Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 grudnia 2024 10:36
Reklama

Adam "Niepokonany" Kownacki

Jeszcze jeden krok do tytułu zawodowego mistrza świata w boksie wagi ciężkiej zrobił Adam Kownacki, Pięściarz, który pierwsze lata życia spędził w Konarzycach i Łomży, po 12 rundach wojny w Barclays Center w Nowym Jorku wygrał na punkty z Chrisem Arreolą. Jeden sędzia punktował 118 do 110 dla "Babyface", dwóch 117:111.

Autor: Getty Images

 Adam Kownacki zdobył w tej  w tej walce pas interkontynentalnego mistrza federacji IBF w wadze ciężkiej. Trochę to zostało wymyślone, aby walka była o "coś", bo naprawdę bokser z Konarzyc o pas mistrza  świata najważniejszych federacji będzie jeszcze musiał walczyć. Może cenniejsze jest to, że Kownacki z Arreolą stoczyli jeden z najbardziej fascynujących  pojedynków bokserskich ostatnich miesięcy. Ustanowili rekord w historii wagi ciężkiej w liczbie wyprowadzonych ciosów - 2172 i takich, które doszły do celu - 667. I jeszcze to, że "Babyface" w swojej dwudziestej zawodowej walce (same zwycięskie) zdobył bezcenne doświadczenie twardego wysiłku na pełnym dystansie. Wiele poprzednich pojedynków kończył bowiem przed czasem.

Komentatorzy z lubością podkreślali przed walką, że będzie to starcie dwóch czołgów: starszej  (Arreola, 37 lat) i nowszej generacji (Kownacki, 30 lat). Obaj bokserzy bowiem nie przejmowali się nigdy obroną, tylko prowadzili bezustanny atak. Mało kto jednak przewidział, że pod gradem ciężkich ciosów obaj przetrwają całe 12 rund. Nie było nawet żadnego liczenia. W dodatku, Chris Arreola kilka ostatnich rund boksował ze złamaną lewą ręką.

Nowojorską halę, ulubioną przez Adama Kownackiego, wypełnili głównie Polacy w biało-czerwonych strojach, szalikach, koszulkach. Była wśród nich żona Adama Kownackiego z ich synkiem Kazimierzem, na razie jeszcze schowanym pod sercem mamy (ma przyjść na świat pod koniec sierpnia).   

Mieli satysfakcję, gdy zabrzmiał polski hymn: wszystkie zwrotki w wykonaniu męskiego chóru. i z orkiestrą  Był to także dobry znak dla "Babyface", bo amerykański dla "Nightmare" (nocny koszmar) zabrzmiał słabiutko głosem samotnej wokalistki a capella.                         

A potem rozpoczęła się wojna. Skupiony Adam Kownacki od początku spycha Chrisa Arreolę do obrony. Ciosy proste, podbródkowe, sierpy. "Ostrzeliwany" był także korpus. Pierwsze trzy rundy zdecydowanie dla Polaka. Kolejne dwie to kryzys Adama Kownackiego. Potem znów jego odrodzenie. Może wolniejszy niż zwykle, ale z celniejszymi ciosami był nasz rodak. Do walki zrywał się także twardy jak stal Meksykanin.

Wreszcie ostatni gong. Karty punktowe są jednoznaczne: wygrywa Adam Kownacki.         


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama