Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 22 grudnia 2024 19:56
Reklama

Imperator na szczycie Empire State Building

Czym dla tenisa jest Wimbledon, tym dla biegowej rywalizacji w "drapaczach chmur" są zawody Empire State Building Run Up. Własną legendę buduje w nich Piotr Łobodziński, sportowiec klubu "Prefbet Śniadowo" Łomża.

Jeden z najstarszych wysokościowców na  świecie jest także jedną z architektonicznych ikon Nowego Jorku i całych Stanów Zjednoczonych. Empire State Building bywa scenerią melodramatów i komedii romantycznych, ale też kolejnych wersji filmów o King Kongu. Prestiżowe zmagania specjalistów od błyskawicznego  pokonywania schodów przyciągają zatem uwagę całego, nie tylko sportowego świata. Cieszy, że reprezentant łomżyńskiego klubu odgrywa w nich tak znakomitą rolę.          

Piotr Łobodziński juz po raz drugi w swojej karierze wygrał zawody Empire State Building Run Up. Pokonując 86 pięter i 1 576 schodów słynnego nowojorskiego drapacza chmur w czasie 10 minut i 5 sekund, ustanowił drugi najlepszy wynik w 42-letniej historii tej imprezy. Reprezentant LŁKS "Prefbet Śniadowo" Łomża na mecie o ponad minutę wyprzedził swoich rywali - Wai Ching Soh z Malezji (11:14) oraz Włocha Fabio Ruga (11:18).

Jak podkreśla Andrzej Korytkowski, prezes i szkoleniowiec klubu, najlepszy i najbardziej znany polski towerrunner po raz kolejny pokazał, że jest prawdziwym mistrzem w tej specjalności. Tym razem okazał się bezkonkurencyjny w rywalizacji na schodach najsłynniejszego nowojorskiego wieżowca – Empire State Building.

Piotr Łobodziński już raz wygrał te zawody w swojej karierze, w 2017 roku z wynikiem 10:31. Teraz było jeszcze lepiej, bowiem dwukrotny mistrz świata po pokonaniu 1 576 stopni i 86 pięter, dotarł na punkt widokowy słynnego budynku w czasie 10:05. Tym wynikiem łomżyniak poprawił swoje poprzednie osiągnięcie o 26 sekund oraz ustanowił drugi najlepszy czas w historii imprezy. Przez 42 lata trwania tych zawodów, tylko jeden człowiek pobiegł szybciej. W 2003 roku na szczyt Empire State Building w czasie 9:33 wbiegł Paul Crack z Australii. Polak, choć zanotował świetny rezultat, nie był do końca zadowolony ze swojego występu. Tak relacjonował na gorąco po starcie:

"Pomimo wygranej w biegu na ikonę towerruningu, czyli Empire State Building w Nowym Jorku nie jestem zadowolony z biegu. Plan był prosty. Wygrać i pobiec poniżej 10 minut, może zbliżyć się do kosmicznego rekordu 9:33. Do szczęścia zabrakło niewiele, bo 6 sekund. Wiem, że mogłem to pobiec, ale nie dałem z siebie wszystkiego. Trudno jest to uczynić, gdy rywale nie naciskają, a na trasie nie da się kontrolować tempa. Taki bieg w ciemno, taka specyfika schodów. Bieganie na wyczucie, co nie jest łatwą sztuką. Zacząć nie za szybko, nie za wolno i pobiec równo i do tego na miarę własnych możliwości. Skąd wiem, że wczoraj nie dałem maksa? Proste. Za metą stałem na nogach. Wniosek jeden, nie wyjechałem się do końca. A w komforcie rekordów się nie poprawia"

 



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama