Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 14:29
Reklama

Dogadałam się sama ze sobą - Na Starym Rynku Olga Bończyk [VIDEO]

Idzie pod prąd. Choć zdecydowała, że chce być sama, to zupełnie nie czuje się samotna. Gra, pisze, komponuje i koncertuje. Kilka lat temu dogadała się ze sobą i dziś wie, czego chce. O tym, że każdy dzień to bonus od losu, nieustannym apetycie na nowe wyzwania, kobiecości i tkaniu swetra zwanego “życiem”, z Olgą Bończyk rozmawia Marlena Siok.
Dogadałam się sama ze sobą - Na Starym Rynku Olga Bończyk [VIDEO]

M.S: - Muzycznie Olga Bończyk to spełniony artysta, a co jeśli chodzi o duży ekran? Czy pojawia się pewien niedosyt? 

O.B: -  Tak. Zawsze powtarzam, że bardzo chciałabym zagrać w filmie czy serialu, który jest przyjemny. 

M.S: - Jaką rolę?

O.B: - Chciałabym zagrać rolę charakterystyczną. Nie chcę już grać prawniczek czy lekarek. Pań, które wynikają z mojego fizys. Bardzo pięknym przykładem jest przedstawienie, którego premiera była niecałe pół roku temu. W Teatrze Kapitol w Warszawie zrobilśmy spektakl pt. „O co biega”. To jest jedna z najlepszych fars światowych. Gram tam starą pannę. Brzydką, złośliwą, wredną, antypatyczną i do tego zakochaną w pastorze, która donosi, wszystkich dookoła poucza. Wydarza się sytuacja, że upija się w sztok. I w zasadzie 3/4 spektaklu gram kompletnie pijana, prawie tarzając się po ziemi. Dostałam tę rolę i pomyślałam, że jest to dla mnie ogromne wyzwanie, żeby pokazać, iż jestem aktorką wszechstronną. Ta rola została bardzo wysoko oceniona w rankingach teatralnych i cały czas słyszę, że nikt się nie spodziewał, iż potrafię zagrać taką postać. W końcu ktoś się odważył i dał mi szansę.

M.S: - A może samemu trzeba się upomnieć?  

O.B: - Problem polega na tym, że ja się nie proszę. To jest właśnie to moje chodzenie w życiu pod prąd. Nie umiem po prostu tego. Nie umiem chodzić na bankiety, stawać na ściankach, robić sobie popularności tylko dlatego, że przecięłam jakąś wstęgę. Bardzo wierzę w to, że moja praca i to, co robię na scenie, da komuś jakieś światełko w tunelu by zobaczyć, iż potrafię zagrać dobrze i różnorodne postaci. 

M.S: - To może teraz propozycje same się posypią?

O.B: - Bardzo bym chciała. W tej chwili jestem w trakcie prób do znakomitego spektaklu pt. „Kwartet”. I tutaj będzie musiał mi pomóc kostium i charakteryzacja. Nie wiem czy ktoś pamieta sprzed kilku lat film pod tym samym tutułem o czterech śpiewakach, którzy są w domu starców. My to robimy w Warszawskiej Operze Kameralnej, właśnie ze śpiewakami. Znakomite miejsce i znakomity reżyser Grzegorz Chrapkiewicz. Grają to prawdziwi śpiewacy operowi. Jestem po wydziale aktorskim, w związku z tym mam też umiejętność śpiewania operowego. Będziemy grać ludzi, którzy są w domu starców, więc i wiekowo będziemy przesunięci. Ta rola jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Znowu będę grała dużo starszą od siebie kobietę i muszę jeszcze zbudować jej cały psychiczny stan. 

M.S: - Czuła przystań to już drugi singiel, tuż po czułym kochanku. Co dalej? 

O.B: - Nagranych piosenek mam już pięć. Za chwilę nagrywam kolejne dwie, a w wakacje jest czas by nagrać jeszcze przynajmniej ze trzy piosenki. Współpracuję teraz z Alkiem Woźniakiem, którego młodsi słuchacze mogą kojarzyć z zespołu PIN. Jestem nim zauroczona. Jego talentem, muzykalnością, wrażliwością, a jednocześnie tym wszystkim, czego ja nie umiem, czyli współczesnym patrzeniem na muzykę. Wnosi on swoją pasję, ale też chęć pokazania mi, że ja też potrafię śpiewać piosenki dla trochę młodszego widza. 

M.S: - Będzie to próba rozliczenia się z przeszłością? 

O.B: - Na swój sposób każda płyta taka jest, jeśli pisze się do niej własne słowa. Moje teksty na pewno zawsze są odhaczaniem pewnych rzeczy, które się w moim życiu zdarzyły. Myśle, że to jest niezbywalne prawo każdego artysty. Ja nie robię tekstów dla innych, nie piszę do szfulady żeby po prostu były. Opowiadam o tym, co mnie dotyka, co mnie spotkało, co mnie męczy, drażni. To sprawia, że na swój sposób płyta staje się jakimś podsumowaniem moich życiowych stanów. 

M.S: - W takim razie również otwarciem nowych drzwi?

O.B: - Tak. Nie boję się zamykać starych drzwi i otwierać nowych. Może też dlatego, że umiem rozstawać się z ludźmi, sprawami, sytuacjami czy projektami w szacunku dla wszystkich, którzy brali w tym udział i dziękować im za ten czas. Umiem też powiedzieć „słuchajcie, muszę robić nowe rzeczy”. Mi jest szkoda życia żeby stać w miejscu. 

M.S: - A jak pracowało się z łomżyńskimi filharmonikami? 

O.B: - Fantastycznie. Niezwykle wrażliwi i muzykalni ludzie. To jest schemat, który zawsze się powtarza. Nie była to pierwsza filharmonia, z którą współpracuję. Te pierwsze próby są takie, gdy się trochę poznajemy. Mnie bardzo cieszy przenikanie świata muzyki poważnej do tej rozrywkowej. Na początku widzę, że są trochę zdystansowani i zrażeni prostotą. Jednak gdy słyszą, jak te proste dzwięki układają się w piękną muzykę, to nagle widzę uśmiechy na twarzach. Grają to z przyjemnością. Mogą popłynąć w inny świat. 



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama