie innej Muzy: ORBIS NON SUFFICIT. Mieniący się kolorowym szkłem herbowy witraż znalazł się nad wejściem do jednej ze staromiejskich kamienic w Łomży.
- Gust zamawiającego jest decydujący, ale mnie nie jest wszystko jedno - mówi twórca dzieła Mieczysław Mazur. - Pozostaję wierny klasycznej formie witraża jako liber pauperum, czyli obrazowej opowieści dla nieoświeconych, niepiśmiennych. Czysto abstrakcyjne kompozycje do mnie nie przemawiają.
Mistrz Mieczysław o sztuce witrażownictwa wie wszystko. Poczynając od technologii obróbki szkła po cały kontekst kulturowy poszczególnych dzieł. Każdy fragment kolorowego szkła zatopionego w ramy i dopasowanego do innych fragmentów nie może być zastąpiony innym.
- Nie ma miejsca na "widzimisię". Kolory mają znaczenie symboliczne i liturgiczne. Uświęcone tradycją atrybuty muszą towarzyszyć określonym postaciom z tradycji biblijnej. A jednocześnie - to przecież sztuka, a nie rzemiosło na masową skalę.
Prace Mieczysława Mazura nadają niezwykłego charakteru świątyniom. Ma na swojej artystycznej drodze jednak także witraże w salonach wiejskich domów albo nawet drzwi do łazienki z kompozycją całkiem frywolną.
- Zawsze robię, jak potrafię najlepiej - zdradza swoje credo.
Tak też potraktował pracę nad herbem Trzaska dla przyjaciela. Mistrz Mieczysław odgraża się, że może to być jeden z ostatnich witraży z jego pracowni.
- Nie widzę sensu tworzenia nowych. Uczniów też nie wezmę, bo nie traktuję tego jak rzemieślnik - wszystko i tak musiałoby przejść przez moje ręce - mówi.
A ponieważ jest istotą, której nie dotyka upływ czasu, nie zamierza porzucić sztuki.
- Skłaniam się ku malarstwu - zapowiada Mieczysław Mazur.
Komentarze